Ktoś wrzuca link u Ciebie, co robisz?

Ktoś wrzuca link u Ciebie, co robisz?

Publikujesz artykuł lub post. Ludzie komentują. Któryś z nich w komentarzu dodaje link do swojej lub innej publikacji. Co robisz? To stały temat rozmów. I w przestrzeni LI, i FB. Nie jakiś najważniejszy, ale właśnie stały. Czasem wzbudza całkiem niezłe emocje. Niektórzy nawet próbują zakwalifikować go do czegoś tak wciąż ulotnego, jak Kodeks Piracki, czyli „etykiety Internetu”.

Wyróżniam tutaj dwie strategie działania:

  • Mój jest ten kawałek podłogi

Najkrócej – to mój post i tylko ja tu publikuję; komentarze mogą się odnosić się tylko do mojego tekstu; wara od tej przestrzeni. Buduję tutaj swoją markę. Niech nikt się pod to nie podłącza z budowaniem swojej. Tylko moja ekspresja jest dozwolona. Chcesz budować swoją markę i zdobywać klientów, to sobie to rób na swoim profilu. Twój komentarz do postu jest ok. Nawet z hejterem się będę męczył, bo to „pożyteczny idiota”, który przyczynia się do rozpowszechniania mojej treści. Ale nie zaakceptuję linku przekierowującego czytelnika do innych treści. Czytelnik ma zostać u mnie.

Efekt – komentarze z linkami kasuję. Czasem poinformuję o tym autora poprzez wiadomość prywatną, czasem kasuję bez ostrzeżenia. Czujnym trzeba być, bo sępów dookoła wielu. Zbyt duża panuje konkurencja na rynku, by pozwalać na takie rzeczy, jak czyjeś treści u mnie.

  • Świata wystarczy dla nas wszystkich

Najkrócej – cieszę się, że ktoś przeczytał mój post i dołączył dodatkowe informacje. Nawet jeśli zrobił to poprzez dodanie linku do własnej publikacji (lub innego artykułu na omawiany temat). Liczy się to, że dzięki temu każdy czytelnik (łącznie ze mną) dostaje na końcu więcej. To dobrze, że łączymy swoje poszukiwania odpowiedzi. Owszem, buduję swoją markę, ale tak jak z zarabianiem pieniędzy – ma być skutkiem realizacji pasji, a nie celem samym w sobie. Świata wystarczy dla nas wszystkich. Klientów też wystarczy.

Nawet jeśli ktoś umieści link zupełnie nie na temat, do tego czysto sprzedażowy (kup to, kup tamto), to jedynie publicznie i grzecznie skomentuję z prośbą, by się skupić na temacie. Ale nie kasuję. Generalnie kasuję z komentarzy tylko te, które są wulgarne lub łamią fundamentalne zasady relacji międzyludzkich. A to zdarza się tak rzadko, że nie ma się czym za bardzo przejmować.

Efekt – nie kasuję komentarzy z linkiem. Publikuję publicznie, więc zgadzam się na publiczną dyskusję, która może mieć różnorodne formy. Moja ingerencja w dyskusję powinna być jak najmniejsza. Tort jest wystarczająco duży dla wielu. No i nie jest to gra o sumie zerowej – czyli wielu może zyskiwać jednocześnie, a najwięcej ma zyskiwać czytelnik.

Sam jestem świadomym wyznawcą jednej z tych strategii. Tej drugiej. Mam na to dowody. Po kilku latach uważnych obserwacji z radością stwierdzam, że się sprawdza. Ludzie nie sępy. Przynajmniej ci, którzy bywają zainteresowani tym, o czym piszę. Nawet jeśli do jakiegoś stopnia konkurujemy o rząd dusz, czy podobnych klientów. Tortu i dusz wystarczy. Ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, że scenariusz nr 2 zdobywa przewagę w przestrzeni tych, którzy mierzą w efekty długoterminowe swojego pobytu w sieci.

Previous Izolacja: zaskakujące „SPRAWDZAM!” I leżysz...
Next Co zadecyduje o Twoim sukcesie?

Powiązane wpisy

Komunikacja

Mega wzrusz Endriu, cz. 3, Sekta Pałermówców

Dzień 3, Era Motywatora Endriu czuł się wśród adeptów Seledynowej Ewolucji jak w siódmym niebie. A to wsłuchiwał się w duszę organizacji, a to nasycał wszystko bytem, no i działał

Komunikacja

Jak pisać?

Liczba autorów postów rośnie chyba geometrycznie. Podobnie z liczbą doradców „Uczynię cię gwiazdą soszialów”. Trochę szkoda, że tak ogromna część z nas usiłuje wyważać otwarte już drzwi i nie czerpie

Komunikacja

Nie zaśmiecaj LinkedIn; cz. 2. Po co tutaj jestem?

Powyższe pytanie zadaj samemu sobie. Po co jestem w LinkedIn? Prosto, krótko i konkretnie ZAPISZ swoje 2 powody. Dwa podpunkty. Każdy ma się zmieścić w jednym wierszu. Bez żadnych ogólnikowych