Kartezjusz, „Rozprawa o metodzie”

Kartezjusz, „Rozprawa o metodzie”

„TYLKO DLA DOROSŁYCH”

Taki napis umieścił na obwolucie swojego pierwszego tłumaczenia „Rozprawy o metodzie” Tadeusz Boy-Żeleński. Efekt? Sukces wydawniczy, o jakim Kartezjusz (Rene Descartes) mógłby tylko marzyć. Z jednej strony jest to informacja jak najbardziej… prawdziwa! Bo nie dla dzieci filozof pisał. Z drugiej strony Boy-Żeleński odwołał się do powszechnych instynktów. Dzięki temu mógł z dumą i przymrużeniem oka napisać „Któryś z moich znajomych widział Rozprawę o metodzie w szufladzie panny bufetowej […] obok Kultu ciała i Dziennika upadłej kobiety”. Dzisiejsi copywriterzy mogliby za Boyem teczkę nosić i czuć się tym zaszczyceni…

Wróćmy do samego Kartezjusza. Pamiętajmy – to utwór z XVII wieku. A jego lektura nawet w wieku XXI wywołuje dreszcze intelektualnego uniesienia. Przynajmniej u mnie. Skąd się bierze taka fundamentalność i waga tego krótkiego i nierównego przecież dzieła? Które do tego czyta się dobrze, bo napisane przystępnie i dla ludzi, nie dla wąskiego kręgu filozofów. Było to dzieło rewolucyjne i świat myśli, oczywiście bardzo umownie, można podzielić na przed i po nim.

Świat bezpośrednio przed Kartezjuszem był w dużej mierze światem magicznym. Rzeczy dookoła nas działy się, bo taka była ich „istota”. Wszystkim rządził Bóg, jego wyroki są niezbadane, a ludzie generalnie nie powinni nawet zastanawiać się nad przyczynami zdarzeń. Co się wydarzy – nie wiadomo, los pokaże. W efekcie w każdej sytuacji i w każdej chwili zdarzyć się może wszystko, a człowiek jest jedynie biernym obserwatorem tego niewytłumaczalnego otoczenia. Ówczesna nauka, poza chlubnymi wyjątkami, to w znaczącej mierze czyste spekulacje. Niesprawdzalne. Takie, które dzisiaj noszą miano „sporów akademickich”, czyli o niczym, abstrakcyjne i łamiące znaną już wtedy przecież zasadę Brzytwy Ockhama (nie wyjaśniaj nieznanego innym nieznanym, np. w stylu „ogień świeci, bo ma w sobie pierwiastek świecenia”). Eksperyment i weryfikacja efektów owych czystych spekulacji były w pogardzie jako nieszlachetne i niegodne umysłów. A jak się czegoś nawet w ten sposób nie udawało przekombinować, to odwoływano się do mistrzów starożytności, traktowanych jako wyrocznie.

No i pojawia się Kartezjusz. Tytułowa „metoda” w jego rozprawie, to nic innego, jak podanie uniwersalnych zasad myślenia. Uniwersalnych zasad definiowania, rozwiązywania i weryfikacji problemów naukowych. Wnioski z dzieła Kartezjusza są dla jemu współczesnych rewolucyjne. Otóż światem rządzą prawa, a nie tylko niezbadany chaos. W naszym otoczeniu występują ciągi przyczynowo-skutkowe. Poznając przyczynę, możemy później przewidywać skutek. Analizując skutki, możemy poznawać przyczyny. Są to zjawiska powtarzalne. Co więcej, dotyczą one wszystkiego, tzn. ludzi, zwierząt, roślin, matematyki, Ziemi, gwiazd, wszystkiego, co nas otacza. Co jeszcze więcej, możemy te prawa i ciągi skutkowo-przyczynowe poznawać oraz weryfikować stosując się do uniwersalnych reguł myślenia. Takich samych reguł dla wszystkich ludzi. A do weryfikacji służyć mają nie tylko rozważania teoretyczne, ale i eksperymenty.

Oprócz rewolucji intelektualnej, były to też potężne ciosy w ówczesną filozofię i realnie rządzącą wizję świata, bo… Bóg przestał być potrzebny do wyjaśniania wszystkiego. Wystarczyło uruchomić myślenie naukowe i procesy dotychczas cudowne stawały się zrozumiałe, dawały się zapisać matematycznie i ująć w ramy powtarzalnych praw fizyki i innych nauk. To już była herezja. Jak bardzo było to wtedy niebezpieczne świadczy także sama lektura „Rozprawy o metodzie” i dalsze losy Kartezjusza. Autor doskonale zdawał sobie sprawę ze wspomnianego powyżej wniosku dotyczącego Boga, toteż dbając o własne bezpieczeństwo… wielokrotnie zapewnia na kartach książki o swojej lojalności wobec Kościoła, Boga i obowiązującej (jedynej dopuszczalnej pod karą śmierci) religii. Jeden rozdział nawet poświęca przekonywaniu czytelnika, że wszystko, co pisze jest wręcz dowodem na istnienie Boga. Nie na wiele się to zdało. I tak musiał szukać miejsc bezpiecznych, gdzie karząca ręka Kościoła miała dalej i trudniej. W efekcie przyjął zaproszenie szwedzkiej królowej Krystyny. Tam stwierdził, że mrozy takie, iż mózg zamarza, a po roku nabawił się zapalenia płuc i zmarł w Sztokholmie w wieku 54 lat…

Jakie są wspomniane uniwersalne zasady myślenia, poniżej:

  1. „…nie przyjmować nigdy żadnej rzeczy za prawdziwą, póki nie poznam jej oczywiście jako takiej: to znaczy aby unikać starannie pośpiechu i uprzedzenia…”. W skrócie – nie przyjmuj niczego bez dowodu.
  2. „…każdą z rozpatrywanych trudności podzielić na tyle cząstek, na ile się da i ile będzie ich trzeba dla lepszego jej rozwiązania”. W skrócie – nie zajmuj się Ogólną Teorią Wszystkiego, zajmuj się mniejszymi i jasno zdefiniowanymi zagadnieniami; w nauce eksperymentalnej oznacza to np. badanie wpływu jednej zmiennej przy stałych wartościach pozostałych parametrów.
  3. „…prowadzić myśli po porządku, zaczynając od przedmiotów najprostszych i najłatwiejszych, i pomału, jak gdyby po stopniach, wstępować do bardziej złożonych”. W skrócie – zaczynaj od prostych modeli, a gdy już je poznasz i zrozumiesz, komplikuj stopniowo.
  4. „…wszędzie czynić wyszczególnienia tak dokładne i przeglądy tak powszechne, abym był pewny, że nic nie opuściłem”. W skrócie – nie wyciągaj za wcześnie zbyt daleko idących wniosków; upewnij się, że uwzględniłeś wszystkie czynniki.

Zasada dodatkowa: „Tak z przyczyny, że zmysły zwodzą nas niekiedy, przyjąłem, iż żadna rzecz nie jest taka, jak one przedstawiają”.

Dyskutowanie i rozwijanie tych zasad przez wieki doprowadziło do Karla Poppera i jego „Logiki odkrycia naukowego” (1935). Równie fundamentalnej książki, z zasadami falsyfikowalności i replikowalności jako kryteriami naukowości lub horoskopowości myślenia.

Na deser kilka bardzo smakowitych myśli Kartezjusza. Jakże wciąż aktualnych.

„Zdrowy rozum jest to rzecz ze wszystkich na świecie najlepiej podzielona, każdy bowiem sądzi, że jest w nią tak dobrze zaopatrzony, iż nawet ci, których we wszystkiem innem najtrudniej jest zadowolić, nie zwykli pragnąć go więcej, niż posiadają”. To pierwsze zdanie książki. Dzieło rozpoczynające się taką sentencją musi być wspaniałe, a ta sentencja powinna wisieć na stałe na wszelkich portalach społecznościowych ku pamięci zwalczających się dyskutantów.

A propos zwalczających się dyskutantów, proszę bardzo: „I nie zauważyłem również, aby za pomocą dysput odkryto jakąś prawdę, której by wprzódy nie znano; gdy bowiem każdy stara się zwyciężyć, przeciwnicy silą się o wiele więcej w tem, aby uwydatnić prawdopodobieństwo swojej tezy, niż aby zważyć racje jednej i drugiej strony”. Linkedynie i Fejsie, zadrżyjcie…

Konsekwentnie wedle powyższych myśli definiuje Kartezjusz swoją rolę w dyspucie: „Tak więc zamiarem moim nie jest nauczyć tu metody, której każdy z nas winien się trzymać, aby dobrze powodować swoim rozumem, ale jedynie pokazać, w jaki sposób ja starałem się powodować moim” (!). Ta myśl jest mi tak bliska, że postanowiłem wyróżnić ją w tekście po dwakroć (kursywą i pogrubieniem).

Zachwycamy się i cytujemy (często bezmyślnie) zmarłego w 2016 roku Alvina Tofflera z jego konceptem „oduczania się starych i uczenia nowych rzeczy”? No to proszę bardzo: „ …ale że co do wszystkich mniemań, jakie we mnie dotąd wpojono, nie mogę uczynić nic lepszego, jak wziąć się raz do tego, aby je z siebie usunąć, iżby później pomieścić tam na nowo albo inne, lepsze, albo nawet te same, skoro je dostosuję do miary rozumu”. A nieco dalej: „…odrzuciłem jako fałszywe wszystkie racje, które przyjąłem niegdyś jako dowiedzione”. Kartezjusz – Toffler 1:0. Ten pierwszy był pierwszy.

Metoda coachingowa? Proszę bardzo: „…niepodobna jest tak dobrze pojąć jakąś rzecz i przyswoić ją sobie, kiedy się ja poznało od kogoś drugiego, co kiedy się ją wynalazło samemu. Tadam!

Ciekawostka jeszcze. Wiek to był XVII, przypominam, a Kartezjusz snuje już rozważania na temat… sztucznej inteligencji i machin rozumnych tworzonych na wzór człowieka. Wątpiąc zresztą zdecydowanie w szanse stworzenia takich.

Jest tam też kilka myśli, które kontynuują przemyślenia filozofów starożytnych, a których echa pobrzmiewają także w mojej książce „Czy jesteś tym, który puka?”. Z pełnym szacunkiem dla faktu, że autorami są starożytni, Kartezjusz i inni mocarze, a ja jedynie dostosowuję je do języka, potrzeb i realiów nam współczesnych.

„…być możliwie stałym i niewzruszonym w postępkach”

„…zwyciężyć raczej siebie niż los, i raczej odmienić własne pragnienia niż porządek świata”

„Rozporządzali pragnieniami swemi tak absolutnie, że mieli poniekąd prawo uważać się za bogatszych, potężniejszych, wolniejszych i szczęśliwszych niż ktokolwiek z innych ludzi, którzy nie mając tej filozofii, choćby byli najbardziej uposażeni od natury i losu, nigdy nie rozporządzają w ten sposób tem, czego pragną”.

Przypominam, że podział na przed i po Kartezjuszu jest uzasadniony, acz umowny. Przecież wcześniej był i Kopernik, i Galileusz, a w tym samym XVII wieku był i Newton, i Leibniz, i Pascal i wielu innych. Siła i ponadczasowość Kartezjusza bierze się stąd, że skupił się w „Rozprawie…” nie na rozwiązywaniu zagadnień szczegółowych, a na uniwersalnych zasadach myślenia właśnie. Przy okazji – rozwiązywanie zagadnień szczegółowych akurat Kartezjuszowi niespecjalnie jednak wychodziło (stąd wspomniana wcześniej przeze mnie nierówność dzieła) i tutaj to Newton zapisał się jako mocarz myśli, który przeorał świat. Będąc zresztą wstępem do Einsteina, później fizyki kwantowej itd. Ale to już inna historia.

Last but not least, jak mawiają Anglicy, to właśnie w „Rozprawie o metodzie” pojawia się słynna sentencja Cogito ergo sum (Myślę, więc jestem). Sentencja na wagę Wiem, że nic nie wiem Sokratesa. Już samo to wystarczyłoby, by książka na trwałe zapisała się w dziejach, gdyż zdanie to było i jest wielkim wkładem w rozważania o istocie człowieczeństwa. Ale to też już inna historia.

Czy czytać Kartezjusza mimo upływu tylu lat? Oczywiście, że czytać! To literatura fundamentalna. To najlepszy sposób do poznawania źródeł i wyrabiania własnego zdania na bazie wiedzy, a nie opracowań. Tym bardziej, że dzieło jest dostępne w języku polskim dzięki znakomitemu tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego i czyta się je świetnie. No i krótkie jest, co ma znaczenie w dzisiejszych czasach…

Previous Jadą na Ciebie Tygrysy. Co robisz?
Next FREUD – PTOLEMEUSZ czy KOPERNIK?

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Syndrom oszusta: miewasz? Jak sobie radzić

Syndrom oszusta opisano w latach 70. Brak wiary w swoją wartość przy jednoczesnych zewnętrznych dowodach kompetencji. Ludzie mówią, że jestem dobry, niby są mierzalne sukcesy, awanse, nagrody, ale to pozory

Autorefleksja

Jordan B. Peterson, „12 życiowych zasad”, recenzja

Najkrócej – rozczarowanie roku, niestety… Z rozdziału na rozdział mina mi rzedła, a lektura stawała się męką. Oczekiwałem ważkich przemyśleń filozofa, otrzymałem stek fejsbukowych haseł. Żenująca lektura, której popularność może

Autorefleksja

Etyka w biznesie – co na to matematyka…

Tym artykułem rozpoczynam nową serię. Właśnie pod wspólnym hasłem „Etyka w biznesie”. Materiał obejmie 5 publikacji. Są one rozwinięciem opracowanego przeze mnie na początku 2019 roku wykładu. Wykładu, który spotkał