Strefa śmierci, nasz chleb codzienny…

Strefa śmierci, nasz chleb codzienny…

Pisząc strefa śmierci mam na myśli tę mieszczącą się w wysokich górach. W skrócie: jest to przestrzeń powyżej około 8000 metrów. Skąd taka nazwa? Wbrew intuicji wielu z nas, nie ma to nic wspólnego z niebezpieczeństwem jawnym, wynikającym z trudności stromizn, ścian, lodowców, zimna itd. Takie trudności połączone z możliwością utraty życia występują na każdej wysokości. Nawet w naszych Tatrach zginąć łatwo. Nawet w jeszcze niższych górach.

Strefa śmierci bierze swą groźną nazwę z innej przyczyny. Jest ona związana właśnie z wysokością. Otóż powyżej wskazanego przedziału dzieje się coś niezwykle niebezpiecznego: niedotleniony organizm nie regeneruje się. Na końcu tej ścieżki jest obrzęk płuc oraz mózgu i pewna śmierć. To bardzo podstępny zabójca. Bo w tej strefie wystarczy być, by nieuchronnie trwał proces umierania. Poza naszą wolą. Jest tylko jeden ratunek. Trzeba w strefie śmierci przebywać jak najkrócej. Zdobyć szczyt i uciekać z niej w dół niezależnie od odczuwanego poziomu zmęczenia fizycznego i psychicznego. Kluczem jest właśnie sformułowanie „nie regeneruje”. Scenariusz „usiądę i odpocznę” nie działa. Usiądziesz, umierasz. Wydaje Ci się, że odpoczywasz, nabierasz sił i zaraz ruszysz dalej. Nie ruszysz, bo w Twoim organizmie samoczynnie odbywa się dzieło zniszczenia. Minuta po minucie umierasz. Bilans regeneracja kontra osłabienie jest ujemny. Umierasz, wierząc, że odpoczywasz i panujesz nad sytuacją.

Po co o tym piszę? Niezależnie od mojej jakże amatorskiej miłości do gór nie jest to przecież strona wspinaczkowa. To strona o autorefleksji i świadomym kierowaniu samym sobą. Otóż tytułowa strefa śmierci jest fantastyczną metaforą oddającą to, co dzieje się z naszą codzienną powtarzalną aktywnością. Tak tak, mamy tendencję do urządzania sobie samemu takiej strefy. Tyle że jej intensywność jest znacznie mniejsza przez co skutki znacznie bardziej odłożone w czasie. Ale ona jest i podstępnie toczy nasz organizm i umysł. Sami sobie to robimy.

Mam na myśli dosyć proste pytanie:

„Czy mam sprawdzony system codziennych czynności, który potrafi całkowicie mnie zregenerować  fizycznie i mentalnie na przestrzeni tygodnia?”

Kluczem jest słowo CAŁKOWICIE. Co to właśnie znaczy – całkowicie? To znaczy, że w obu sferach, fizycznej i mentalnej, wracam na poziom swojej pełnej wyjściowej sprawności i możliwości zmierzenia się z każdym adekwatnym wyzwaniem fizycznym i psychicznym. W praktyce to oznacza, że świadomie i pod kontrolą odzyskujesz pełny SPOKÓJ wewnętrzny i poczucie kontroli. I nikt i nic w zwykłym codziennym wymiarze nie jest w stanie trwale Cię z tego spokoju wytrącić. Żaden szef, żaden klient itd.

Notorycznie wstajesz tylko dzięki budzikowi i jesteś niedospany? Masz ujemny bilans regeneracji. Bez kawy rano ani rusz? Masz ujemny bilans regeneracji. Musisz dokładać kilka kaw w ciągu dnia? Masz ujemny bilans. Żyjesz w poczuciu, że wciąż tylko nadganiasz zaległości i nigdy nie czyścisz listy do zera? Masz ujemny bilans. Codziennie kładziesz się spać z listą rzeczy, których nie zdążyłeś zrobić? Masz ujemny bilans. Budzisz się i pierwsze uczucie jest w stylu „och, muszę to i to…” plus kamień w brzuchu? Masz ujemny bilans. Piątek odbierasz jako mentalne wyzwolenie, a poniedziałek budzi w Tobie niechęć? Masz ujemny bilans. Masz trudności z całkowitym przełączaniem umysłu między pracą, domem, rodziną itd.? Masz ujemny bilans. Problemy z koncentracją? Masz ujemny bilans. Co chwilę sprawdzasz maile, smsy, telefony? Masz ujemny bilans. I tak dalej, i tak dalej przez większość codziennych i powtarzalnych czynności. Niby drobnych, które zsumowane tworzą jednak niemal całe Twoje życie.

Jeśli masz 20+ lub 30+ lat, to czynnik sprzyjający. Przynajmniej w wymiarze fizycznym. Bo mentalnym już niekoniecznie. Sprzyjający szybkiej regeneracji oraz… oszukiwaniu się, że panujesz nad sytuacją. Że jesteś ze stali. Tymczasem dzień po dni twój bilans małymi cząstkami i tak zmierza ku wartościom ujemnym. I uderzy z siłą tajfunu pod pozorem „wypalenia zawodowego” lub „kryzysu wieku średniego”. A to nic innego, jak brak profilaktyki i pozwolenie na rozwój trucizny. Lepiej wróć do wstępnej listy pytań powyżej.

Wspomniany przedział tygodnia jest przyjęty arbitralnie, za to nieprzypadkowo. Rzecz w tym, by okresy wspomnianego wyżej ujemnego bilansu regeneracja kontra osłabienie nie trwały miesiącami, czy wręcz latami. Rzecz w tym, byś sprawował kontrolę nad odzyskiwaniem wewnętrznego spokoju w przedziałach dających się racjonalnie mierzyć. Dzień to by było zbyt idealistyczne, choć możliwe. Tydzień jest moim zdaniem idealny. Nie oszukuj się za to jednorazowym urlopem rocznym. To złudzenie… Choćby dlatego że jeśli uważasz, że Tobie to wystarcza, to Twoim najbliższym najprawdopodobniej już nie i jesteś kluczowym elementem rujnującym ich bilans oraz bilans Waszych relacji.

Nie spiesz się z odpowiedzią na to kluczowe pytanie „Czy mam sprawdzony system…”. Jeśli jednak szybko i bez zastanowienia odpowiadasz twierdząco, zamień to pytanie na inne. Takie, które pozwala się zweryfikować:

„Czy systematycznie, powtarzalnie i świadomie powracam do stanu pełnego spokoju wewnętrznego?”

Jeśli nadal udzielasz odpowiedzi twierdzącej (czego życzę każdemu), to sugeruję dokonać ostatniej weryfikacji. Zapytaj ludzi ze swojego otoczenia, czym emanujesz najczęściej: spokojem, czy jednak rozedrganiem? Sam do końca życia nie zapomnę uwagi jednego z moich szefów niedługo po objęciu przeze mnie funkcji Country Managera – „Darku, dlaczego biegasz po całym biurze, jak szczur? Zdajesz sobie sprawę, jaki wpływ wywierasz na otoczenie?” A byłem oczywiście przekonany, że wszystko jest pod kontrolą i każdy patrzy na świat tak samo, jak ja. Nie rozwodząc się już dalej nad tym, jak niespełna pięć lat później, w nowej firmie, sam się zajeździłem w cztery miesiące do stanu, w którym karetka musiała mnie wywieźć na trzy tygodnie do szpitala. Nie potrafiłem regenerować się ani fizycznie, ani mentalnie. Ba, nawet mi przez myśl taki koncept nie przechodził.

No dobrze, zadaliśmy sobie całkiem ciekawe dwa pytania plus pytanie dodatkowe do naszego otoczenia. To pomaga tylko i aż zdiagnozować sytuację. Co, jeśli odpowiedź na te pytania nie zadowala nas? A jest to całkiem prawdopodobne.

Temu zagadnieniu poświęciłem trzy wcześniejsze publikacje. Teraz, wraz z niniejszym podsumowaniem i silną metaforą strefy śmierci, tworzą spójną całość. Oto one (LINKI):

Ciało, czyli dlaczego nie pojedziemy szybciej?

Czy Twój umysł jest jak starożytny miecz?

Wartości, czyli tam i z powrotem…

W roli zwornika całości rozważań proponuję także lekturę przynajmniej jednego artykułu z serii o szczęściu (LINK):

Dobre życie i szczęście, część trzecia i ostatnia

To już całkiem niezły pakiet początkowy do dalszego samodzielnego działania. By systematycznie powtarzalnie i świadomie odzyskiwać spokój wewnętrzny.

PS Wiara, że to da się załatwić samą chemią, sesjami z terapeutą i/lub ekstrawagancjami jest jakże naiwna. Jeżeli nie jestem gotów pomóc sobie przede wszystkim sam, do tego systematycznie, to chemia, terapeuta, samochód bez dachu, czy nowszy model partnera będą działać krótkoterminowo. Istota problemu pozostanie nienaruszona, a życie i tak będzie wyciekać kropla po kropli. Strefa śmierci.

PPS mroczna ilustracja pochodzi z gry Far Cry 5, Ubisoft. Symboliczna brama, przez którą lepiej nie przechodzić.

Previous Wiedza zamiast opinii; Noam Chomsky "Jakimi istotami jesteśmy?"
Next Wiedza vs opinia; Tocqueville "Dawne rządy a rewolucja"

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Work-life-balance, odczarowanie mitu

To kluczowy artykuł. Jest szkieletem, który łączy ogromną część innych moich publikacji dotyczących autorefleksji w logiczną całość. Z wielu puzzli w tym momencie powstaje bardzo już klarowny obraz. Używając tolkienowskiej

Autorefleksja

Wiedza zamiast opinii; Noam Chomsky „Jakimi istotami jesteśmy?”

Seria Meandry Kultury. Tłumaczenia oryginalnych dzieł myślicieli. Można poznawać u źródeł, nie z opracowań. Później można dyskutować na bazie wiedzy, nie opinii. Recenzja nr 2, „Jakimi istotami jesteśmy?”, Noam Chomsky.

Autorefleksja

60.000 odsłon w ciągu 1. roku!

Równo rok temu uruchomiłem tę stronę. Wcześniej kilkadziesiąt lat zbierałem doświadczenia, a kilka lat świadomie już odkładałem tę chwilę „na później”, by mieć pewność, że jestem gotów. To „jestem gotów”