Strategia w sieci – Armia Czerwona, Snajper, Hobbysta?

Strategia w sieci – Armia Czerwona, Snajper, Hobbysta?

Lubię upraszczać i porządkować otoczenie. Upraszczać w dobrym tego słowa znaczeniu, poznawczym. Tzn. na tyle, na ile trzeba, by w gąszczu pojedynczych sygnałów, zachowań, danych itd. zacząć widzieć kluczowe procesy. Po to, by je zidentyfikować, później zrozumieć i ostatecznie zacząć na nie zgodnie ze swoją wolą wpływać.

To samo dotyczy obecności w sieci. Jaka jest Twoja strategia w sieci? Można być obecnym na bardzo różne sposoby. Dobrze jest zdawać sobie z tego sprawę, a szczególnie z konsekwencji różnych stylów zachowań. W zależności od oczekiwań wskazane są różne aktywności. No i dobrze jest rozważyć wcześniej, z którym nam po drodze. By i cele osiągać, i jednocześnie mieć z tego radość zamiast działania z zaciśniętymi zębami i owijania krwawiących ran drutem kolczastym.

Na własny użytek wyodrębniłem trzy strategie zachowań w LinkedIn. Sam reprezentuję jeden z nich. Zapewne łatwo będzie rozpoznać. Nadałem im dosyć charakterystyczne nazwy. Całkiem sporo można się domyślić z samego ich brzmienia.

Armia Czerwona

Skąd taka nazwa strategii? Ano ze sposobu walki tejże formacji. Mówiąc delikatnie, nie słynęła ona z finezji. Preferowała prostsze rozwiązania. Siłowe. Dostosowane zresztą bardzo dobrze do wyszkolenia i ogólnego poziomu swoich żołnierzy. Nawała ogniowa wzdłuż i wszerz oraz  komenda „Naprzód!” niezależnie od wydarzeń, czy ponoszonych strat. Strzelamy ze wszystkiego, co mamy. Do tego na okrągło. Po drugiej stronie spada lawina stali i ognia. Sporo już można z tej nazwy wywnioskować, jak obiecałem, prawda? Zanim przejdziemy do opisu ilościowego i odpowiedzi na pytanie, co to znaczy w LinkedIn, mały wtręt historyczny.

Dzieciństwo miałem w tych czasach, gdy nie było Internetu, komputerów i smartfonów (tak, były takie czasy, ale filmy były już kolorowe i miały dźwięk). Graliśmy wtedy często w prawdziwą piłkę na podwórkach. Ta rządziła się także zestawem specyficznych podwórkowych praw. Jedno z nich przyszło ze Śląska i mówiło: trzy rogi, elwer! Elwer to w gwarze jedenastka, czyli rzut karny. Oznaczało to, że jeśli jedna z drużyn miała już trzy rzuty rożne, to w nagrodę za aktywność dostaje rzut karny, czyli dużą premię. Jest to nic innego, jak zautomatyzowanie zasady, że ilość przechodzi w jakość. Tutaj liczba rzutów rożnych przechodziła w jakość rzutu karnego na 100%. Takie było „prawo”. Tym samym założeniem posługuje się czerwonoarmista. Ilość ma przejść w jakość.

Jednak co dobre w podwórkowej piłce nożnej niekoniecznie działa w internecie. Tutaj nie dostajemy automatycznej nagrody za masową produkcję komentarzy, postów, czy artykułów. Strategia Armii Czerwonej dla pojedynczej osoby raczej prowadzi do wręcz przeciwnego efektu, czyli zniecierpliwienia i zniechęcenia odbiorców. Nie da się codziennie napisać Hamleta. Ba, codziennie nie da się napisać także sztuki na miarę Woody Allena (lżejszy format, za to wciąż profesjonalny). Nawet jeśli umysł masz pełen pomysłów, to zadaj sobie proste pytanie: czy uzbieram tego 200 w roku. Liczba 200 bierze się z czterech postów tygodniowo, co i tak w porównaniu z niektórymi teoriami na temat siłowego zaangażowania w sieci brzmi całkiem delikatnie. W jednej z analiz Marcina P. Stopy rekordziści mieli… ponad 50 postów miesięcznie, co daje… około 600 w ciągu roku. Jeszcze inni guru internetów doradzają „codziennie jeden super post!!”. No to mamy w przybliżeniu ujęcie w liczbach, czym jest czerwonoarmista w sieci. Produkuje w przybliżeniu 365…600 tekstów rocznie. Dasz radę napisać tyle sensownych i profesjonalnych postów? Do tego w taki sposób, żeby odbiorcy z zaciekawieniem czekali na kolejne i chcieli się angażować? Otwierasz lodówkę, a tu Czerwonoarmista wyskakuje, otwierasz szafę, to samo, podnosisz klapę sedesu, tym bardziej… bach, znowu on. Chcesz tak? Odpowiedź jest prosta. Tylu sensownych i profesjonalnych postów nie dasz rady przygotować. Nikt nie da rady. Tym samym strategia Armii Czerwonej jest z definicji dobra dla ludzi mierzących w status sieciowego celebryty. Nieważne co, nieważne jak, byle się działo i nie robili błędów pisząc nasze nazwisko. Pisz na „wszystkie” tematy. A najlepiej na takie, które nie wymagają wiedzy i wystarczy pisać, co tylko przyjdzie do głowy. Czyli najlepiej pisać w sieci o… samej sieci plus porady, jak wychodzić ze strefy komfortu i być sobą ciągle się zmieniając. To oznacza jedno –Endrju. Nie wiesz, kim jest Endrju Soszialnindża? No to zapraszam do lektury cyklu siedmiu odcinków opisujących podróże w sieci tego bohatera naszych czasów (LINK).

Czy to źle być czerwonoarmistą? Ani źle, ani dobrze. To po prostu strategia. Jeśli jesteś jej świadom i będziesz konsekwentnie podążać tą ścieżką akceptując konsekwencje, Twój wybór. Jest trochę ludzi, którzy to kochają i… mają prawo. Jeśli jeszcze osiągają przy tym swoje cele biznesowe (oprócz zaspokojenia miłości własnej, co akurat gra rolę…), to tym bardziej. Pamiętaj jednak: 365…600 postów + drugie tyle komentarzy + konieczność budowania sojuszy i miziania się po plecach z innymi czerwonoarmistami, niezależnie od tego, co piszą (czerwonoarmiści wszystkich krajów, łączcie się!). To oznacza także niemalże ciągłą obecność w sieci. Pamiętaj o jeszcze jednym: odnoszę wrażenie, że po pierwszych zachwytach obecnie nastroje w sieci mniej sprzyjają czerwonoarmistom. Zamęczyli jakby trochę odbiorców…

Strategia Armii Czerwonej ma jeszcze jedno zastosowanie. Może być przydatna, gdy posługuje się nią nie pojedynczy użytkownik, a firma. Firma, czyli… zespół czerwonoarmistów. Są wstępnie przeszkoleni, co i jak robić. Może żadni z nich komandosi, ale karabin trzymać umieją, zmienić magazynek i nacisnąć spust też. Wtedy nawet jeśli każdy ze zmotywowanych i przyuczonych pracowników działa spokojniej, ale za to systematycznie, to po zsumowaniu dostajemy nawałę ogniową na temat firmy wystrzeliwaną w rynek. To już może mieć sens. Pod warunkiem, że jednak cele tej nawały są zdefiniowane i znamy ich wytrzymałość (czyli ile i czego są w stanie zaakceptować). Bo analogie wojskowe są często przydatne, ale tutaj nie chodzi nam o zamęczenie drugiej strony, a o efekt wręcz przeciwny – przyciągnięcie do siebie. Tutaj wkraczamy w obszar zwany „social selling”, który jak każdy może być robiony naiwnie i po łebkach, jak i w przemyślany sposób. W końcu Armia Czerwona przy ogromnych stratach własnych, ale… wygrała wojnę.

Snajper

To jest moja strategia. Sam wypracowałem sobie te klarowne zasady. Dochodziłem do nich metodą prób i błędów, ćwicząc wszystko na sobie. Ćwiczyłem nie tylko pod kątem, jak to działa po stronie odbiorców. Równie ważne było sprawdzanie, z czym sam czuję się komfortowo, a z czym nie, co mi wychodzi, a czego nie umiem (i być może wcale nie muszę i nie chcę umieć). Wypracowany model zasługuje już na osobną nazwę, która jest równie dobrze dopasowana, jak wcześniejsza Armia Czerwona. Tam pancerna pięść, „taranem Grigorij!” (czy ktoś jeszcze pamięta, z czego to cytat…) plus atak masy prostych żołnierzy z poboru, mięso armatnie. Tutaj przemyślane i dobrze przygotowane stanowisko, precyzyjne strzały do jasno zdefiniowanych celów, dużo myślenia, wyszkolony zawodowy żołnierz sił specjalnych, ekspert.

Najpierw zdefiniowałem kilka tematów, które uznałem za swoją specjalizację. To z kolei oznacza, że pisząc i komentując koncentruję się na nich i nie udaję omnibusa od wszystkiego. To oznacza również, że w przypadku innych tematów świadomie powstrzymuję się nie tylko od postów, ale i komentarzy, choć ręka świerzbi. Oczywiście nie zawsze, nie w 100%, ale wystarczająco konsekwentnie, by nie zaburzać jasnego przekazu: DariuszU zna się na tym, tym, tym i tym. Jakie to tematy? Wystarczy zajrzeć na moją stronę. One stanowią główne menu na górnym pasku.

Później pojawia się kwestia, jak często oddawać strzał. Armia Czerwona strzela ciągle i ze wszystkiego, co fabryka dała. A Snajper? Publikuję w LinkedIn od 1. do 3. postów tygodniowo. Kiedyś częściej po 3, dzisiaj przeważnie 1-2. Mam też opracowaną kategoryzację swoich postów. Wiodący publikuję zawsze w poniedziałek rano.Jeśli jego czytelnictwo (odsłony, komentarze, przejścia na moją stronę internetową) dobrze działa, to… nie publikuję nic nowego. Z bardzo prostej przyczyny – kolejny post morduje swojego poprzednika. No to po co mordować coś, co dobrze działa? Przypominam, jestem Snajperem, ekspertem… Pracuję mózgiem, a nie siłą ognia. Jak mierzyć enigmatyczne sformułowanie „dobrze działa”? Przyjąłem prostą zasadę i zgrubny pomiar – spadek odsłon z dnia na dzień do ok. 50% jest OK. Jeśli np. w poniedziałek post ma ok. X odsłon, we wtorek ok. połowy X, a w środę ok. jednej czwartej X, to to jest świetna sekwencja (dla mnie) i w takim tygodniu do weekendu nie publikuję nic. Jedyne, co mogę ewentualnie zrobić, to właśnie w sobotę zawiesić angielskie tłumaczenie jednego ze swoich artykułów. Bo te tłumaczenia są u mnie w kategorii nr 3. Mają być dopięte do profilu i… tyle. Mają swoją konkretną rolę do odegrania. I mam ją zdefiniowaną. Nie jest to oddziaływanie masowe.

Jeżeli zaangażowanie czytelników spada gwałtowniej (co dzieje się często, a zmiany algorytmu LI chyba wydatnie to wspomagają), to w środę/czwartek mogę opublikować kolejny post. A w sobotę ewentualnie trzeci. Podkreślam, to jest wariant maksymalny. Wykorzystywany wtedy, gdy mam szczególne spiętrzenie gotowego materiału. Po napadach natchnienia jest czasem pora wietrzenia magazynów. Zrobiłem sobie analizę wsteczną i okazało się, że w latach 2017/18 publikowałem w LI do ok. 90 postów+artykułów rocznie. Czyli średnio mniej więcej tyle w tydzień, co Czerwonoarmista dziennie.

Na marginesie – jak wszystkie nasze zachowania, tak i te w sieci oraz dostosowana do tego metaforyka wynikają także z osobowości i jednostkowych preferencji. Zapewne nie jest przypadkiem, że moją ulubioną bronią w odpowiednich grach komputerowych świata otwartego (choćby serie Fallout, FarCry) jest… karabin snajperski. Jak już go znajdę i odpowiednio wyposażę (co zabiera sporo czasu i nerwów), to czuję, że się zaczęła prawdziwa gra…

Zamyślasz być Snajperem? Przypominam: 2…4 obszary eksperckie (sam też masz się rozwijać!), 1…3 tematyczne posty tygodniowo, co daje 50…150 postów rocznie, kilkanaście artykułów, docelowo blog/strona, na którą przekierowujesz ruch. Jeśli masz pasję ekspercką, lubisz (i umiesz) pisać, to da się zrobić. Niech Cię nie przeraża wymóg min. 50 eksperckich postów rocznie. Jeśli uda Ci się uniknąć największego błędu popełnianego przez początkujących autorów w sieci, to masz na to materiał. Jaki to błąd? Będzie o tym osobny artykuł.

Hobbysta

Dwa pierwsze scenariusze były dla ludzi, którzy chcą działać aktywnie w przestrzeni LI. Dla tych, którzy mają sprecyzowane cele biznesowe (a przynajmniej tak im się wydaje) i są systematyczni w swojej aktywności. Ale przecież nie każdy tak musi. LinkedIn jest przydatny, ale nie daj sobie wmówić, że to niemal obywatelski lub biznesowy obowiązek, by się tu udzielać systematycznie. Zdefiniowaniu „po co mi LI” poświęciłem drugi odcinek tej serii artykułów (LINK) i już z samej dyskusji po jego publikacji wynikał dosyć oczywisty wniosek o istnieniu tzw. „milczącej większości”. Czyli ludzi, którzy korzystają z fundamentalnego celu portalu: daj się znaleźć, bądź tam, gdzie szukają (ludzi). I to może być wręcz wszystko. Niektórzy dodają do tego LI jako kanał komunikacji alternatywny dla e-maila, czy Messengera (całkiem wiarygodny i stabilny, szczególnie po dodaniu możliwości przesyłania także załączników). Jeszcze inni dodają element wyszukiwania ciekawych treści. Jako odbiorca, nie twórca. Od czasu do czasu włączając się do dyskusji.

Takie formy obecności w LI zmieściłem właśnie pod określeniem Hobbysta. To określenie jest w moim zamyśle emocjonalnie obojętne i równe dwóm poprzednim. To po prostu nazwa strategii, która dobrze oddaje jej charakter. Nie ma nic złego w byciu Hobbystą w LI. Pod warunkiem, że się jest nim świadomie i nie wydaje nam się, że robimy cokolwiek innego.

Ważna uwaga – w moim uznaniu pomiędzy tymi trzema strategiami nie ma stanów pośrednich. Nie można być trochę-Snajperem, albo od-czasu-do-czasu-Armią-Czerwoną. Jeżeli obu tych strategii nie wykonuje się systematycznie i w sposób ciągły, to ich zaprzestanie kasuje efekt i wchodzi się na pozycję Hobbysta.

Ostatnia sugestia z mojej strony: warto i bardzo to doradzam podrasowanie swojej aktywności do poziomu Hobbysta+. To ktoś taki, kto oprócz tych nieco wyżej wymienionych aktywności (daj się znaleźć, komunikacja, czytelnictwo, komentarze) dodaje świadome działania z zakresu Networkingu Strategicznego. Czym jest Networking Strategiczny opisałem w poprzednim odcinku (LINK).

Previous Dwóch Panów w Czerni, najlepszy rodzaj katastrofy
Next Zapisz słowo „miecz”. Masz styl w sieci, czy kopiujesz?

Powiązane wpisy

Kariera

Marka Osobista v. Pozycjonowanie – sprzedajesz CECHY czy KORZYŚCI?

Dużą karierę robi u nas w ostatnich latach pojęcie marka osobista (zamienne z personal branding). Wywodzi się ono głównie ze świata polityki, filmu, dziennikarstwa, sportu, piosenkarstwa (celowo takie słowo, bo raczej nie o artystów chodzi)

Komunikacja

O różnicy między NIE KŁAM a MÓW PRAWDĘ

O samej istotności komunikacji trudno dodać coś mądrego. Mniej czy bardziej, ale praktycznie wszyscy zgadzają się, że rzeczywiście jest ważna. Wręcz należy do tych parametrów, które decydują o powodzeniu wszystkich

Komunikacja

Dlaczego czytać „Personel i zarządzanie” nr 2/2023?

Ha! Oprócz intrygujących artykułów i danych, lutowy numer tego kluczowego miesięcznika przynosi też opis mojej książki „Wiesz, kim jestem!”. Zajrzyj na stronę 89. Tam uchylono mi drzwi na salony pisma,