Wiedza vs opinia; Tocqueville „Dawne rządy a rewolucja”

Wiedza vs opinia; Tocqueville „Dawne rządy a rewolucja”

Seria Meandry Kultury. Tłumaczenia oryginalnych dzieł myślicieli. Można poznawać u źródeł, nie z opracowań. Później można dyskutować na bazie wiedzy, nie opinii „a mnie się wydaje, że…”. Recenzja nr 3, Alexis de Tocqueville „Dawne rządy a rewolucja”

Bardzo myląca to pozycja, oj bardzo. Tocqueville, francuski myśliciel, historyk, socjolog oraz czynny polityk napisał ją w pierwszej połowie XIX wieku. Tematem jest ustrój Francji w XVII i XVIII wieku, aż do wybuchu rewolucji. Zdawałoby się, książka dla pasjonatów, historyczna. Kurzem pokryta. No bo sprzed niespełna lat dwustu, a opowiada o Francji Ludwika XIV, XV i XVI. Nie tylko tej realnej, czyli istniejącej, ale też o ideach i postulatach, które wtedy się rodziły jako wizje „państwa idealnego / pożądanego”. Czyta się ją, czyta i z rosnącym zaskoczeniem przekonuje się z każdą niemal stroną, że to książka o… naszych czasach. Tak, tak. Dokładniej, to książka, która nigdy nie straci aktualności, bo opisuje procesy, które powtarzają się cyklicznie. Od zawsze. Tyle że co rusz to w innym kraju, to w nieco innym tempie, ale wedle tych samych reguł.

Niektóre cytaty potrafią niemal wbić w fotel. Wystarczy wyjrzeć za okno, by tu i teraz zobaczyć to samo, co opisuje Tocqueville. Wręcz w Polsce. Co pokolenie, to ludzie wymyślają od nowa te same idee i myślą, że odkrywają świat. Cóż za intelektualna arogancja. Mają na historycznej tacy podane co się da zrobić i dlaczego, a co się nigdy nikomu nie udało i dlaczego udać się nie mogło, a mimo to robią to od nowa. Dokładnie tak samo.

Raz, że z braku wiedzy, tak po prostu. Politycy to nie herosi intelektu, niestety, a mniemanie mają o sobie bardzo dobre. Niby wszyscy z wyższym wykształceniem, a książek chyba nie czytają żadnych. A już z pewnością… politycznych, tzn. dotyczących historii systemów. Jeśli już czytają, to zapewne biografie i każdemu marzy się być Napoleonem lub Piłsudskim. Żadnego parcia do prawdziwej wiedzy. Liczy się tylko tu i teraz, wczoraj nie było. A jakieś tam gadanie, że budujemy świat na barkach i doświadczeniach poprzednich pokoleń, to dla nich marnowanie czasu. Dwa, że przecież „nasze czasy są zupełnie inne i teraz się uda…”. No i się nie udaje. Bo czasy są inne głównie z racji innych dekoracji. A czynnik najważniejszy, czyli ludzie, od zawsze ten sam. Tym gorzej dla ludzi, jak się okazuje.

Tocqueville zwraca też uwagę, że jedną z kluczowych przyczyn ogromnego wybuchu społecznego, który w efekcie przeorał Francję, a za nią Europę, było… rozdzielenie i antagonizacja społeczeństwa na nienawidzące się, żyjące obok siebie i podlegające różnym prawom, obowiązkom i przywilejom grupy. Brzmi znajomo? No to pora na kilka dalszych przykładów…

Wiara, że tylko władza absolutna może reformować kraj, bo ma wszystko w jednym ręku

„Francja – powiada Letronne – znajduje się w nierównie lepszym położeniu niż Anglia. Można tu bowiem w jednej chwili urzeczywistnić reformy, kiedy w Anglii mogą im zawsze przeszkodzić stronnictwa.[…] Koniecznym jest, aby władza państwowa rządziła zgodnie z prawami przyrodzonymi – pisze Mercier de la Riviere – a skoro się tak dzieje, powinna być wszechmocna”.

Czy bardzo bylibyśmy zdziwieni, gdybyśmy dzisiaj usłyszeli takie słowa z ust naszego premiera lub przewodniczącego rządzącej obecnie partii? Chyba niespecjalnie. Jakże współcześnie brzmi naiwne marzenie, że tylko skupienie całej władzy w jednym miejscu, w jednych rękach, pozwoli wreszcie kompleksowo, „właściwie” i ostatecznie szczęśliwie urządzić ten kraj (wstaw dowolną nazwę). Cóż, Francja najlepiej na tym nie wyszła. Żadna władza nigdy nie była i nie jest w stanie ogarnąć wszystkich procesów jednocześnie, zawiadywać nimi w czasie rzeczywistym i jeszcze kształtować przyszłość na nowo. A nasz rząd jednak w to wierzy…

Marzenie władzy „demokratycznej”

 „Myśl ich oswoiła się z […] formą tyranii demokratycznej […]. Lud, złożony z równych jednostek uznany jest za jedynego władcę prawnego, a jednak pozbawiony wszelkich środków, przy których pomocy mógłby kierować rządem swym lub go kontrolować. Nad tą masą wznosi się jeden jej reprezentant i pełnomocnik działający w jej imieniu, PRAWNIE JEJ AGENT, FAKTYCZNIE JEJ PAN” (podkreślenie moje).

Z jednej strony władzy marzy się status posiadającej poparcie ludu (odwoływanie się do nadania boskiego już nie było wystarczające). Z drugiej, władza przecież zawsze „lepiej wie” od ludu, co należy robić dla dobra kraju, swojego i właśnie ludu, więc lepiej, żeby tenże lud popierał, ale zbytnio się nie mieszał. Brzmi znajomo? „Władzy raz zdobytej nie oddamy!”.

Jak stać się panem ludu?

„Nawet w tych wypadkach, gdzie samo prawo nie ulega zmianie, zmienia się ustawicznie sposób jego zastosowania. Kto nie widział tajnych dokumentów pozostawionych przez dawne rządy, nie jest w stanie zdać sobie sprawy z tego, w jaką pogardę wpada prawo nawet w umysłach tych, którzy je stosują, jeśli nie ma ani zgromadzeń politycznych, ani gazet, które by mogły poskramiać kapryśną inicjatywę i ograniczyć dowolne zachcianki ministrów i ich kancelarii.”

Znieść elementy niezależne i kontrolne. A takim kluczowym elementem jest przecież prawo. Brzmi znajomo? No to idźmy dalej.

„Jedna tylko władza sądowa krępowała rząd w tem przedsięwzięciu. Lecz i tu zagarnął on istotę władzy, pozostawiając przeciwnikowi jej cień. […] Sędziowie byli nieodwołalni i nie dążyli do awansów. Są to dwa warunki niezbędne dla niepodległości sądu; bo cóż po tem, że sędzia nie ulega przymusowi, skoro można na niego podziałać widokami korzyści?”.

O jaki kraju pisze Tocqueville (?!), chciałoby się zakrzyknąć.

Stosunek władzy do ludu

 „Co zaś do ludu, uważano za pewnik, że słucha nie rozumiejąc. Trudno zaprzeczyć, że w samej tej życzliwości względem ludu ukrywa się pewna pogarda”.

Każda władza, która nie podlega ww. kontroli oraz rządzi długo, przechodzi w swoim mniemaniu na poziom boski. Widzi dalej i głębiej, niż wszyscy. Wie i rozumie więcej, niż wszyscy. Jest przez to niezastąpiona i zbawienna dla niezbyt rozgarniętego społeczeństwa, które trzeba prowadzić za rękę, bo ludzie puszczeni samopas tylko krzywdę sobie zrobią. Brzmi znajomo?

Nic dodać, nic ująć. Co to ostatnio nowy poseł Janusz Korwin Mikke powiedział o wyborcach…?

Książka jest też świetnie napisana. Idealnie dostosowana do reguł XXI wieku. Krótkie klarowne rozdziały. W rozdziałach krótkie klarowne akapity. Jakże bardzo Tocqueville wybiegł przed szereg ówczesnego stylu, który generalnie miał tendencję do dużej zawiłości i rozwlekłości. Z pewnością dużo łatwiej się ją czyta, gdy ma się pewną wiedzę historyczną. Łatwiej podążyć za główną myślą Autora mając te same podstawy, co i on. Jednak nawet i bez tego kluczowe myśli i wnioski jaśnieją niczym nie zakrytym blaskiem. Powtórzę – jakże zaskakującym i odkrywczym dla czytelnika pierwszej połowy XXI wieku. Powtórzę – napisana w pierwszej połowie wieku XIX…

Czy czytać? Oczywiście, że czytać! To najlepszy sposób do poznawania źródeł i wyrabiania własnego zdania na bazie wiedzy.

Zapraszam do lektury innych recenzji pozycji z tej wymagającej serii (LINKI):

Noam Chomsky „Jakimi istotami jesteśmy?”

Alfred Adler „Wiedza o życiu”

Previous Strefa śmierci, nasz chleb codzienny...
Next Work-life-balance, odczarowanie mitu

Powiązane wpisy

Inne

Dostałem Oskara na MBA-SGH :-) !

Dzisiaj (22.02.2019) zostałem wyróżniony przez słuchaczy VI edycji studiów MBA-SGH. Dwa lata ciężkiej pracy. Przeczołgałem ja ich nie raz, przeczołgali oni mnie nie raz, a na końcu przyjaciele i jeszcze

Inne

Polski przepis na SZCZĘŚLIWE ŻYCIE

Mają Duńczycy swoje hygge. Mają w Norwegii swoje friluftsliv. Mają w buddyzmie nirwanę. Polacy swoją filozofię dobrego i szczęśliwego życia też mają! Do tego z przedrostkiem „pol”, co nie może

Inne

Andrzej Jeznach – Szef, który ma czas, recenzja

Podchodziłem do tej książki, jak pies do jeża. Odstraszał mnie podtytuł nawiązujący do pewnego koloru i współgrający z nim kolor okładki… Miałem ogromne obawy, że będzie to kolejna nudna ideologiczna