Astronom czy astrolog? Obaj na raz!

Astronom czy astrolog? Obaj na raz!

Część 1 – dysonans poznawczy

W pracy to taki mądry i logiczny człowiek jest (no… przeważnie). Niezależnie od działu i wykształcenia. Używa wskaźników, na liczbach się zna i ich pożąda w dyskusjach i raportach. Potrafi mierzyć efektywność swoją i innych. Rozumie pojęcie „oparte na dowodach / evidence based”. Używa różnych narzędzi wspomagających analizy, wyciąganie wniosków i podejmowanie decyzji. Niejednokrotnie potrafi rozróżnić pojęcie myślenia dedukcyjnego od indukcyjnego i wie, co to myślenie krytyczne. Potrafi wskazać zasady procesu poznawczego i jego ograniczenia. Do tego nie daje się wkręcać w interesy z biznesmenem z Nigerii i tamtejszymi prawnikami obiecującymi przelew spadku po nieznanym krewnym. Wie, żeby nie klikać w nieznane linki. Telemarketerom też się nie daje i nie wierzy w ich zapewnienia natychmiastowej i cudownej odmiany życia, zdrowia, miłości i czego tam jeszcze. Jeżeli zgłosi się do niego nieznana osoba z obietnicą zaopiekowania się oszczędnościami życia i pomnożenia ich, to też na słowo nie uwierzy. Zażąda dowodów, wskaźników, rekomendacji, gwarancji, zabezpieczeń, czasu na przemyślenie i konsultacje itd. Słysząc o kolejnych sukcesach oszustw „na wnuczka / policjanta” łapie się za głowę i zastanawia, jak to możliwe. Przecież to takie oczywiste i widoczne, że to oszustwo bez żadnych logicznych podstaw. Doskonale wie, że ma to jedynie podstawy emocjonalne, no ale przecież on sam doskonale panuje i nad swoim rozumem, i emocjami. W sklepie na liczeniu reszty też nie da się oszukać. A gdy do niego przyjdzie podwładny z wnioskiem o dużą inwestycję i zmianę organizacyjną, bo „…tak mu podpowiada intuicja oraz właściwy układ gwiazd i planet”, to zaśmieje się szczerze, zapyta, co podwładny zażywał ostatnio i go pogna.

A później wraca z pracy do domu. Zdejmuje kapelusz astronoma i… zakłada spiczasty astrologa. Taki z namalowanymi gwiazdami i księżycami. Fascynuje się niskimi i wysokimi wibracjami ciała i ducha. Wie na pewno (!), że te niskie, to złe są, a wysokie dobre. Zajmuje się fizyką kwantową w wydaniu fejsbukowo-garażowym i jest przekonany, że „fizyka kwantowa, to są fale które produkuje nasz mózg i serce, które łączą się z innymi mózgami oraz sercami podłączając się jednocześnie do wszechświatowego źródła informacji; myśl jest materią a lustro kwantowe odzwierciedla myśli w naszym życiu; fizyka kwantowa otwiera nas na nierealność”. Numerologia też coś w sobie przecież ma. Dla niego to oczywiste, że 11, 22 i 33 to Liczby Mistrzowskie, a 44 już taką nie jest, jest za to Liczbą Mocy. Takie 11 ma wibrację zapewniającą intuicję i wizję. Jak można wątpić? Sprawnie rozkoduje numerologicznie Twoje imię, datę urodzenia i nawet nazwę Twojej firmy, wyciągając z tego oczywiste przecież wnioski na temat Twojego i firmy charakteru. Poradzi Ci nawet, jak dalej żyć i działać na tej podstawie, a czego koniecznie unikać. Do tego dianetyka, psychogenealogia, psychoanaliza, tarot, aura, rozgryzanie znaczenia snów, meridiany, elementale, poziomy astralne, pola morfologiczne, siedem warstw biopola (z których siódme to już na obcych planetach), psychologia psychotroniczna, telekineza, astropsychologia, szkodliwe programy podświadomości, kapilaroterapia czy podobne wynalazki z przedrostkiem „neuro / nano / kwanto” najlepiej. Wszystko to oczywiście holistycznie i komplementarnie. Trzecie oko, całkowite zawierzenie sercu i intuicji, bo „moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła”. Innych ludzi może i zawodzi, ale mnie nigdy. No bo wie pan, w tym coś przecież jest, no nie może nie być… Bez wahania i z ogromnym przekonaniem wypowiada się łącząc fizykę, matematykę, biologię, psychologię, medycynę itd. w obszarach, gdzie nawet wybitni specjaliści nie ośmielają się mówić nic ponad ostrożne hipotezy z wieloma zastrzeżeniami. A on daje radę.

To fascynujące, że takie osoby nie widzą żadnej sprzeczności w swoich dwóch postawach. Gdyby w pracy ktoś ich poprosił o odpuszczenie danych i dowodów oraz całkowite zdanie się na numerologię, analizę snów i przeczucia (które każdy ma inne, nota bene), to by się popukał w głowę. Ale wieczorem, szczególnie w mediach społecznościowych, daje upust swojemu drugiemu ja. Ba, czy aby na pewno drugiemu?

Gdy grzecznie zasugerować, że podstawy logiczne i dowodowe jego astrologicznych wierzeń są identyczne, jak tych o elfach, krasnoludach, ograch, kultach cargo oraz tysiącach innych, to się obraża. Nie zauważa, że to tylko różnica w nazwach, a cała reszta bazuje na takiej samej umownej wierze właśnie. Gdy jego dziecko wierzy w wizyty św. Mikołaja z reniferami, to się uśmiecha, że to urocze i dziecinne takie. Grzecznie i bez żadnego oceniania zapytany, dlaczego 33 jest mistrzowskie, a 44 już nie, szybko przechodzi w tryb odpowiedzi bacy w starym dowcipie: „A ty, juhas, to przyszedłeś się coś dowiedzieć, czy w mordę dostać?”. Czasem przybiera to postać uprzejmych acz wymijających komentarzy, że to trzeba poczuć, że to jest nieopisywalne („…więc opisywać ci nie będę”), że to kwestia usłyszenia swojego głosu wewnętrznego i „głębokiego zrozumienia”, że trzeba być gotowym na zmianę świadomości. No i że trzeba być otwartym na nowe, z czym akurat trudno się nie zgodzić, bo to chyba zawsze jest prawdą. Dlaczego akurat mamy uwierzyć w to, a nie w któreś z tysięcy innych konkurencyjnych twierdzeń bazujących na osobistym przekonaniu głosiciela, nijak nie wiadomo.

Za to czasem można też usłyszeć w odpowiedzi coś dosadniejszego, jak np. „Ty zjebie!” (prawdziwy cytat, żadne tam moje licentia poetica). Co bardziej porywczy kończą argumentem sądu ostatecznego, czyli używają funkcji „Zablokuj” i problem trudnego pytania „Dlaczego?” znika jak ręką odjął. No i po ptokach, dysonans poznawczy też zlikwidowany.

Następnego dnia ta sama osoba budzi się rano, idzie znowu do pracy i… sugeruje klientom rozwiązania wynikające z własnej łączności kwantowej z wszechświatowym źródłem informacji, serca będącego inteligentnym elektromagnesem i zapewnienia „Będzie pani zadowolona, bo moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła”? Och, nie. W pracy ze zleceniodawcą biznesowym jak za dotknięciem różdżki powraca astronom, analiza danych, analiza procesów, rozliczanie się z mierzalnych konkretów itd. Co więcej, naszemu bohaterowi nawet przez myśl nie przejdzie działać inaczej. Dlaczego? Bo wie, że by go pogoniono w trybie natychmiastowym. I on nie ma z tym żadnego problemu, nie widzi sprzeczności. Nie czuje wtedy żadnego dysonansu poznawczego. Co więcej, sam na miejscu klienta by takiego mistyka pogonił! („Że co? Swój profil LinkedIn mam budować wedle zasad numerologii i kwantowego połączenia mózgów?!”) Bardzo ciekawy konstrukt psychologiczny. Gdy takiego dopytać, to z pełnym przekonaniem zapewni, że zawsze jest sobą, jest spójny i działa wedle stałych wzorców intelektualnych.

Co sobie kto robi w czasie wolnym, jego sprawa. Dopóki w zgodzie z prawem. Co sobie kto wypisuje na swoich profilach w mediach społecznościowych, też jego sprawa. Dopóki w zgodzie z prawem. Nachodzi mnie tylko czasem taka myśl: na ile tenże człowiek naprawdę jest astronomem w pracy, skoro tętni w nim tak wielka pasja mistyczna astrologa? Na ile przymusza się do tego całego gadania o „evidence based” i myśleniu krytycznym, działając jednak wedle zasad zupełnie po swojemu definiowanej „fizyki kwantowej myśli połączonych z wszechświatowym źródłem informacji”…?

Część 2 – kategorie myślenia

Jakiego argumentu jednak najczęściej  używają astrologowie, gdy zadaje im się wyżej wymienione pytania o źródła ich wierzeń oraz wynikające z nich skutki? Poza tymi wskazanymi już odpowiedziami niemal zawsze pada jeszcze coś w stylu: „Ach, nie można myśleć tylko po inżyniersku! To takie ograniczone!”. Typowe pomieszanie z poplątaniem. Nie zakładam złej woli, więc to bardziej brak refleksji oraz po prostu wiedzy. O jaką wiedzę tutaj chodzi? Już nie tę z obszarów, o których tak ochoczo holistycznie i komplementarnie rozprawiają (fizyka, biologia, medycyna, psychologia, psychiatria, astronomia itd.). To akurat oczywiste. Chodzi o wiedzę i refleksję dotyczącą samego myślenia właśnie i jego różnych rodzajów, procedur. Wiele na ten temat napisano, tutaj wystarczy, jak sądzę, proste i fundamentalne rozróżnienie:

procesy inżynierskie – trzy kluczowe parametry procesu, tzn. wynik, koszty i czas są założone z góry, czyli znane. Z racji stosowania wiedzy już posiadanej do standardowych zadań możemy proces w pełni zaplanować. Podstawą jest tutaj myślenie dedukcyjne. Jeśli A, to B. Jeśli B, to C. Krok po kroku. Odstępstwo od procedury jest błędem. Dzięki temu masowo powstają drogi, mosty, domy, samochody, komputery, telefony, lodówki itd. Gdyby nie to, ani sam bym tego artykułu nie pisał, bo nie miałbym jak, a Ty byś go nie czytał, bo też nie miałbyś jak, a obaj mieszkalibyśmy w osobiście wykonanym szałasie lub jakiejś jaskini,

procesy naukowe – to myślenie twórcze. Trzy wymienione wyżej parametry (wynik, koszt, czas) nie są znane w komplecie, a niejednokrotnie są właśnie w komplecie zupełnie nieznane. Tutaj króluje myślenie indukcyjne. Jeżeli A i B, to K! Na podstawie kilku połączonych kropek stawia się hipotezę nie na temat kolejnej, a na temat całego zbioru i rządzących nim reguł. Kluczem jest to, co następuje po postawieniu hipotezy. Żmudna i podlegająca dyscyplinie myślenia krytycznego weryfikacja hipotezy. Czy to na podstawie eksperymentu intelektualnego, czy to praktycznego. Procedura stawiania hipotez oraz ich weryfikacji jest ujęta regułami. Zjawiska rozpatruje się z wielu punktów widzenia, zdanie wyrażane jest na podstawie jasnych kryteriów i zdefiniowanych pojęć, analizuje się wszystkie dostępne dane, a nie tylko te, które nam pasują, do źródeł podchodzi się krytycznie (opinia celebryty na fejsie, to za mało), konsekwentnie i otwarcie szukamy… słabości w swojej hipotezie, znamy pojęcia replikowalności i falsyfikowalności i stosujemy się do ich wymogów.

Oczywiście nie ma ostrej granicy pomiędzy procesami inżynierskimi i naukowymi. W obszarze styku one potrafią się mieszać, dzięki czemu mamy wizjonerską i zaprojektowaną później wedle żelaznych reguł Wieżę Eiffla oraz praktyczne wdrożenia produktowe wynikające z wizjonerskich początkowo hipotez naukowców (jak półprzewodniki i miliony innych).

myślenie magiczne (nasz astrolog) – najprościej wystarczy stwierdzić, że to zaprzeczenie ww. elementów myślenia krytycznego, naukowego. Słabe i subiektywnie dobrane przesłanki hipotez, które w żaden sposób nie poddają się weryfikacji. Żadnej i nigdy. Nie ma mowy o replikowalności i falsyfikowalności. Wszystko może się zdarzyć i cokolwiek się nie zdarzy, pasuje i potwierdza (!) opinię astrologa. Astrolog nie przejmuje się niczym takim, jak weryfikacja swoich spekulacji. W nie się po prostu wierzy. Wystarczy, że brzmią atrakcyjnie, zgadzają się z mityczną „intuicją”, co to astrologa nigdy nie myli i jego przekonanie, że „czuje to”. A jeśli jeszcze znajdzie się paru innych astrologów wierzących w to samo lub coś podobnego, to mamy ostateczny „dowód” i hulaj dusza. Choć otaczają go tysiące innych astrologów wierzących niby w to samo, ale z bardzo odmiennymi elementami lub w coś zupełnie innego, wręcz sprzecznego.

Dlaczego astrolog posługuje się wspomnianym argumentem „Nie można myśleć tylko po inżyniersku!”? Dla niego to argument rozstrzygający. Inżyniera traktuje jako symbol myślenia ograniczonego, zamkniętego w regułach i nudnego. A tu się nad poziomy przecież wylatuje. Tyle że to strzał kompletnie chybiony. Astrolog i boi się, i nie potrafi skonfrontować swojego myślenia magicznego z naukowym (krytycznym), więc… strzela w zupełnie inną stronę robiąc dużo huku i dymu, by odwrócić uwagę i maskować swoją bezradność.

Naukowcy, szczególnie badań podstawowych, to najodważniej myślący ludzie. O niebo odważniejsi od astrologów. To właśnie dlatego tak podziwiamy Kopernika, Galileusza, Newtona, Einsteina, Hawkinga, Skłodowską i wielu innych. W odwadze myślenia nasz astrolog nie dorasta im do pięt. Raz, że jego twierdzenia są znikąd, bo nie ma wiedzy (ta magiczna, to nie wiedza, tylko wierzenia). Dwa, że nie ma odwagi poddać ich weryfikacji. Ba, jego twierdzenia są tak sformułowane, że weryfikacji nie poddają się w ogóle. Są zawsze dobre. Jak mawiał prof. Vetulani o psychoanalizie: wytłumaczy wszystko, nie przewidzi niczego.

No i na deser coraz powszechniejsze zaklęcie astrologów: „Jak powiedział Einstein tworząc mechanikę kwantową…”, po którym następuje jakieś pięknie brzmiące, nic nie znaczące zdanie, którego Einstein nigdy nie powiedział („Jak to nie powiedział, skoro w sieci to można znaleźć?!”) albo miał zupełnie co innego na myśli. Pomijając już fakt, że… Einstein nie tworzył fizyki kwantowej i miał do niej bardzo sceptyczny stosunek. Zwrócenie astrologowi uwagi na ten jakże ciekawy fakt w 99% kończy rozmowę. Astrolog rzuca czar obronny „Trzeba czuć, rozumieć sercem i mieć otwartą duszę, a pewnego dnia sam zrozumiesz!” i tyle go widzieli w kłębach dymu.

Astrolog i astronom. „Jak to jest z tym, panie Janku? Czy nas dwóch jest, czy ja jeden?”

PS ciekawym przykładem jest Kepler. Formalnie był na dworze cesarskim… astrologiem. Za to „po godzinach” z pasji był astronomem, do tego pracującym na potężnej bazie rzetelnych danych obserwacyjnych Tychona Brachego. Do historii cywilizacji przeszedł jako astronom.

PPS po zsumowaniu liczb mojej daty urodzenia wychodzi… 11. Jestem więc Starą Duszą obdarzoną wizjonerstwem i potężną intuicją. No w sumie… coś w tej numerologii jednak jest na rzeczy, hm… To oczywiste.

Previous WORK-LIFE BALANCE, ale daliśmy się wrobić…
Next Czy coach powinien się na czymkolwiek znać?

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Work-life-balance, odczarowanie mitu

To kluczowy artykuł. Jest szkieletem, który łączy ogromną część innych moich publikacji dotyczących autorefleksji w logiczną całość. Z wielu puzzli w tym momencie powstaje bardzo już klarowny obraz. Używając tolkienowskiej

Autorefleksja

Społeczne ryzyka Sztucznej Inteligencji (AI)

Czy nam się to podoba, czy nie, obawiamy się, czy radujemy, to Sztuczna Inteligencja (SI/AI) nadchodzi. Różne są definicje AI. Niektóre są tak sformułowane, że wedle nich AI już mamy.

Autorefleksja

A gdyby Hitler malował piękne obrazy? Etyka w biznesie

Poniżej tekst przypadku opracowanego przeze mnie do dyskusji na temat: etyka w biznesie. Przygotowałem go wedle jednej z klasycznych zasad. Polega ona na tym, że dane wyjściowe są szkieletowe, czyli znamy