
Wartości, czyli tam i z powrotem…
To dla wielu z nas najtrudniejszy element układanki Ciało / Umysł / Duch. W przypadku dwóch pierwszych dało się je sprawnie i dosyć szybko sprowadzić do prostszych uchwytnych pytań, a w efekcie do konkretnych i łatwo sprawdzalnych codziennych zachowań. Ćwiczę lub nie i dlaczego. Śpię wystarczająco lub nie, w jaki sposób i dlaczego. Mam pasję intelektualną odrywającą mnie od rutyny, czy nie mam. No i dało się nazwać oraz szybko choćby intuicyjnie zrozumieć skutki poszczególnych zachowań. Tym bardziej, że w zależności od własnych wyborów nagrodę lub karę dostaje się również stosunkowo szybko i one także są uchwytne. Pisząc „dało się” mam na myśli dwa wcześniejsze artykuły (linki):
„Ciało, czyli dlaczego nie pojedziemy szybciej”
„Czy Twój umysł jest jak starożytny miecz?”
Z kwestiami ducha jest trudniej. Tutaj więcej mieści się w sferze słów. Przynajmniej często nam się tak wydaje. Czy te obawy są słuszne? Niekoniecznie. Na początek musi tutaj paść słowo stosowane powszechnie, choć z tej powszechności nie wynika wcale głębia jego zastosowań. Tym słowem są wartości. Nie udało mi się chyba spotkać jeszcze nikogo twierdzącego, że nie wyznaje żadnych i że nie mają one dla niego znaczenia. Można raczej zaryzykować stwierdzenie, że każdy z nas jakieś ma. Choć są one różne. Nawet pozornie te same każdy definiuje sobie nieco inaczej. Różnie określając choćby ich granice, czyli obszary dozwolonych i niedozwolonych zachowań. Gdy komuś świadomie wyciągniemy portfel, raczej wszyscy nazwiemy to kradzieżą. Gdy ten sam portfel znajdziemy na ulicy, to już nie wszyscy bez wahania podejmą wysiłki, by znaleźć właściciela, choć zapewne wciąż większość. A co gdy sklep pomyli się na naszą korzyść? Zawsze, wszyscy i natychmiast biegniemy to zwrócić? Trochę pewnie już zaczyna zależeć od tego, na jaką kwotę się pomylił i jak daleko ten sklep jest. A co z korzystaniem z plików muzycznych, filmowych, czy książek w formacie PDF, których Internet pełen, i które można ściągnąć nic nie płacąc autorowi lub wydawcy? To wciąż kradzież, czy już działania dopuszczalne? I tak dalej, i tak dalej. To właśnie miałem na myśli mówiąc o cienkiej i bardzo indywidualnej granicy, którą każdy z nas sobie wyznacza. Z czego niejednokrotnie nie zdajemy sobie sprawy. Dosyć łatwo mówi się i deklaruje swoje wartości na bazie sytuacji skrajnych (zabójstwo, pobicie, kradzież portfela). Trudniej, gdy trzeba to odnieść do masy drobnych codziennych zdarzeń, gdy każde z nich, to decyzja z odcieniem dotyczącym etyki i głoszonych wartości.
Określenie wartości zrobiło też karierę w biznesie. Ogromna część firm zrobiła krok pierwszy, czyli określiła te dla nich najważniejsze. Pisząc „firm” mam na myśli właścicieli i zarządy, rzadziej samych pracowników (choć zdarza się, że są pytani o zdanie). Są one komunikowane na stronach internetowych, drukowane w sprawozdaniach rocznych i materiałach reklamowych oraz wywieszane na ścianach w setkach tysięcy biur.
Znacznie mniejsza część firm zrobiła krok drugi, czyli zdefiniowała konkretne codzienne zachowania, które z tychże wartości mają wynikać. Co więcej, opisała takie konkretne codzienne zachowania, które są charakterystyczne dla tejże firmy (a nie ogólnikowe cośtamcośtam w stylu „traktujemy ludzi z szacunkiem”; ważne, ale nadal każdy inaczej będzie to interpretował). Czyli takie, które naprawdę występują w tym środowisku na co dzień i wymagają nieustannego dokonywania wyborów. Wtedy tandem wartości/zachowania staje się punktem odniesienia w chwilach wątpliwości, jak postąpić w danej sytuacji. Bo życie co chwilę stawia nas wobec kwestii w różnych odcieniach szarości, a nie tylko prostych czarno-białych (ukraść portfel, czy nie).
Niestety, jeszcze mniej firm i środowisk decyduje się na krok trzeci. Krokiem tym jest ni mniej, ni więcej tylko… konsekwentne stosowanie się do własnych wartości i zdefiniowanych zachowań. Co to znaczy? Coś formalnie bardzo prostego – promowanie postępowania zgodnie z nimi i jednoznaczne potępianie ich łamania, niezależnie od pozycji danej osoby i jej wyników na polu czysto profesjonalnym. Ta ostatnia uwaga jest kluczowa. Jeśli nie każdy, to większość z nas może przytoczyć z własnych obserwacji sytuacje, w których przymykano oko na czyjeś niewłaściwe zachowania „z innych ważnych powodów”. Takich usprawiedliwień może być sporo. No bo może ten handlowiec jest konfliktowy i arogancki wobec współpracowników, ale osiąga świetne wyniki sprzedaży. No sami rozumiecie… Jak tu ukarać albo wręcz zwolnić takiego człowieka? Przecież pójdzie do konkurencji i tam będzie osiągał świetne wyniki. No sami rozumiecie… Albo jak tu zająć się prezesem, skoro to jest kluczowy okres życia firmy na lokalnym rynku? Co więcej, sami tego prezesa namaściliśmy na to stanowisko. Wprawdzie on zachowuje się przeważnie po chamsku, obraża ludzi, ego ma jak Kilimandżaro, w ciągu kilku lat wymienił czterech dyrektorów handlowych, bo przecież sami źli ludzie dookoła niego wspaniałego, seksistowskie „dowcipy” to standard i do tego ma romans wewnątrz firmy, ale… sami rozumiecie… Trzeba przymknąć oczy, bo sprawy wyższe tego wymagają. Czyż nie? Jeśli w tego typu sytuacjach, dosyć powszechnych, oczy są przymykane, to wracamy do kroku pierwszego. Oznacza to, że definiujemy wartości, wieszamy je na ścianach, umieszczamy na stronie internetowej i natychmiast o tym zapominamy. Robimy to, bo tak trzeba, bo inni to robią, ale sami w to nie wierzymy. Bez sensu. Do tego niszczymy w pracownikach motywację i wiarę w sens jakiejkolwiek komunikacji. Bo jeśli zawodzi się w tak sztandarowej sprawie, to nie sposób oczekiwać zaufania i zaangażowania w jakichkolwiek innych.
Dlaczego tak rozpisałem się o firmach i trzech krokach postępowania? Te same reguły, te same trzy kroki odnoszą się też do każdego z nas.
Krok pierwszy – nazwij i zapisz swoje kluczowe wartości. Najlepiej do pięciu, bo im więcej, tym bardziej się to wszystko rozmyje. Pięć najważniejszych. Postaraj się wyjść poza te najoczywistsze typu wspomnianych „nie zabijaj, nie kradnij”. Jeśli nie zabijasz i nie kradniesz, to wspaniale. Ale trochę za mało, by odtrąbić końcowy sukces w obszarze „Duch”. Fakt, że czegoś nie robisz, to jedno. Ważne jednak jest także to, co i jak robisz. Sformułuj więc postulaty odnoszące się do działania, a nie samego zaniechania czegoś bardzo nagannego. Na tym etapie wspomniana wcześniej wartość w rodzaju „szacunek dla ludzi i natury” jest właśnie czymś takim. Tutaj jej miejsce. Istnieje też bardzo duże prawdopodobieństwo, że w ten czy inny sposób wpleciesz w tę listę swoją rodzinę i jej nadrzędną rolę. Nie formułuj takich wartości, które brzmią dobrze dla otoczenia, bo „tak powinno być”. Nie oszukuj samego siebie. Formułuj takie, w które wierzysz. O Twoją prawdę tu chodzi, a nie o konkurs piękności. Nic nie stoi oczywiście na przeszkodzie, by skonfrontować wyniki Twoich osobistych przemyśleń z wartościami uznawanymi za uniwersalne i wskazane społecznie lub religijnie, jeśli jesteś religijny. Nie zakładam przy tym jakiegoś specjalnego konfliktu. Raczej chodzi o rozpoznanie swojego środka ciężkości i rozkładu akcentów.
Krok pierwszy najprawdopodobniej przyjdzie Ci zrealizować stosunkowo łatwo.
Krok drugi – teraz przetłumacz swoje spisane (to ważny zabieg!) wartości na wynikające z nich konkretne zachowania. Podkreślam, im konkretniejsze, im zwyklejsze, im bardziej codzienne, tym lepiej. W domu, w pracy, na ulicy, za kierownicą, podczas dyskusji (także na forach internetowych), na zakupach i tak dalej. W stosunku do współmałżonka, dzieci, rodziców, przyjaciół, kolegów, szefów, podwładnych, sprzedawców, kelnerów, obcych na ulicy itd. Przywołaj z pamięci coraz to nowe sytuacje, które trafiają Ci się codziennie i wyciągnij wnioski, jakie zachowania w tych sytuacjach wynikają wprost z wartości, które sam uznałeś za kluczowe. Tutaj już może się zacząć robić trudniej, prawda? Schodzisz z Olimpu uogólnionych postulatów na ziemię i zaczynasz widzieć ich bezpośredni związek z Twoim codziennym życiem. Najprawdopodobniej zaczynasz też mniej lub bardziej jasno przeczuwać, co się może wydarzyć w kroku trzecim.
Krok trzeci – przeanalizuj swoje dotychczasowe zachowania (najlepiej z wczoraj i dzisiaj!) pod kątem zgodności z tym, co opisałeś w poprzednich dwóch krokach. Mówiąc wprost, czy i na ile konsekwentnie zachowujesz się tak, jak to ma wynikać z określonych na wstępie wartości. Zastosuj tę metodę także do analizy swoich dalszych zachowań. Jest to ważny i już konkretny kolejny element codziennej autorefleksji.
W ten sposób także w sferze „Duch” udaje się przełożyć wielkie pytania w stylu „jak żyć” na drobne i uchwytne elementy każdego dnia. Da się? No da się. W jedno popołudnie raczej tego nie zrobimy. Skoro jednak rzecz ma dotyczyć całego naszego przeszłego i przyszłego życia, warto jej poświęcić nieco więcej czasu. Zrobione raz i rzetelnie później wymaga już tylko drobnej obsługi i korekt.
Mając rozpisane na części powyższe trzy kroki można zadać sobie kilka dalszych kluczowych pytań. Na przykład takie, czy środowisko, w którym przebywam/pracuję wyznaje te same wartości, co ja i daje na to dowody. Jeżeli nie, to co ja w tym środowisku robię? Przebywając tam przymykam oczy. Czyli w efekcie akceptuję działania wbrew moim wartościom. Czyli sam te wartości kwestionuję.
Inne pytanie – czy w obliczu zaobserwowanych działań wbrew moim wartościom, jestem w stanie zaprotestować? Nawet ryzykując, jeśli osobą łamiącą zasady jest szef? Czy jestem w stanie z tych powodów porzucić dane środowisko lub pracę? Czy też racjonalizuję sobie, że to nie ja, że to nie w mojej części biura, że w zasadzie to mam kredyt, a ten kolega w sumie to sam się prosił, żeby szef poddał go mobbingowi, a generalnie to on tylko poniża, ale nie bije jednak itd.
Kolejne – czy jestem konsekwentny i wszystkich traktuję identycznie pod kątem rozpisanych wartości i zachowań? Czy, kiedy i dla kogo mam taryfę ulgową i… przymykam oko, choć gdy robią to inni, jestem oburzony. Podam przykład. Jeden ze znajomych wspomniał kiedyś, że w domu pali papierosy tylko na balkonie. Zapytany dlaczego, odpowiedział, że to z dbałości o zdrowie córki. Zdziwił się i obruszył, gdy zwróciliśmy mu uwagę, że przy nas pali jak smok, trując nas niemiłosiernie… Klasycznym tego przykładem są też zachowania, które oburzają i śmieszą nas u polityków. U nich to nagminne, że usprawiedliwiają członków swojej partii z czynów, za które domagają się dymisji członków ugrupowań przeciwnych. Takich pytań można (i należy) sobie już tworzyć więcej, na bieżąco. Warunkiem koniecznym jest jednak przejście przez opisane wyżej trzy kroki.
Powiązane wpisy
Czy jesteś tym, który puka? WSTĘP
NADEJSZŁA WIEKOPOMNA CHWILA, czyli… WYDAJĘ KSIĄŻKĘ Takie czasy, że książkę napisać i wydać każdy może. Postanowiłem więc i ja :-). Materiału zebrało się przez ostatnie lata sporo. Fundamentem są moje
Cel pracy, czyli którędy do Świętego Graala?
Autorefleksja jest jak krasnoludek – wszyscy o niej mówią, mało kto widział. Mocą oddziaływania jeszcze im nie dorównuje (oddziaływania kulturowego, nie nabijam się), ale popularność samego pojęcia autorefleksja stale rośnie, także
Kwarantanna – zestaw racjonalisty
Pierwsza część Zestawu Racjonalisty cieszyła się dużą poczytnością (LINK). Był to zestaw podstawowych pytań, które warto sobie zadać. By zracjonalizować swoje myśli i ogląd otoczenia. By nazwać i ocenić obawy.