
Jadą na Ciebie Tygrysy. Co robisz?
Historia prawdziwa. Dwa rodzaje refleksji: ogólna oraz indywidualna. Studiowałem w latach 80. w Wojskowej Akademii Technicznej. Zdarzali się jeszcze wtedy wykładowcy walczący jako młodzi mężczyźni podczas II Wojny Światowej. Świetni ludzie, bardzo wcześnie ukształtowani i sprawdzeni przez najtrudniejsze warunki. Opowieść jednego z nich już w trakcie studiów zrobiła na mnie wrażenie, ale jej pełne znaczenie dotarło do mnie po latach. Dopiero gdy zebrałem sporo własnych doświadczeń. Choć całe szczęście nie tak dramatycznych.
Wspomniany wykładowca służył w czasie wojny w artylerii przeciwpancernej. Dla laików: to armaty, które mają niszczyć nacierające czołgi przeciwnika. Stoją zamaskowane i strzelają do jadących na nie czołgów. Te czołgi też strzelają i chcą je wyeliminować zabijając obsadę, to kluczowe. Armaty przeciwpancerne mają swój zasięg, tzn. dystans, z którego mogą zniszczyć czołg. Strzelanie do czołgów oddalonych bardziej, niż ten skuteczny dystans jest bez sensu. Czołgowi krzywdy nie zrobimy, a jedynie zdradzimy swoją pozycję (błysk, huk, dym). Brzmi sensownie, prawda?
No i z czołgami Tygrys pojawił się problem. Z jednej strony były piekielnie skuteczne w zabijaniu. Były wyposażone w jedną z najlepszych armat tej wojny, o ile nie najlepszą. Mogły niszczyć cele z dystansu nawet ponad dwóch kilometrów. W tym przypadku mówimy o nieopancerzonych armatach przeciwpancernych i ludziach, więc i skuteczność wspomnianej armaty Tygrysa właśnie była iście piekielna. Z drugiej strony, Tygrysy były niezwykle silnie opancerzone. Początkowo większość armat przeciwpancernych mogła im zrobić krzywdę z najwyżej kilkuset metrów. Tygrysy radykalnie więc zmieniły reguły gry. Już to widzisz, prawda? One jadą na Ciebie i mogą Cię zabić w odkrytym terenie już z odległości ponad dwóch kilometrów. A Ty nie możesz im zrobić nic, zanim nie zbliżą się na kilkaset metrów. One jadą i strzelają. Wokół Ciebie rozrywają się pociski. A co Ty robisz? No właśnie…
Wspomniany wykładowca podsumował to w prosty sposób. Najtrudniejsze było nauczenie się, by mimo strachu i adrenaliny… nie strzelać i nie krzątać się w panice, byle tylko „coś robić”. By pośród wybuchów czekać na właściwy moment, choć każda sekunda tego niezmiernie długiego czekania może być Twoją ostatnią. Kwintesencją było jedno zdanie: „Palisz papierosa i czekasz aż podjadą”. Ilu nie przeżyło, bo nie nauczyli się tego odpowiednio szybko… Bo zabijając swój strach bezsensownym robieniem rzeczy nieskutecznych, zabili w efekcie siebie oraz kolegów i nie wykonali zadania.
Pora na wspomniane dwa rodzaje refleksji.
Poziom ogólny:
– znaj swoje możliwości i spriorytetyzuj zagrożenia (lub zadania do wykonania)
– skup się na tym, na co masz wpływ
– skup się na tym, co ma największy wpływ na Ciebie
– zachowaj spokój i pokaż ten spokój innym; jeśli jesteś liderem, to kluczowe
– nie rób w chaosie kilkunastu rzeczy na raz, byle tylko udowodnić sobie, że „coś robisz” i ukryć stres. Te mało istotne rzeczy uniemożliwią Ci wykonanie zadania głównego
– i zapewne szereg innych, wynikających już z odmiennej wrażliwości i potrzeb każdego z nas.
Poziom indywidualny
Brzmi to wszystko banalnie i wygląda na oczywiste? Na papierze zapewne tak. Za to teraz rozejrzyj się i wedle powyższych kryteriów przeanalizuj działania swoich szefów. Albo znanych sobie szefów w ogóle, choćby z innych działów, czy firm. Czy właśnie tak postępują? Priorytetyzują, skupiają się na najważniejszym (delegując lub pomijając mało istotne), skupiają na tym, na co mają wpływ, zachowują spokój udzielając go innym?
A w kolejnym kroku przeanalizuj pod tym kątem swoje działania i bądź w tym uczciwy. Oszukać możesz tylko siebie, więc po co? Powtórzę więc:
– priorytetyzujesz?
– skupiasz się na najważniejszym?
– skupiasz się na tym, na co masz wpływ?
– zachowujesz spokój i udzielasz go innym?
Nie trzeba wojny. Mamy takie sytuacje na co dzień. Wystarczy przechodzić przez proces łączenia się firm, restrukturyzacji, wprowadzania nowego produktu, budowy nowego kanału dystrybucji, tworzenia firmy od podstaw itd. Ba, w większości firm do takiego stanu podwyższonego stresu wystarczy wręcz realizacja zadań bieżących. I wtedy widać, jaki kto jest. Czy zabija swój strach czynnościami pozornymi, zabijając przy okazji własny zespół, czy też „pali papierosa, czekając aż podjadą”.
Powiązane wpisy
Motywacja. Ile można kręcić korbą…?
Ostatni artykuł dotyczący motywowania ludzi ze swojego zespołu spotkał się z bardzo dużym oddźwiękiem (LINK). Jego osią była sugestia, by skłaniając ludzi do większego wysiłku (wydatkowania energii i czasu) równolegle
Turkus to jeszcze biznes, czy już religia? CZĘŚĆ II
KSIĄŻKA Dariusz Użycki, „Czy jesteś tym, który puka?” dostępna TUTAJ (link) W pierwszej części artykułu wskazałem, jak bardzo koncepcja turkusowe organizacje kopiuje wybrane elementy wielosetletniej tradycji myśli ludzkiej. Pretendując do
Style przywództwa – wersja pragmatyczna
Przez dziesiątki lat narosło bardzo dużo literatury dotyczącej przywództwa. Nawet jeśli odsiać masę weekendowych odkrywczych poradników obiecujących szybkie, łatwe i bezwysiłkowe rozwiązania, to… i tak wciąż pozostaje bardzo dużo.