Śmieszno i straszno, czyli politycy jak sowy…
Nasi politycy mądrzy i kształceni co niemiara. A to prawo uchwalą (z dziurami), a to z rozgłosem co chwila coś zaczynają (by nigdy nie skończyć), a to chętnie służą radą wszystkim (najbardziej tym, na których pracy znają się najmniej). Co polityk, to mocarz.
Mamy teraz, jak mamy. Za epidemię ich nie winię. Czy robią, co mogą, to inna sprawa. Za to brwi mi się unoszą ze zdumienia gdy słucham porad, jakich najmłodszy wiceminister finansów oraz najstarszy z wicepremierów udzielają przedsiębiorcom. Pierwszy bez mrugnięcia okiem jakże mądrze doradza, by się przebranżowić po prostu i wspierać kredytem. To przecież proste. A już szczególnie, gdy masz fabrykę, kino, restaurację, siłownię lub inne przedsięwzięcie, w którym ulokowałeś oszczędności lub kredyt właśnie. Do tego z kosztami stałymi, które co miesiąc musisz ponosić i po które tenże wiceminister finansów zgłosi się do Ciebie co miesiąc, by je wyegzekwować. No chyba że jesteś wiernym rządowi szansonistą. To wtedy Ci pieniądze przyniesie. No bo czy ktoś słyszał o jakimś zespole Kult?!
Ten drugi z kolei (najstarszy wicepremier, przypomnę, którego imię przez gardło mi nie przechodzi) już dawniej powiedział, że jeśli komuś trudno w warunkach prawnych i ekonomicznych, które stwarza jego formacja polityczna, to słaby jest i nie powinien brać się za biznes. Do tego w innym wywiadzie dodał, że gotów jest poświęcić gospodarkę dla realizacji swoich wymarzonych celów politycznych. Z celami w ogóle mu nie wychodzi (chyba że ukrytym celem jest poszczucie wszystkich na wszystkich, to wtedy sukces), ale z poświęcaniem gospodarki idzie świetnie.
Co ciekawsze, obaj wiedzę na temat ekonomii mają raczej symboliczną. Pierwszy wie tyle, co usłyszał na niedawno ukończonych studiach. Drugi wie tyle, co mu się wydaje, a korzenie tego, co mu się wydaje tkwią w głębokim socjalizmie. No chyba że zaliczymy mu deweloperkę. Tutaj zmyślnie kombinował i zapewne wciąż jeszcze kombinuje, jak wieżowce postawić i ustawić siebie i partię po wieki.
Tak tego słucham i słucham i natychmiast przypomina mi się wyborny dowcip o konsultantach biznesowych. A szło to jakoś tak… Myszy przyszły do najmądrzejszej sowy i przedstawiają swój problem:
– sowo, jesteśmy słabe i bezbronne, wszyscy nas ganiają i zjadają, poradź coś, a wynagrodzimy cię godnie.
Po dwóch tygodniach sowa przynosi potężną fakturę i jednocześnie przedstawia rozwiązanie, a jakże:
– drogie myszy, jest sposób! Po prostu musicie zamienić się w jeże. One mają kolce, więc mało kto im podskoczy. Będziecie bezpieczne, a to jest faktura.
Uradowały się myszy niezmiernie, choć wysokość faktury serca im zmroziła. Po pierwszej euforii doszły do siebie i zadały sowie jeszcze tylko jedno pytanie:
– super pomysł, sowo! Jeszcze tylko powiedz, jak się w te jeże zamieniać?
Na co sowa już wychodząc:
– ja jestem od doradzania strategicznego. Z takimi drobiazgami, jak codzienne zarządzanie już sobie radźcie. Do następnego!
Śmieszno i straszno. A to Polska właśnie. Porada strategiczna jest. A to od wiceministra, a to od wicepremiera. No i „faktura” serce mrożąca też. Zapłacimy…
Powiązane wpisy
Czego uczy Drużyna Pierścienia? Cz. 2 z 2
W pierwszej części omówiłem potęgę i przydatność różnorodności w zespole. Trudniej się takim zespołem zarządza, ale się opłaca. Artykuł spotkał się z bardzo dużym oddźwiękiem (LINK). Zapowiedziałem w nim drugą
Zmiana modelu lidera, czy jednak od zawsze tak samo?
1. „Mexikowie [Aztekowie] uważali za najważniejszy atrybut i narzędzie sprawowania ludzkiej władzy władzę przemawiania, i dlatego też swego władcę zwali tlatoani, czyli Ten, Który Mówi”. 2. Z kolei od menedżerki
Jaki powinien być lider?
Hmmm… lider… gorzej niż tytułowym pytaniem chyba już nie można zacząć rozważań o przywództwie. Pytanie to jest zadawane od zawsze, począwszy od starożytnych filozofów (choćby Sokratesa), przez wieki średnie (choćby Machiavellego,