Chyba nie myślisz, że będę to czytał: Reader’s Experience

Chyba nie myślisz, że będę to czytał: Reader’s Experience

Dexter to dziecięcy bohater kultowego dla wielu serialu animowanego „Laboratorium Dextera”. Jest geniuszem i ma w domu tytułowe tajne ogromne laboratorium naukowe. Ani o jego geniuszu, ani o laboratorium rodzice nie mają pojęcia. Pewnego dnia ojciec odkurzając niechcący uruchamia mechanizm przesuwający całą ścianę. Jego oczom ukazuje się ogromna tajna przestrzeń Dextera. Co robi? Po rzucie okiem stwierdza: „Ona chyba nie myśli, że ja to będę odkurzał!” i… wciska guzik jeszcze raz, żeby przywrócić ścianę na jej miejsce. Kultowa scena. Ona, to oczywiście żona, a jego reakcja jest fantastyczną ilustracją dalszej części artykułu.

Dokładnie taką sytuację przeżywam nieustannie i systematycznie. Kiedy? Gdy dostaję wiadomość e-mail od nieznanej osoby, która pragnie mi przybliżyć siebie, swoje bogate i różnorodne doświadczenia oraz pragnienia odnośnie rozwoju. No bo jestem też konsultantem Executive Search. Otwieram wiadomość i co widzę? Lawinę tekstu. Na tyle długiego, że od razu widać, że trzeba będzie e-mail przewijać, może i nie raz. Co gorsza, tekst zwykle pozbawiony jest podstawowej organizacji i  leci „po całości wszystkiego”. Świadomość RX, czyli Reader’s Experience (mój wynalazek) nie istnieje po stronie piszącego. Z mniej lub bardziej jasnym wnioskiem końcowym: jak będzie pan miał coś ciekawego (?), to proszę o mnie pamiętać. Ale jak? Wszystko to mam spamiętać i za każdym razem dokładnie analizować odcienie i aspekty projektu pod kątem odcieni i aspektów doświadczeń i osobowości tej konkretnie osoby? Gdybyż to była jedna osoba w kraju, to dałbym radę. Ba, gdyby była jedną z kilkunastu, czy kilkudziesięciu, to też mogłoby się jeszcze udać. Ale jest jedną z kilkuset, a czasem wręcz tysięcy. Żaden umysł tego nie udźwignie, a mój na pewno nie. Tego już się zdążyłem o sobie dowiedzieć.

Jaka jest więc moja nauczona bolesnym doświadczeniem reakcja na widok lawiny tekstu po otwarciu wiadomości? No właśnie taka, jak w pierwszej części tytułu artykułu. Później lojalnie zapisuję załączone CV, dodatkowo przesyłam całość do zespołu obsługującego bazę danych, żeby zrobili, co trzeba i wysyłam odpowiedź potwierdzającą otrzymanie załącznika.

Teraz pora przejść do najważniejszego, czyli wyjaśnienia, co mnie skłoniło do powiązania ojca Dextera z doświadczeniem odbiorcy informacji (także Twoim doświadczeniem, bo również nie jesteś w stanie czytać, analizować i pamiętać wszystkich otrzymywanych mailowo epistoł). Otóż zapalnikiem była informacja, że LinkedIn zwiększa limit znaków w poście z dotychczasowych 1300 do 3000. Wielu się zapewne ucieszyło. O, jak dobrze, będzie można przekazać światu więcej ważnych i ciekawych treści! Obawiam się, że nic z tego. Mnie ta informacja zatrwożyła. Dawne 1300 wymuszało dyscyplinę myślenia i przelewania tego na ekran. Teraz można znacznie bardziej lecieć spod grubego palca. Z jednej strony jestem przekonany, że teksty oczywiście się wydłużą, ale ich jakość przez to wcale nie wzrośnie. Wręcz przeciwnie. Wspomniane Reader’s Experience mało kogo obchodziło, o własną ekspresję głównie chodzi, to niby dlaczego miałoby zacząć obchodzić od teraz? Z drugiej strony… naturalna reakcja wyrażona w tytule też nie zaniknie jak za dotknięciem różdżki. Nadal będzie obowiązywać. Byliśmy zalani powodzią krótkich postów, a teraz będziemy zalani powodzią długich. Można zacząć znosić marmury na budowę pomnika wynalazcy funkcji scroll w myszce.

Przytoczę dodatkowo dwa ważne głosy w tych rozważaniach. Żeby nie było, że to tylko moje bajdurzenie o własnych problemach. Blaise Pascal, słynny filozof, naukowiec, wynalazca, wiek XVII: „Nie miałem czasu na napisanie krótkiego listu, więc napisałem długi”. Jedno zdanie, a jakże celne. Krótka forma, pisana z myślą o klarowności i celności przekazu, czyli z myślą o czytelniku (!) wymaga czasu i myślenia. A jeśli nie mogę lub nie chcę tego czasu poświęcić, nie mówiąc o myśleniu, to właśnie jadę długo i spod palca. Tym bardziej, że tego nas uczą w szkole. Niech i nadal uczą na rozbudowanym „Potopie”, czy „Chłopach”, ale mogliby też znacznie więcej na „Małych listach” Mrożka lub „Profesorze Tutce” Szaniawskiego (których nomen omen miałem w liceum, do tego w mat-fiz, ale to było w ubiegłym stuleciu).

Drugi cytat pochodzi od jeszcze słynniejszej osoby w pamięci powszechnej. Jego autorem jest  Antoine de Saint-Exupery (autor m.in. „Małego księcia”). Równie krótki, równie celny: „…doskonałość [tekstu] osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale raczej wtedy, gdy nie można nic ująć”. Dla mnie to myśl świecąca jak najjaśniejsza latarnia wskazująca drogę. Tym bardziej, że tak przydatna szczególnie w środowisku biznesowym i w czasach, gdy jesteśmy bombardowani masą impulsów i mamy tak mało czasu na podjęcie decyzji „czytaj lub uciekaj”.

Dobra wiadomość: można się w precyzyjnej komunikacji doskonalić. To nie musi być dar niebios. Do opisu czterech praktycznych i przydatnych na co dzień ćwiczeń zapraszam w artykule „Reguła Informacyjności – mów tyle, ile trzeba…” (LINK).

Previous Dystans a nasze wybory etyczne; miękki kręgosłup
Next Goethe, "Refleksje i maksymy", czyli pułapki geniuszu

Powiązane wpisy

Komunikacja

Mega wzrusz Endrju, cz.7, Kansalci

Po opuszczeniu plemienia Kałcze Kałcze Endrju ocknął się tam, gdzie zawsze. Na śmietniku. Życia oraz miasta. Nie dość, że brud i smród, to sensu życia jak nie znał, tak nie

Komunikacja

Tworzenie treści – błąd początkującego autora

Tworzenie treści w sieci to jeden z gorących tematów. Obserwuję od kilku lat początkujących autorów i statystycznie powtarzają oni całkiem często kluczowy błąd. Ten błąd, to OTW, czyli Ogólna Teoria

Komunikacja

Zaskoczenie i story w prezentacji, Użycki w kajdanach…

Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Wprawdzie nikt nie zginął, ale… ciekawie było :-). Dzisiaj prowadziłem ostatnie ćwiczenia ze słuchaczami MBA-SGH. Dotyczyły komunikacji, w tym zasad budowania relacji z naszymi