Tu i teraz. Kogo obchodzi, co będzie za dwa lata?!

Tu i teraz. Kogo obchodzi, co będzie za dwa lata?!

Prowadziłem kiedyś proces rekrutacyjny na nowotworzone stanowisko. Bardzo ważne, dla bardzo dużej firmy. Poza wieloma mniej lub bardziej standardowymi oczekiwaniami (choć trudnymi do jednoczesnego spełnienia) widniał w opisie jeszcze jeden wymóg. W perspektywie około 2…3 lat zatrudniona osoba powinna stać się naturalnym kandydatem w procesie następstwa Członka Zarządu. Czyli potrzeby odnośnie tego, co kandydat powinien prezentować już dzisiaj były wysokie. Bo w miliardowej firmie Członka Zarządu w dwa lata „z niczego” się nie przygotuje. Musi być już dobry materiał. Do obrabiania, a nie do tworzenia od podstaw (to nie była spółka państwowa…).

W trakcie procesu oczekiwany profil ulegał bardzo istotnym zmianom. Ostatnia niosła niezwykle poważne konsekwencje. Profil zawężono ograniczając zakres kompetencji na obsadzanym stanowisku. To z kolei oznaczało, że dobrych i zmotywowanych tym stanowiskiem kandydatów należy szukać niżej niż do tej pory. Tym samym prawdopodobieństwo, że ta osoba w ciągu wspomnianych 2…3 lat nabędzie doświadczenia odpowiadającego poziomowi Członka Zarządu tak dużej i złożonej organizacji radykalnie spadło. Statystycznie oczywiście wszystko jest możliwe, ale… właśnie z bardzo różnym prawdopodobieństwem. A ono właśnie zanurkowało ku ziemi.

Dochodzimy do kwestii wiodącej, czyli wniosków. Co się w praktyce w tej firmie wydarzyło? Stała się bardzo istotna rzecz. Po miesiącach wewnętrznych dyskusji od poziomu centrali po lokalne struktury (a oczekiwania każdego poziomu były odmienne, niektóre wręcz przeciwstawne) podjęto decyzję o koncentracji na dzisiaj. Oficjalnie tego nie przyznano, ale zrezygnowano z perspektywy kilkuletniego rozwoju firmy. Zdecydowano się skoncentrować na rozwiązaniu problemów bieżących, tworząc sobie w ten sposób znacznie większe za kilka lat. Ale… właśnie kogo obchodzi, co będzie za dwa lata?

Rzecz w tym, że powyższa historia nie jest jedyną. Ona ilustruje poważniejszy proces, który zauważam w swojej dwudziestoletniej praktyce doradczej. Właśnie rosnąca koncentracja na teraźniejszości, a później, to się zobaczy… Kosztem myślenia perspektywicznego. Oczywiście nie badałem tego naukowo. Piszę o przemożnym wrażeniu wynikającym z dyskusji z klientami i obserwacji ich realnych zachowań na przestrzeni lat. Radykalnie skraca się perspektywa myślenia i działania. Jak sądzę, nie jest to kwestia pogarszania się jakości samych menedżerów. Ludzie dzisiaj nie gorsi, niż dawniej. Mają wręcz większe możliwości kształcenia i zdobywania doświadczeń.

Może to wynikać z wciąż rosnącej presji na wzrosty i na wyniki krótkoterminowe, którymi trzeba się pochwalić przed właścicielami (szczególnie giełdowymi) oraz opinią publiczną. Nie bez znaczenia może być też czynnik czysto indywidualny. Rzecz w presji budowania swojej gwiazdorskiej marki tu i teraz. Na każdym szczeblu. Im wyżej, tym bardziej. Zgodnie ze starą maksymą „A po nas choćby potop!” (spędzę tu zapewne kilka lat, więc pompuję, co się da, a skutkami niech się martwi kto inny). Gratyfikacja ma być natychmiastowa, a nie jakaś odłożona w czasie, choćby wtedy była wielokrotnie większa. Tym samym coraz częściej pływamy głównie w zanurzeniu, bez wystawiania peryskopu nad wodę, by ogarnąć widnokrąg. Widzimy to, co mamy przed nosem, tracąc z oczu szczyty na horyzoncie.

To z kolei przekłada się na jeszcze jeden niezwykle istotny czynnik: jakość życia. Zaganiani i zaszczuci codziennością. Bez długoterminowej perspektywy jesteśmy znacznie bardziej podatni na syndrom „Potrzebuję 25. godziny każdej doby”. Codziennie idziemy spać z długą listą niezałatwionych bieżących spraw. Narasta w nas zmęczenie fizyczne i psychiczne aż po syndromy wypalenia i zwątpienia w sens takiej pracy, w jakość swoich kompetencji. A niby jak mamy priorytetyzować zadania i je delegować, jak odróżniać ważne od mniej ważnych, skoro nie mamy tak ważnego narzędzia selekcji wagi zadań, jakim jest cel długoterminowy? Firmowy i własny. Skoro nie ma takiej miary, to nic dziwnego, że wszystko zawsze jest bardzo ważne i dzień po dniu jesteśmy w tej metaforycznej wodzie coraz głębiej, pod coraz większym ciśnieniem.

Co w tym momencie często słyszę? „Panie Dariuszu, czasy dzisiaj tak szybkie, że nie wiadomo, jaki będzie świat za kilka lat. Nie ma sensu o tym myśleć”. Czyli zaklęcia o vukach i takich tam. Po pierwsze – każde czasy dla ich uczestników są szybkie i zmienne. To opisałem na przykładach (!) choćby w artykule „VUCA – opis świata, czy przyjemny mit?” LINK. Nie jesteśmy specjalni i wyjątkowi, choć miło tak o sobie sądzić. Po drugie – w tym zalewie impulsów przypisywana Eisenhowerowi sentencja „Plan jest niczym, planowanie jest wszystkim” wcale nie traci na aktualności. Wręcz przeciwnie! Właśnie na tej aktualności zyskuje. Bo nie o sztywne trzymanie się planu w zmiennych okolicznościach chodzi, a o proces aktywnego planowania, czyli przewidywania i tworzenia rzeczywistości. Bycia o krok do przodu przed zmiennymi okolicznościami, a nie tylko reagowania na nie. Co zresztą było tematem publikacji „Pytania nokaut, poradzisz sobie, czy padniesz?” LINK (też na przykładach).

Wybór oczywiście należy do każdego z nas. Przynajmniej w wystarczająco dużej części, by się nad tym zagadnieniem pochylić. A już na pewno w odniesieniu do własnego życia i jego jakości. Tylko tu i teraz, czy też jest jakaś przyszłość.

Previous A takie miałem wobec ciebie plany!
Next Śmieszno i straszno, czyli politycy jak sowy…

Powiązane wpisy

Przywództwo

Turkus to jeszcze biznes, czy już religia? CZĘŚĆ III

Czytając „Pracować Inaczej” autorstwa p. Laloux cały czas miałem odczucie, że coś fundamentalnego tutaj nie pasuje. To było tak silne, że praktycznie musiałem  odkładać książkę co kilka(naście) stron i zmuszać

Przywództwo

Praca zespołowa – lekcja numer 1

Praca zespołowa, lekcja z jakże indywidualnej dziedziny (pozornie). Sytuacja z tegorocznego zdobywania Wildspitze, ok. 3770m, sezon zimowy dopiero co rozpoczęty, schroniska właśnie pozamykano. Było nas siedmiu, o bardzo zróżnicowanych umiejętnościach.

Przywództwo

Delegowanie to nie magia. Zadaj dwa pytania

Mało który szef nie narzeka, jaki jest zajęty i ile ma rzeczy do zrobienia. Co gorsza, sam podkreśla, że to stan permanentny. Stan, w którym ciągle goni zaległości, jest zapędzony