
Przyczyna vs cel. A tylko w góry poszedłem…
Poszedłem w góry. Cel: przełęcz Zawrat i Orla Perć. Na trasie zaczęło padać. Już na podejściu, daleko od celu. Rozejście się szlaków było miejscem podjęcia decyzji: Zawrat czy wariant bezpieczniejszy. Gdy się zastanawiałem, dokładnie w tym momencie lunęło jeszcze bardziej. Ok., pomyślałem smętnie i poszedłem bezpieczniej. Jednak bez Zawratu będzie.
Jakieś dwie godziny później identyczna sytuacja. „A może na Świnicką Przełęcz?”. Wtedy chmury momentalnie się zagęściły i lunęło. Ok., Świnickiej też nie będzie.
Za pół godziny znowu decyzja: Przeł. Liliowe czy wciąż dołem? I wtedy… chmury się podniosły, deszcz niemal ustał, nawet zobaczyłem przełęcz, czyli pokazał się cel. Sprzyjająca pogoda utrzymała się dokładnie do końca podejścia. Gdy tylko dotarłem na miejsce, deszcz natychmiast się wzmógł, a chmury zasłoniły wszystko.
„Rozum”:
– no i co z tego? Nic. Przypadkowa seria, z której nic nie wynika. Kilka minut później lub wcześniej i mogło być zupełnie inaczej i poszedłbym też inaczej.
„Serce”:
– trzy razy z rzędu nie może być przypadkiem! Dwa razy dostałem ostrzeżenie, a za trzecim razem w sposób oczywisty ukazała mi się droga. To kosmos, bóg, bogowie, Matka Ziemia, czyli Gea [każdy wstawia, co mu pasuje] dają mi znaki. To dowód na: [każdy wstawia, co mu pasuje]. Jednostki z dużym ego dodadzą: dostaję znaki, jestem więc upatrzony przez kosmos, boga, bogów itd. Mam z nim/i łączność. Jestem lepszy i ważniejszy niż inni ludzie. Czas głosić słowo. No i mamy proroka. Czasem religijnego, czasem politycznego, czasem quasi-naukowego, czasem ekonomicznego. Mamy ich wszystkich wokół nas.
Do czego ma tendencję nasz umysł w takich przypadkach? Bo to przecież nie o same góry chodzi. To tylko charakterystyczny przykład. Lubimy widzieć związki. Z jednej strony to wspaniała cecha naszego umysłu: poszukiwanie związków, co przyczynia się do zrozumienia otaczających nas zjawisk, a z czasem do trafnego przewidywania kolejnych. Czają się tutaj jednak też przynajmniej dwie potężne pułapki. Wpadamy w nie codziennie. Czy to w życiu prywatnym, czy to zawodowym.
Pierwsza, to mylenie przyczynowości zjawisk z ich celowością. Każde zdarzenie ma przyczynę. Nie każde ma zdefiniowany cel (!). Zmiany natężenia deszczu i zachmurzenia podczas mojej wycieczki mają przyczyny. Da się je opisać meteorologicznie używając parametrów typu ciśnienie, wilgotność, temperatura itd. Dzięki temu potrafimy, czasem nawet całkiem dobrze, przewidywać zmiany pogodowe, a my śledzimy prognozy uzależniając od nich swoje działania (choćby jadę w góry lub przekładam wyjazd). Jednak zmiany pogody nie mają uprzednio zdefiniowanego celu. A już szczególnie skoncentrowanego na jednym człowieku, do tego zawsze na mnie. W tym przypadku część mojego umysłu stworzyła właśnie taki cel: ostrzec lub zachęcić Darka, którędy ma iść. Z jednej strony, to przejaw czystej, całkiem naturalnej, centralizacji świata wokół swojej osoby. Mnie ostrzega i prowadzi, a innych? Inni miewają wypadki, czyli mnie ostrzegło, a ich nie itd. Do tego zapominamy o setkach innych zdarzeń, przed którymi jakoś nic nas nie ostrzegało i nic nie sugerowało (klasyczny dowcip z tekstem do anioła stróża: „Gdzieś ty był, gdy się żeniłem?!”). Z drugiej strony, kto/co ma definiować ten cel? Ano właśnie. To tutaj pojawiają się bogowie, kosmos, Matka Ziemia, anioł stróż, czy też wszechobecne „Los tak chciał”.
Szczególnie, że jesteśmy wspaniali w wynajdywaniu celu zdarzeń post factum, gdy znamy ich skutki i wtedy tworzymy związek typu „To nie może być przypadek!”. Internet jest pełen pisanych z powagą deklaracji, że wszystko ma jakiś cel. Tymczasem wszystko na pewno ma przyczynę, a zdefiniowany cel zdecydowanie mniej. Wymyślanie celu zdarzeń przypadkowych post factum jest objawem myślenia magicznego. Lubimy to. O myśleniu magicznym w naszym codziennym życiu pisałem choćby w artykule „Astronom czy astrolog? Obaj na raz!”, LINK).
Druga pułapka, to mylenie współwystępowania z ciągiem przyczynowo-skutkowym. Dawnymi czasy, gdy przeleciała kometa, wieszczono wojny i katastrofy. Czy komety wywołują wojny i katastrofy? Dobry tysiąc lat wierzyliśmy, że tak. Niby wiemy, ze współwystępowanie jeszcze nie oznacza, że jedno jest skutkiem/ przyczyną drugiego, a i tak nasz umysł pakuje nas w tę pułapkę nieustannie. Droga pomiędzy stwierdzeniem, że jakieś zjawiska występują jednocześnie a dowodem (replikowalnym i falsyfikowanym, to ważne), że jedno jest przyczyną drugiego jest długa i żmudna. Inflacja? „Oczywiście” przyczyną jest napaść Rosji na Ukrainę. Aha, jeszcze winatuska. Może jest, może nie jest. Może mocno, a może jednak tylko troszeczkę, co po prostu trzeba udowodnić. Ale to wymaga czasu i wysiłku. Z jednej strony daje nam to pozorny komfort rozumienia zdarzeń i wyjaśniania świata. Z drugiej, bywa łatwym usprawiedliwieniem samego siebie, bo wskazujemy zwykle niezależne od nas współwystępujące „przyczyny” naszych porażek. Wyjaśnienie zwycięstw jest prostsze: to zawsze my je sprawiliśmy.
Masę przykładów mylenia współwystępowania z ciągiem przyczyna/skutek mamy choćby w przypadku ankiet, których wyniki co i rusz dają asumpt do sensacyjnych tytułów i definiowania „nowych” zjawisk. Wielka Rezygnacja (dokładniej opisałem ten sposób myślenia w artykule „Wielka Rezygnacja, czyli Hekatomba Kartofli”, LINK), Quiet Quitting, Quiet Firing, Wysoka Wrażliwość i szereg innych. W wielkiej części tych ankiet w najlepszym przypadku pokazano, że jakieś zjawiska występują razem (w tym momencie, bo czy zawsze, nie sprawdzano). Zwykle brak dowodu, a nawet przesłanki (poza wiarą autora), że któreś z nich jest przyczyną, a inne skutkiem. Wystarczy, że dobrze brzmi i jest zgodne z… intuicją (która też doczekała się osobnego artykułu „Intuicja? To może lepiej rzuć monetą…”, LINK).
PS tydzień później idealna pogoda; przeszedłem 2/3 Orlej Perci. Gdy tylko zacząłem schodzić pojawiły się chmury. To nie może być przypadek…
Powiązane wpisy
Piramidy, czyli pycha faraonów i konsultantów
Czego wyrazem są piramidy faraonów? Jak wspomniałem w tytule – pychy. Jestem tak potężny i tak ważny dla świata i bogów, że narzucę siebie temu światu i bogom na zawsze.
Luddyzm XXI w., czyli AI zabierze wszystkim pracę
1. „Innowacje mogą tylko ulżyć ludziom […] Praca zawsze się znajdzie, choć konieczne może być uczenie się nowych, nieznanych zawodów”. Te słowa napisał Gottfried Wilhelm Leibniz w liście z… 1699
Czy robot ma empatię? Zakazana strefa AI?
W jednym z poprzednich artykułów postawiłem dosyć radykalną tezę, że AI (sztuczna inteligencja) będzie w stanie zastąpić wszystkie funkcje działu HR. Oczywiście nieco na wyrost, jeszcze nie dziś i nie