Czy Twój umysł jest jak starożytny miecz? Rzecz o pasji

Czy Twój umysł jest jak starożytny miecz? Rzecz o pasji

Z racji aktywności doradcy od wielu lat przychodzi mi także analizować CV, a później omawiać z autorami ich karierę, życie, plany. Czytelnikiem jestem uważnym, więc nie tylko rzucam okiem, ale rzeczywiście czytam, zadając następnie szereg pytań i równie uważnie słuchając odpowiedzi. Poza niezmiennie powtarzalną cechą horoskopowości CV, opisaną w innym artykule, jest jeszcze coś, co można niemalże obstawiać w ciemno. Jest to zawartość niepozornego i umieszczanego na końcu (o ile w ogóle) punktu „Hobby / Zainteresowania ”.

Spostrzeżenie 1 – jakże duża część z nas nie ma tam nic prawdziwego do wpisania, żadnej autentycznej pasji, praktycznie ograniczając się do pracy i życia jako takiego…

Spostrzeżenie 2 – w ogromnej części treść tegoż punktu dotyczy aktywności fizycznej, pozostawiając odłogiem jakiekolwiek zainteresowania rozwijające intelekt.[hitem są „narty”, co nie dziwi, bo Polska jest przecież krajem alpejskim, gdzie śniegu po pas i jeździć z góry na dół i po płaskim można cały rok :-)]

Aktywność fizyczna sama w sobie jest świetna. To fantastycznie, że dbałość o utrzymanie ciała w dobrej wydolności szturmem zdobywa nasze społeczeństwo (o tym tez jest post, link). Warto się za to równie silnie zastanowić, czy, jak i dlaczego dbać o utrzymywanie w tejże dobrej wydolności nie tylko ciała, ale także naszego umysłu… Rok w rok zadaję słuchaczom studiów MBA pytanie, co robią dla rozwijania swojego umysłu. Pytanie zwykle wywołuje na sali konsternację w rodzaju „ale o co chodzi?”. No bo przecież jesteśmy na takich studiach, więc cóż może być lepszego i bardziej wymagającego w tej materii?! Konsternacja później się pogłębia, bo stawiam śmiałą acz po dyskusji dosyć oczywistą tezę, że… guzik prawda. Studia MBA, podyplomowe, kursy itd. przede wszystkim służą pogłębianiu wiedzy zawodowej. Są zatem przedłużeniem pracy i niewiele mają wspólnego z kształtowaniem sprawności naszego umysłu i utrzymywaniem go w stanie preferowanym przez parasole i spadochrony, czyli otwartym. Z przygotowywaniem go do radzenia sobie z coraz to NOWYMI i wręcz NIEOCZEKIWANYMI wyzwaniami. Ba, z poszukiwaniem tychże nowych i nieoczekiwanych wyzwań oraz intelektualnej odwagi (!). Studia i kursy uczą rozwiązywania konkretnych, przydatnych tu i teraz, już zdefiniowanych, pragmatycznych zadań zawodowych. Aż tyle i tylko tyle. Jak się mawia w środowisku wojskowym – w dużej mierze uczą nas zasad prowadzenia poprzedniej wojny… Ileż to razy przychodzi nam narzekać, że szkoła (od podstawowej włącznie) uczy rozwiązywać testy i konkretne zadania, a nie uczy myślenia, pozwalającego sobie radzić w dowolnej sytuacji?! A później co? Dokładnie tak samo kierujemy własną aktywnością i życiem – polegamy głównie na tychże dodatkowych studiach i kursach (czyli testy i konkretne zadania na teraz), zostawiając odłogiem wszechstronne ćwiczenie umysłu… Dobrze, że ćwiczymy już ciało i stało się to wręcz modne. Równie dobrze jest zadbać o kondycję umysłową i ćwiczyć go równie systematycznie i z równym zapałem. Masz jakąś pasję intelektualną, której regularnie poświęcasz czas? Taką, która nie ma nic wspólnego z pracą?

Na razie to tylko apel i odwołanie się do intuicyjnej analogii ćwiczeń ciała. Pora na wskazanie silniejszych przesłanek. Pozwolę sobie wskazać 3 przyczyny, dla których dbałość o umysł jest kluczowa. To dobra wiadomość, bo taką liczbę daje się łatwo ogarnąć.

  1. KREATYWNOŚĆ –niezależnie od uprawianej dyscypliny, sportowcy ćwiczą wszystkie partie mięśni, dokładając do tego rozciąganie, masaże, dietę itd. Oczywiście, w różnych zestawach, bo dyskobol różni się od kolarza. Dzięki swoim holistycznym treningom mogą osiągać doskonałość i długoterminowo utrzymywać ciało w gotowości na potężne i coraz większe wyzwania. Jednostronnie wytrenowany wspaniały oszczepnik Kermes z Persji to jednak postać bajkowa (wpisz w wyszukiwarce „Kermes Asterix”, to zobaczysz: –). To samo dotyczy umysłu. Ćwicząc go tylko jednostronnie, czyli na bazie wyzwań w samej pracy rutynizujemy jego działanie i krok po kroku, rok po roku, w sposób niezauważalny dla siebie mordujemy elastyczność myślenia. Nie przeceniajmy też czynnika kreatywności w naszej pracy… Ludzi w kosmos raczej nie wysyłamy, prawda? No i nie każdy z nas nazywa się Stephen Hawking. Ważne jest, by ćwiczyć aktywność umysłu w innych obszarach, niż tylko zwiększanie sprzedaży czegoś komuś lub liczby wyprodukowanych części w jednostce czasu (bo to w zdecydowanej większości po prostu inżynieria biznesu i tyle). Stąd też taka różnorodność zadań Mensy, które bazują na operacjach liczbowych, obrazkowych, skojarzeniowych, opisowych i ich kombinacjach, dodając do tego myślenie w trzech wymiarach i pierwiastki abstrakcyjne. Stąd taka waga systematycznego kierowania wysiłku umysłu w odmienne od pracy obszary. Wtedy zwiększamy szanse, że będzie on w stanie ciągłej gotowości na owe potężne i coraz większe wyzwania. Szczególnie te nowe i nieoczekiwane. Jednostronnie wyszkolony Kermes przegrał, mimo swoich przewag (jednostronnych właśnie).
  2. RESET UMYSŁU –całkowite poświęcenie umysłu czemuś innemu niż praca i czynności rutynowe jest jednym z najlepszych sposobów oczyszczenia i odświeżenia go na co dzień. Podkreślam – całkowite i do tego zawierające element zaangażowania, czyli myślenia, kojarzenia faktów, uruchomienia wyobraźni, pasji intelektualnej. Mecz albo serial w telewizji nie zalicza się do tej rubryki, krzyżówki też nie. Nawet kilkanaście minut, ale regularnie, do tego w przemyślanej porze dnia i miejscu (zapewniających skupienie), to już będzie całkiem dobre minimum. Gwarantujemy następnie w ten sposób swojemu skołatanemu umysłowi powrót do „zwykłego” świata niemalże na wzór powrotu z urlopu. Tyle że znacznie częściej. Jeśli mamy silną wolę, zdolności organizacyjne i najzwyklejszą chęć, to codziennie lub chociaż co drugi dzień. Czyli zupełnie jak w przypadku aktywności fizycznej – można już z tego złożyć całkiem logiczny system życia, prawda?
  3. WOLNOŚĆ –regularne zaangażowanie intelektualne w obszarach innych niż praca uczy nas właściwego dystansu do tejże pracy. Staje się ona wtedy jednym z elementów świata, a nie światem całym… Jakże inaczej wyglądają kłopoty dnia codziennego, niezadowolony szef, klient itd., gdy wiemy, że obok toczy wody rwąca rzeka innych aktywności. Co więcej, to nasza woda, do której tenże szef czy klient nie ma wstępu. To nasze sanktuarium. Brzmi abstrakcyjnie? Do czasu aż po kilkunastu latach stuprocentowego zaangażowania tylko w pracę ta praca nas wypluwa. Co prędzej, czy później przecież nastąpi. Nie ma pytania „czy?”, jest tylko pytanie „kiedy?”. No i wtedy stoimy „nadzy, samotni i zagubieni”, bo nagle i niespodziewanie zniknęło wszystko, skoro praca była wszystkim. Mityczni millenialsi mają tutaj sporo racji akcentując wagę świata poza pracą. Często robią to intuicyjnie i naiwnie, wręcz kontestując samą pracę. Jest to już przejściem z jednej skrajności w drugą. Lepiej, by te obszary się wspierały, zamiast walczyć ze sobą. Wtedy zrywamy intelektualne kajdany pracy, bo mamy swój świat obok. Opowieści o tyranicznych korporacjach przykuwających nas do biurek zaczynają wywoływać wtedy bardziej uśmiech, niż przerażenie. Jeżeli jeszcze zadbamy o wczesne wyjście z kredytów, to możemy myśleć o prawdziwej wolności. To jest w naszych rękach.

Wróćmy na chwilę do CV i zawartości punktu „Hobby / Zainteresowania ”. Bywają tam także informacje w stylu „książki / historia / sztuka / film / …”. Chwała im. Gorzej, gdy zacznę dopytywać o te ostatnio przeczytane / obejrzane i refleksje stąd płynące. Jakże często słyszę „Panie Darku, ostatnie kilka lat to taki młyn w pracy, że nie było czasu”. Aha, czyli jest to zainteresowanie, które ma dobrze brzmieć, ale prawdą nie jest. Bo gdyby była to pasja, to czas byśmy znaleźli…

Ponoć zaledwie kilka procent genotypu różni nas od szympansów. Ogromna część naszych zachowań ma odpowiedniki u małpiego kuzyna, co nie powinno dziwić, bo przecież należymy do świata zwierząt. Rutyna dnia codziennego podporządkowana zdobywaniu jedzenia, regulowana przez czynności fizjologiczne. Pozostaje do rozważenia, czy chcemy być czymś więcej niż po prostu „nagą małpą”. Czy skupimy się na owych kilku różniących nas procentach genotypu (złożoności i różnorodności myślenia właśnie), czy zapatrzeni w błyskotki technologiczne jednak wieść będziemy żywot analogiczny do szympansa – jeść, spać, trochę rozrywki, rozmnożyć się, umrzeć. Będąc jednocześnie dufnie przekonani o swojej odmienności i wyższości. Ubrania, samochody i smartfony nie czynią nas aż tak odmiennymi. To tylko inne narzędzia. Warto wspomnianą złożoność i różnorodność myślenia pielęgnować, jak sądzę. Dobrze jest mieć intelektualne hobby, takie prawdziwe. Dla owych trzech wskazanych wyżej powodów. Powtórzę – masz jakąś pasję intelektualną, której regularnie poświęcasz czas? A może masz tylko takie hobby, jak w znanym skeczu kabaretu Dudek, czyli „zjeść raz na dzień coś ciepłego i żeby do pierwszego starczyło…”?

PS Skąd tytułowe pytanie? No cóż, wynika ono z podstawowych cech wykopywanych starożytnych mieczy – są zardzewiałe i… nieostre :-)).

Previous Jak poskromić rekrutera - rozmowa rekrutacyjna na zimno
Next 3 poziomy słuchania, czyli mieć uszy to za mało

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Wizualizacja – czary mary, czy przydatne narzędzie?

Określenie wizualizacja jest stosowane i znane dosyć powszechnie. Wystarczy je wrzucić w wyszukiwarce, by już na pierwszej stronie obok sfery twardych zastosowań inżynierskich pojawiło się sporo linków do szeroko rozumianego

Autorefleksja

Smakowite cytaty bez komentarza cz.2 Konfucjusz

Konfucjusz , „Dialogi”, ok. 500 p.n.e. (2500 lat temu) – są ludzie, którzy nic nie wiedzą, a jednak tworzą – dawniej uczyli się dla siebie, dziś uczą się, żeby dobrze

Autorefleksja

Kwarantanna – zestaw racjonalisty

Pierwsza część Zestawu Racjonalisty cieszyła się dużą poczytnością (LINK). Był to zestaw podstawowych pytań, które warto sobie zadać. By zracjonalizować swoje myśli i ogląd otoczenia. By nazwać i ocenić obawy.