
Dystans a nasze wybory etyczne; miękki kręgosłup
Kwestii, co wpływa na nasze wybory etyczne poświęciłem już kilka publikacji. Punktem wyjścia była zainicjowana przeze mnie jeszcze w 2018 roku dyskusja w przestrzeni LinkedIn pod tytułem „A gdyby Hitler malował piękne obrazy?” (LINK). Zaczęliśmy od pytania, czy ocena dzieła i idące za tym czynności (wycena, udostępnianie, obecność w podręcznikach itd.) powinna uwzględniać, kto jest jego autorem. Powinna bazować tylko i wyłącznie na kryteriach jakości artystycznej, biznesowej, technicznej (w zależności od rodzaju dzieła), czy też powinna uwzględniać ocenę samego autora, który może być np. zbrodniarzem. Sprowadza się to także do bardzo praktycznych dylematów. Choćby (hipotetycznie), czy obrazy fantastycznie, przełomowo i odkrywczo malującej osoby pokroju Hitlera powinny być w muzeach i podręcznikach, czy też głęboko schowane w magazynach. A jeśli głęboko schowane, to… dlaczego np. od razu ich nie zniszczyć, skoro udostępniać i badać i tak nie wolno? No i gdzie jest granica zbrodniczości, poniżej której dzieła mają być akceptowane, a powyżej której oceniane przez pryzmat autora (o ile ktoś wybierze wariant, że autorstwo ma znaczenie)? Czy np. skompromitowany etycznie były wielki sportowiec powinien komentować zawody jako ekspert? Czy i jakie znaczenie ma rodzaj jego przewin, np. seksualne lub ekonomiczne?
Oczywiście nie rozstrzygnęliśmy tego zagadnienia, bo ono jest z tych nierozstrzygalnych. Każdy ostatecznie dokonuje własnego wyboru. To wniosek trywialny. Jest jednak także nie trywialna konsekwencja tamtych rozważań. Rzecz w tym, i temu służyło wywołanie dyskusji, by podejmując tego rodzaju decyzje etyczne głębiej sięgnąć autorefleksją do przyczyn „Dlaczego tak uważam?” oraz „Jakie są konsekwencje mojego wyboru?” . Klasyczne „Skoro powiedziałeś A, to w czwartym kroku pojawi się E. Czy zdajesz sobie z tego sprawę i jesteś na to gotów mówiąc A?”.
W kolejnym kroku rozważałem, jak wielkie znaczenie dla naszych wyborów ma znajomość i zrozumienie zdarzeń poprzedzających moment podejmowania przez nas decyzji (szczególnie w odniesieniu do ludzi). Tzn. znajomość i zrozumienie drogi/wydarzeń, która doprowadziła do takiego zestawu danych, na podstawie którego przystępujemy do rozmowy lub od razu podejmujemy decyzję. Tutaj kluczem były dwa przykłady. Pierwszy odnosił się do wyniku meczu piłkarskiego przegranego 2:3. Jakże inne nastroje panują w zespole, który prowadził 2:0 do 85 minuty i stracił 3 gole w końcówce, a jakże inne w zespole, który przegrywał 0:3 i ogromnym wysiłkiem zdołał w ostatnich minutach strzelić dwie bramki. Wynik na papierze, czy w excelowej tabelce menedżera ten sam. Jakże inaczej jednak należy z tymi zespołami w tym momencie rozmawiać. To samo odnosi się do naszych codziennych interakcji z ludźmi w dowolnym środowisku. Jakże często rozmawiamy mając na uwadze tylko własną perspektywę oraz wynik w tabelce, ignorując to, co działo się po stronie rozmówcy i jego widzenie świata i sytuacji. Jakże często nie wiemy, że tego nie wiemy i zapominamy dopytać. Dobrze jest mieć 4 miliony dolarów? Pewnie dobrze. Ale jakże inaczej dobrze, jeśli tydzień wcześniej miałeś 10 milionów, a jakże inaczej, jeśli 1. Rozważania te ująłem w artykule „Etyka w biznesie – czy wczoraj ma znaczenie?” (LINK). Będę bardzo zobowiązany, jeśli zechcesz do niego sięgnąć, gdyż ma on znaczenie dla dalszych wywodów.
Pora na następne parametry, które poważnie wpływają na nasze oceny etyczne i idące za tym działania. Na tyle poważnie, że w formalnie identycznych sytuacjach podejmiemy inne decyzje, będziemy mieć inne stany emocjonalne i inaczej je ocenimy. Co więcej, cały czas będziemy przekonani, że jesteśmy spójni i mamy twardy i jasno zdefiniowany kręgosłup etyczny. Trzy kolejne parametry mają w sobie jedno wspólne słowo: dystans.
Dystans historyczny
Czytając wspomnienia oraz opisy okrutnych wydarzeń z okresu np. II Wojny Światowej (obozy koncentracyjne, zsyłki, rozstrzeliwania, głód) niemal widzimy to własnymi oczami i współodczuwamy emocje ówczesnych ludzi. To praktycznie wciąż nasze czasy. Żyją jeszcze ich uczestnicy. Miewamy ich w swoich rodzinach. Widzimy za oknami skutki tych wydarzeń. Hitler czy Stalin, to dla nas zbrodniarze najwyższej miary i nie mamy wątpliwości, że zasługiwali i po wsze czasy zasługiwać będą na trybunał i surowy wyrok.
A kim jest dla nas taki np. Tamerlan? Praktycznie był Hitlerem przełomu XIV i XV w. Podbił ogromne tereny od granicy Chin aż po Egipt. Mierzył się z legendą Czyngis-chana. Był niezwykle okrutny i budził grozę współczesnych. To ważne, bo osłabia argument obronny w stylu „Takie były wtedy czasy”. Masowo mordował ludzi na podbijanych terenach. Z głów wymordowanych usypywał ku przestrodze stosy. Takie, jak ten z obrazu ilustrującego artykuł. A kim jest dla nas? Postacią historyczną. O ile hipotetyczne wspaniałe obrazy Hitlera pobudzają nas jeszcze do wspomnianej wcześniej dyskusji, to ewentualne obrazy malowane przez Tamerlana lub pisane przez niego poezje bez problemu trafiłyby do galerii i podręczników. Co więcej, środek ciężkości rozważań przeniósłby się z „Jak je oceniać i co z nimi zrobić?” na coś w rodzaju „Meandry dualizmu natury ludzkiej, czyli romantyczny zbrodniarz”.
A Szymon z Montfort i Arnald Amalryk, sprawcy rzezi katarów, czyli w Europie przecież? Postaci historyczne. A twórcy pierwszych obozów koncentracyjnych w Afryce Południowej w XIX w. i eksterminacji osadników burskich (którzy z kolei równie skutecznie wyrzynali ludy lokalne)? Postaci historyczne. Ba, nawet z tytułami lordowskimi i mające w Wielkiej Brytanii status bohaterów.
To samo kiedyś i to samo dziś, a jakże odmienne są nasze oceny i reakcje.
Dystans geograficzny
Marzec 2019. Sprawca wchodzi do kościoła i otwiera ogień do zgromadzonych wiernych. Bezlitośnie morduje, niejednokrotnie dobijając ranne i błagające o litość ofiary. Następnie jedzie autem do drugiego kościoła i robi to samo aż do momentu ujęcia przez policję. Miał też zamiar oba kościoły podpalić. W samochodzie miał kanistry z paliwem. Zabił w dwóch kościołach 51 ludzi. Pamiętasz to wydarzenie? Obawiam się, że ogromna część czytelników w tym momencie zaczyna drapać się głowę. Pamiętasz nazwisko mordercy? O ile sam to wydarzenie pamiętam dobrze, to nazwiska sprawcy też nie potrafię sobie przypomnieć… A to było zaledwie dwa lata temu. Ważny szczegół – w Nowej Zelandii.
A mówi Ci coś nazwisko Breivik? Jestem spokojny, że równie ogromnej części czytelników jest ono świetnie znane. W identyczny sposób z zimną krwią wymordował 69 osób i 8 dodatkowych w wybuchu skonstruowanej przez siebie bomby. Tyle że to było tuż tuż, w Norwegii. Mimo że dużo dawniej, bo 10 lat temu, mamy to znacznie silniej utrwalone w pamięci. No i oczywiście znacznie więcej czasu poświęcono temu wydarzeniu we wszystkich mediach. Znacznie więcej też o tym sami rozmawialiśmy w gronie rodzinnym i znajomych.
Mobbing w moim oddziale firmy, a taki sam mobbing w oddziale tejże firmy w innym kraju lub wręcz na innym kontynencie? Nasze zaangażowanie emocjonalne i często idące za tym oceny potrafią być bardzo inne.
Tym bardziej, że często jednocześnie wchodzi w grę kolejny czynnik, opisany poniżej. Wspomniane kościoły w Nowej Zelandii, to były… meczety. Co nie jest bez znaczenia.
Dystans kulturowy – swój / obcy
Polska. Znany i wpływowy poseł jednej z partii wychodzi z imprezy w mieście na północy kraju. Zataczając się przemierza ulice i sika na trawniku. Rzecz trafia na pierwsze strony gazet i do innych mediów. Jak się zachowują przedstawiciele poszczególnych ugrupowań politycznych? Ludzie i zwolennicy partii przeciwnych wspomnianemu posłowi mają prosty przekaz: cham i prostak, brak kultury, arogancja i całkowity brak szacunku dla wyborców. Ludzie i zwolennicy partii tegoż posła: nie ma co robić z igły widły, oj tam oj tam, zmęczony człowiek, to jego sprawa, co robi w czasie prywatnym, a poza tym, to bardzo porządny człowiek jest (co akurat okazało się z czasem całkowitą nieprawdą). To samo wydarzenie, a ludzie jak na zawołanie zwierają szeregi w ataku lub obronie niczym niepodległości. Dlaczego? Prosta odpowiedź. Dla jednych jest swój, dla drugich obcy. I to wystarczy, by to samo wydarzenie jak jeden mąż oceniać odmiennie.
To samo zrobione przez obcego, a to samo przez członka własnej rodziny lub jakiejkolwiek grupy, z którą się utożsamiamy (bywa że i firmy lub wręcz jej części)? Zwykle inna ocena. A jak reagują kibice podczas meczu? Tamci oczywiście brutalnie faulują i wygrywają, bo mają szczęście. Nasi ledwo ich tam przecież trącają, a tamci symulują, że ich boli, no i nasi wygrywają, bo są lepsi. Gdy piłka trafi w rękę przeciwnika, to oczywisty karny. Gdy trafi naszego, to przecież nastrzelona, przypadkowa, nieintencjonalna i o karnym nie ma mowy.
Tragedia w Nowej Zelandii? Nie dość, że na drugim końcu świata, to jeszcze „nasi” mordowali tamtych, a tamci to muzułmanie, czyli w sumie terroryści, więc… (?). Zbrodnie? Jest człowiek, przy którym Hitler i Stalin to amatorzy. To człowiek, któremu przypisuje się odpowiedzialność za śmierć 65…70 milionów obywateli swojego kraju i to w czasie pokoju. To Mao, władca Chin. Jakie wzbudza w nas emocje? Praktycznie żadne, w co poniektórych wręcz pozytywne.
Takie utożsamianie się z grupą i odmienne kryteria traktowania z racji samej przynależności, to wręcz immanentne cechy ludzkiego gatunku. Kiedyś były istotne z punktu widzenia celu zasadniczego, czyli przetrwania. Dzisiaj o przetrwanie nam łatwiej, niż setki tysięcy lat temu, a nasze decyzje (w tym etyczne) wciąż są warunkowane czasami formowania się gatunku. Warto o tym pamiętać.
Jeszcze jeden fantastyczny przykład z codzienności. Regularnie biegam rekreacyjnie. Podczas biegu praktycznie z automatu i bez zastanawiania się lekko unoszę rękę i pozdrawiam każdego napotkanego biegacza. W zdecydowanej większości przypadków oni robią to samo na mój widok. A przecież nie znamy się w ogóle. Widzimy się pierwszy i być może ostatni raz w życiu. A co robię na widok równie rekreacyjnie ćwiczącego rowerzysty? Absolutnie nic. Żaden nerw w dłoni nawet mi nie drgnie, a wzrok ledwo go obojętnie rejestruje. Nie jest z „mojej” grupy, a moja grupa, to biegacze. Choćby na te pół godziny biegania.
Epilog
Najkrótsze podsumowanie wszystkich trzech dystansów? Tamerlan mordował masowo dawno temu, daleko stąd i obcych sam będąc obcym, więc… powieka nawet nam nie drgnie. Jesteśmy za to poruszeni, gdy TO SAMO stało się stosunkowo niedawno, blisko nas i wśród naszych. Ewentualne poezje jednego zbrodniarza bez problemu umieścimy w podręcznikach, a z wierszami drugiego mielibyśmy jednak problem.
To nie tylko mechanizm obronny naszego myślenia umożliwiający skupienie się na celu ewolucyjnym, czyli własnych genach. Ten mechanizm przyczynia się także do wielu błędów poznawczych które robimy na co dzień. W zależności od tego, gdzie coś się wydarzyło, kiedy i kogo dotyczyło potrafimy wydać odmienne oceny i umiejętnie to sobie zracjonalizować. Że to oczywiste, że jesteśmy wciąż tym samym człowiekiem z jasnym i niezmiennym kodeksem zasad.
Po co w ogóle to rozważać? Pozwolę sobie przytoczyć ponownie część początkowego akapitu: głębiej sięgać autorefleksją do przyczyn „Dlaczego tak uważam?” oraz „Jakie są konsekwencje mojego wyboru?” . Klasyczne „Skoro powiedziałeś A, to w czwartym kroku pojawi się E. Czy zdajesz sobie z tego sprawę i jesteś na to gotów mówiąc A?”.
PS Jeżeli wolisz słuchać, niż czytać, to zapraszam do odsłuchania podcastu Kamili Goryszewskiej „Dlaczego nasze kręgosłupy moralne są tak miękkie i od czego to zależy” (LINK). Omawiamy tam wszystkie omówione wyżej zagadnienia i jeszcze poszerzamy listę o kolejne przykłady.
Powiązane wpisy
Czy Twój umysł jest jak starożytny miecz? Rzecz o pasji
Z racji aktywności doradcy od wielu lat przychodzi mi także analizować CV, a później omawiać z autorami ich karierę, życie, plany.
Fromm, „Zapomniany język”, czyli interpretacja snów
„Kapturek z czerwonego aksamitu jest symbolem menstruacji. […] Ostrzeżenie >nie odbiegaj od ścieżki abyś nie upadła i nie rozbiła butelki< jest ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwem seksu i utratą dziewictwa. […] …jest
R. Noll, „Kult Junga”, recenzja
Najkrócej – świetnie udokumentowana, równie świetnie napisana, trzeba znać. Zarówno dla wyznawców Junga (tych może zaboleć…), jak i dla tych, którzy mają go za spekulatywnego okultystę (tutaj lokuję się także