Pytania nokaut, poradzisz sobie, czy padniesz? Cz. 1 i 2

Pytania nokaut, poradzisz sobie, czy padniesz? Cz. 1 i 2

Pytania nokaut. Kilka prostych pytań, które wprawiają w zmieszanie 95% moich rozmówców. Mieszczą się przede wszystkim w kategorii Autorefleksja, ale bardzo mocno zahaczają o sferę Kariera. Są w tym przypadku nierozdzielne i pokazują, jak bardzo obie sfery są związane. Kolejność pytań ma znaczenie.

Oto krótka rozmowa typu Pytanie / Odpowiedź:

P1. czy masz dzieci? – tak, dwoje…

P2. w jakim są wieku? – jedno xx, drugie yy…

P3. jaki jest Twój pomysł na życie, gdy one za 5-10 lat opuszczą dom i zostaniesz już sam(a) ze współmałżonkiem? Jak i gdzie chcecie wtedy żyć oboje i w efekcie jaką pracę i gdzie powinieneś/powinnaś wtedy wykonywać, by to miało sens? No bo Wasze życie zmieni się radykalnie z dnia na dzień i wiesz o tym już dziś. Co od dzisiaj robisz w tym kierunku, by właśnie tam się znaleźć? Czy też dopiero wtedy zaczniesz myśleć, gdy się to stanie?

W tym momencie zapada cisza. Po chwili mój rozmówca zaczyna rozumieć, co to jest strategiczne myślenie o swoim życiu i że raczej tego tak nie robił do tej pory. Bo tak ogromna część z nas daje się nieść fali. Zastanawiające, jak często dajemy się „zaskakiwać” wydarzeniom, o których wiemy od dawna, że wystąpią na pewno. Co się dzieje dalej, po takiej wymianie zdań? Większość z tej zaskoczonej i znokautowanej większości podnosi się z desek, dochodząc do siebie mruczy, że coś w tym cholera jest i… gna dalej niemal natychmiast zapominając o rozmowie. No i mija te 5-10 lat, a oni stają zdumieni wobec kwestii, która była oczywista od dawna.

Takie to te proste pytania nokaut. Jest ich znacznie więcej w pozostałych artykułach na tej stronie. Sam je zresztą sobie odpowiednio wcześnie postawiłem i kilka lat świadomie się do opisanego wyżej momentu przygotowywałem.

CZĘŚĆ 2

15 stycznia 2018

Po zamieszczeniu skróconej wersji powyższego tekstu via LinkedIn, cieszył się on dużym powodzeniem. Po sześciu dniach miał blisko 90 000 otwarć oraz wzbudził sporo dyskusji. Chwilami bardzo zażartej, wręcz emocjonalnej. Jednym z jej wątków była kwestia – czy strategiczne, czyli odległe w czasie planowanie w ogóle ma sens. Skoro świat jest tak dynamiczny. Skoro tak szybko zmieniają się realia, jakże tu myśleć o czymś, co będzie za 10-15 lat. Pozwalałem sobie wtedy zwracać uwagę na dwie kwestie.

Pierwsza była banalnie prosta – zakładamy przecież, że dożyjemy tego wieku, a jeśli mamy/planujemy dzieci, to one kiedyś opuszczą dom. Tym samym są to zdarzenia niemal 100% pewne (odrzucam scenariusz „a może rozjedzie mnie tramwaj”, bo to kończy wszelakie dyskusje). Ignorowanie zdarzeń, które wystąpią na pewno z powodu, że ich otoczenie jest zmienne można uznać za dosyć ryzykowną strategię. Oczywiście dozwoloną, każdy decyduje sam, choć najlepiej żeby ze świadomością skutków. Sam akurat jestem zwolennikiem uwzględniania czynników, których wystąpienie jest aż tak prawdopodobne. Zwiększa to możliwość wpływania na wydarzenia wedle swojej woli, a nie tylko reagowania na wolę innych lub ślepego losu (choć są oczywiście momenty, gdy też daję się nieść fali, zerkając jednak na boki).

Druga jest bardziej procesowa. Istnieje takie ważne sformułowanie – plan jest niczym, planowanie jest wszystkim. Sam proces planowania i tworzenie scenariuszy uwrażliwia nas na otoczenie, otwiera oczy na czynniki dotychczas nie zauważane i pozwala na odpowiednio szybkie reagowanie właśnie na owe zmiany w otoczeniu. Bo plan staje się punktem odniesienia dla owych zmian. Jeśli zmiany są istotne i trwałe, to… modyfikujemy plan. Tyle że szybko i świadomie, a wtedy kierownica jest wciąż w naszych rękach. Długoterminowo zapewne będzie inaczej, niż planowaliśmy pierwotnie, ale wciąż po naszemu (na ile się da).

Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że życie tworzy jeszcze bardziej intrygujące scenariusze. Zbiegiem okoliczności akurat pięć dni po publikacji postu w LinkedIn prowadziłem całodzienne ćwiczenia na studiach CEMBA, które dotyczyły… długoterminowej strategii swojego rozwoju po ukończeniu tychże studiów. Jeden ze słuchaczy przedstawił historię, która jest wspaniałą ilustracją powyższych refleksji oraz dyskusji w LinkedIn. Otóż zmuszony przeze mnie (zbójeckie prawo prowadzącego), chcąc nie chcąc (choć bardziej chcąc) przygotował bardzo rzetelnie taką strategię. Poczynił nawet kluczowe symulacje finansowe. Nie od parady to najlepsze studia MBA w Polsce. Co więcej uwzględnił też owe najważniejsze zdarzenia pewne, czyli kiedy dziecko pójdzie do szkoły (a chcą, by było to w Polsce), kiedy planują kolejne, kiedy spłacą kredyt, czas niezależności finansowej, wiek emerytalny. Potem razem z planami kluczowych zmian stanowisk/pracy/kompetencji naniósł to wszystko na wspólny prosty wykres z osią czasu. Kiedy spojrzał te wszystkie kamienie milowe zgromadzone w jednym miejscu, na jednym prostym wykresie leżącym przed oczami, to… olśniło go. Zobaczył coś, czego w żaden sposób do tej pory nie dostrzegał, myśląc o każdym z zagadnień osobno, do tego w tradycyjnym stylu. Otóż zobaczył, że właśnie teraz tworzy się fantastyczne okno czasowe, w którym można wykonać odważny skok zawodowy, najlepiej za granicę (bo dziecko do szkoły ma jeszcze ok. pięciu lat, a drugie może urodzić się za granicą za rok, dwa). A gdy już ochłonął po tym olśnieniu, to wziął sprawy w swoje ręce. Poszedł do przełożonych już z pomysłem na siebie, czyli gdzie i kim w ramach tejże firmy chciałby zostać już teraz i co firma z tego będzie miała krótko i długoterminowo. Koniec historii? O, nie. Ona kończy się jak w amerykańskim poradniku. Odważnym fortuna sprzyja. Otóż tenże menedżer wstrzelił się idealnie w potrzeby firmy i… pod koniec stycznia już wylatuje z żoną na rekonesans do bliskowschodniego kraju (z tych bogatych). Ma tam objąć stanowisko dyrektora zarządzającego spółki córki. Ukoronowaniem prezentacji był slajd z biletem lotniczym. Nic takiego by się nie wydarzyło, gdyby nie wykonał rzetelnej analizy i planu, uwzględniającego także zdarzenia pewne  (szkoła, spłata kredytu, samowystarczalność finansowa, emerytura). Zdarzenia, które choć odległe, to wpływające na całość i nawet na dzisiaj.

Plan jest niczym, planowanie jest wszystkim.

Co było do udowodnienia.

Żadne to zresztą pytania nokaut, choć niektórych bardzo, ale to bardzo zdenerwowały. Wystarczy zadać je sobie nieco inaczej i sprawa się robi wręcz banalna. Do tego omawiana nagminnie ze znajomymi przy kieliszku herbaty nawet na imieninach: co będziesz robić na emeryturze? Ba, nawet nas pytać nie trzeba, bo sami o tym często i ochoczo rozprawiamy przecież.

Previous Źródła wiedzy o sobie, część 2, ankieta osobowościowa
Next Czy wiek ma znaczenie? A Twój wiek?

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Wiedza zamiast opinii; Noam Chomsky „Jakimi istotami jesteśmy?”

Seria Meandry Kultury. Tłumaczenia oryginalnych dzieł myślicieli. Można poznawać u źródeł, nie z opracowań. Później można dyskutować na bazie wiedzy, nie opinii. Recenzja nr 2, „Jakimi istotami jesteśmy?”, Noam Chomsky.

Autorefleksja

Cel pracy, czyli którędy do Świętego Graala?

Autorefleksja jest jak krasnoludek – wszyscy o niej mówią, mało kto widział. Mocą oddziaływania jeszcze im nie dorównuje (oddziaływania kulturowego, nie nabijam się), ale popularność samego pojęcia autorefleksja stale rośnie, także

Autorefleksja

Smakowite cytaty bez komentarza cz. 1 Hayek

Friedrich August von Hayek, „Droga do zniewolenia”, 1944 – „Socjalistom wszystkich partii” – opinia publiczna jest w zatrważającym stopniu kształtowana przez amatorów i dziwaków, ludzi pragnących przy tej okazji upiec