
Izolacja: zaskakujące „SPRAWDZAM!” I leżysz…
Praca z domu i związana z nią izolacja nieubłaganie ciągnie się już miesiącami. Wiadomo, że to jeszcze potrwa, całkiem długo. Tysiące firm, miliony ludzi uczą się żyć i pracować w nowych warunkach. Zdobywamy zupełnie nowe doświadczenia. Część z nich jest dosyć oczywista i całkiem przewidywalna. Są też takie, które zaskakują i skłaniają do dalszych przemyśleń. Sam też pisałem, jak sobie radzić w izolacji kilkakrotnie. Choćby w „Kwarantanna – zestaw racjonalisty” (LINK).
Dzisiaj dwie refleksje wynikające z moich obserwacji i dziesiątków rozmów w ostatnim czasie.
- Dlaczego chcą lub nie chcą wracać do biura?
Nie ma jednej wspólnej reakcji jednakowej dla wszystkich. Są firmy/zespoły, gdzie ludziom wcale niespieszno do powrotu do biura i zaczynają się całkiem dobrze czuć w obecnej formule. Znam tez firmy, gdzie obowiązują procentowe limity na pracę w biurze i… ludzie się zapisują w kolejkach, żeby się na te limity załapywać. Powodów jest oczywiście wiele. Od specyfiki branży, przez specyfikę konkretnej firmy, po zupełnie indywidualne preferencje konkretnego człowieka. Wszystkie one niosą część prawdy. Czasem całkiem sporą część.
I wszystkie one pomijają jeden element. A przynajmniej nie widziałem jeszcze ani razu, by ktoś zwrócił na niego uwagę. Według mnie bardzo istotny. Ba, dla autorefleksji menedżerskiej wręcz fundamentalny…
Zacznijmy od prostej konstatacji. Jeszcze niedawno ludzie nie mieli wyboru i musieli przychodzić do biura. Jako szef miałeś ich dostępnych z definicji. Dzisiaj mają wybór. Czy się to szefowi podoba, czy nie. Świadomie i nieświadomie ludzie dokonują tego wyboru także wedle niezwykle istotnego kryterium:
„Czy chcę wracać do TYCH ludzi, do TEGO biura, do TEGO szefa i spędzać tam czas pośród nich??”
To jest jedne wielkie „SPRAWDZAM!” powiedziane wszystkim szefom wszystkich firm na wszystkich szczeblach. To jest ten moment, w którym widać jaką pracę wykonałeś jako lider do tej pory. Jaką stworzyłeś przestrzeń do pracy, gdy nie o kwiatki i biurka chodzi. Jakie stworzyłeś więzi w zespole. Ba, czy je w ogóle tworzyłeś. Czy w ogóle się tym wcześniej kierowałeś, poza organizowaniem, kontrolowaniem, raportowaniem, rozliczaniem, przypominaniem itd.
Warto przyjrzeć się, czy moi ludzie chcą wracać do biura i do swoich rozważań dołożyć powyższy czynnik autorefleksyjny. Może zaboleć… Bo to jak w miłości. Dopóki ludzie mieszkają pod jednym dachem, nie zastanawiają się nad tym. Gdy życie jakoś ich rozdzieli nagle uświadamiają sobie, że… niczego im nie brakuje i nie ciągnie ich do powrotu.
2. Czego zastąpić się nie da w żaden sposób?
Z perspektywy kilku miesięcy zaczyna być widać jeszcze jedną ważną rzecz. Niby oczywistą, gdy się ją wskaże, ale to jak ze zdrowiem w wierszu Kochanowskiego. Czujemy dopiero, gdy zabiorą, a gdy jest, nie zauważamy istotności.
Mam na myśli znaczenie stałych codziennych mikrokontaktów z wieloma ludźmi z otoczenia. Takich nieplanowanych, ad hoc, samoczynnych. W kuchni, na korytarzu, w windzie, łazience, na parkingu…
Uwaga – nie mam w tym momencie na myśli czystej kwestii potrzeby socjalnej. Potrzeby bycia wśród ludzi, tak naturalnej dla zwierząt stadnych, jakimi jesteśmy. To akurat wniosek dosyć oczywisty. W końcu karząc ludzi wysyłamy ich na izolację do więzienia, a karząc jeszcze bardziej tych już będących w więzieniu wysyłamy ich do izolatki. To wniosek trywialny.
Mam na myśli inny czynnik. Taki , który jest na razie powszechnie ignorowany, ale którego skutki narastają jak śnieg na zboczu. Płatek po płatku.
Gwałtownie przerwany dopływ rzeki drobnych informacji niezbędnych do funkcjonowania
Tych zdobywanych świadomie i nieświadomie. Pół zdania tu, jedno zdanie tam, drobne komentarze gdzie indzie jod wielu ludzi – to od strony informacji komunikowanych, werbalnych. Do tego dochodzi rejestrowanie gestów, uśmiechów, generalnie obserwowanie i analizowanie masy drobnych relacji. Nie tylko naszych, ale też między innymi ludźmi, z którymi tworzymy wspólne środowisko. Jak wspomniałem – świadomie i nieświadomie gromadzimy codziennie tę rzekę informacji, które później równie świadomie i nieświadomie przetwarzamy. Choćby podczas snu. A to ma ogromny wpływ na nasz obraz świata i nasze w nim funkcjonowanie. To istota bycia człowiekiem, a nie tabelką w Excelu.
I nagle bach! Izolatka. Nie ma dopływu takich informacji. Na rozmowę trzeba się umawiać. Szybko załatwiamy konkretną sprawę i nawet dalsza pogaduszka o Maryni i częściach jej ciała nie zastąpi wspomnianego wyżej procesu grupowego. Bo to i tak drobiazg w porównaniu z rzeką informacji wchłanianych w każdej chwili przez wszystkie zmysły podczas pobytu w biurze, czyli w środowisku grupowym. Żadne town-halle nie zastąpią zalet przebywania w jednej przestrzeni i setek mikrokontaktów tworzących wspomnianą rzekę impulsów. Ciekawe, co jest na końcu tej drogi i jak sobie będziemy radzić z tym problemem. Bo to nie tylko ładnie brzmiące i poprawne politycznie „wyzwanie”. To problem.
A jak sobie radzić, gdy czujemy się przytłoczeni nadmiarem czynności i codziennie gonimy kalendarz? O tym w artykule „Wyprowadź koze z kalendarza” (LINK).
PS zdjęcie MTL Max Film, z filmu M jak miłość.
Powiązane wpisy
Trzy fazy rozwoju pracownika: aż po partnerstwo
Nietzsche napisał „Źle odpłacamy nauczycielowi, jeśli ciągle pozostajemy zaledwie uczniami”. To myśl zwracająca się do ucznia. Bardzo dobra. Zainspirowała mnie, by na potrzeby niniejszego artykułu zwrócić się w identyczny sposób
Co zrobić, żeby ludziom chciało się chcieć?
Ten artykuł to opis przypadku. Opis konkretnych działań w istniejącej firmie, do tego w Polsce, czyli w naszych realiach. Nie jest to Ogólna Teoria Wszystkiego, ani Ogólna Teoria Motywacji. Zdecydowanie
Najważniejsze stanowisko w obszarze HR
Uzbierało mi się ponad trzydzieści lat doświadczeń. Do tego w bardzo różnorodnych środowiskach. Bo to i uczelnia, i armia, i dziewiętnaście lat konsultingu. To ostatnie daje dodatkowo przekrój przez wszystkie