Czego uczy Drużyna Pierścienia? Cz. 1 z 2

Czego uczy Drużyna Pierścienia? Cz. 1 z 2

Od razu się wytłumaczę. Tytuł jest prowokujący i metaforyczny. Po lekturze artykułu tytułowa Drużyna Pierścienia ma nam po prostu przypominać dwa ważne zagadnienia przywódcze (bo nie nauczy nas niczego). Zagadnienia, które znamy, słuszności których jesteśmy wewnętrznie niemal pewni od dzieciństwa, o których… całkiem powszechnie zapominamy w naszym codziennym działaniu. Szczególnie tym zawodowym. Szczególnie tym przywódczym. Bo zwycięża myślenie szybkie, czyli wygoda. Kosztem skuteczności. Bo zwycięża myślenie stereotypowe. Kosztem skuteczności.

Obiecuję też, że nie będzie to kolejny artykuł z cyklu „Czego nauczyła mnie gra w cymbergaja [wstaw swoją dowolną ulubioną aktywność] oraz film X, książka Z i jak to idealnie nadaje się do biznesu, a o czym nie miałeś pojęcia, a biznes to już w ogóle nie miał”.

Wrócę na chwilę do bajek i legend. Odkąd sięgam pamięcią, jednym z istotnych elementów wielu bajek było łączenie wysiłku bohaterów. Od takiego ad hoc aż po formowanie trwalszego zespołu mającego wspólne zadanie. Dopiero po latach, już w dorosłości, uświadomiłem i zwerbalizowałem sobie jedną z powtarzalnych w tych bajkach rzeczy. Niezależnie od tego, czy działy się w magicznych krainach elfów, krasnali, czy w kosmosie, w przeszłości, czy w przyszłości. Otóż w tych zespołach był zwykle rysowany klarowny i czytelny konstrukt (dla dzieci to przecież było): zwyciężają dzięki różnorodności. W największym uproszczeniu był tam zwykle ktoś na tyle mały, że w krytycznym momencie przeciskał się przez jakąś szczelinę, był ktoś na tyle duży i silny, że przenosił ciężary, pozostałych bohaterów oraz stawiał czoła potężnym wrogom i żywiołom, był też ktoś dysponujący szczególną wiedzą, doświadczeniem, mądrością itd. Każdy umiał coś, czego nie umieli pozostali. Każdy wiedział coś, czego nie wiedzieli pozostali. A historie były tak skonstruowane, że co jakiś czas trafiały się momenty krytyczne. Momenty, w których właśnie ta konkretna cecha czy umiejętność decydowała o przetrwaniu. Czyli decydowała o końcowym zwycięstwie. Każdy członek zespołu był kluczowy.

Bajki? W tym sensie, że nie warte uwagi, bo my już tacy dorośli i poważni? Nie tylko. Przecież bajki są odzwierciedleniem uniwersalnych ludzkich doświadczeń. Co nie powinno być zaskoczeniem. Te uniwersalne reguły i ludzkie doświadczenia przejawiają się we wszystkich obszarach tejże ludzkiej działalności. Jakżeby inaczej. Jedno wynika z drugiego. Czy to w legendach, czy to w grze we wspomnianego cymbergaja, innych sportach, pasjach, biznesie, walce, kontaktach towarzyskich itd. Wszędzie.

Wracając do tytułu tego artykułu, można zadać inne pytanie. Czy drużyna złożona z samych Gandalfów dałaby radę zrealizować zadanie? Nie dałaby. A z samych elfów, samych krasnoludów, niziołków, czy ludzi? Też by przegrała. Dopiero kombinacja ich cech i umiejętności była zwycięska. Pomijając kwestię szczęścia, oczywiście, ale o tym kiedy indziej.

Zostawmy bajki i rozejrzyjmy się dookoła. Drużyna piłkarska z trzema Ronaldo w ataku? Przepis na katastrofę. Drużyna koszykówki z pięciu Jordanów? Śmiech na sali. Operacja bojowa samych czołgów albo samolotów? Namiesza sporo, ale działając bez wsparcia innych rodzajów wojsk, przegra. Ba, nawet gdy mniej lub bardziej intuicyjnie połączymy te czołgi, piechotę, lotnictwo, okręty, to przegramy jeśli będą głodni i nie będą mieli dowożonej na czas amunicji i paliwa. Bo „Bez paliwa czołgi nie pojadą”, pamiętacie? Czyli trzeba dołożyć elementy jakby pozornie mniej seksy w postaci kuchni, łańcucha dostaw i magazynów, czyli rzeszy ludzi o innych umiejętnościach, talentach i pasjach. A wcześniej trzeba to jedzenie i paliwo gdzieś kupić, co robią jeszcze inni ludzie i znajdują w tym radość, a nie w lataniu, czy jeżdżeniu wozem bojowym. Nie zapomnę rozmowy z oficerem jednej z zachodnioeuropejskich armii, gdy opowiadał o doświadczeniach z ich pierwszej misji na Bałkanach. A w szczególności, gdy sobie uświadomili, że nie będą mogli korzystać z firmowego serwisu ciężarówek i sami je będą musieli obsługiwać i naprawiać. No i nie było komu…

Pora przejść do naszej najbliższej rzeczywistości. Zarządzania zespołem i jego budowania w firmie. Jaki jest najpowszechniejsze uzasadnienie pozytywnej rekomendacji rekrutacyjnej? Tak, tak, masz rację: „…fajna chemia jest”. Co w praktyce oznacza, że najprawdopodobniej kierowaliśmy się nieświadomie jakimś podobieństwem. Najpierw do nas samych, a później do pozostałych członków zespołu. Do tego automatycznie i zapewne wręcz bezwiednie potraktowaliśmy to podobieństwo jako zaletę, nadając ewentualnej odmienności posmak zagrożenia. Bo trudniej się będzie gadać i w ogóle. A jakie jest jedno z najpowszechniejszych i najbanalniejszych zdań w tekstach ogłoszeń rekrutacyjnych? Tak, znowu masz rację: „…dołącz do młodego zgranego zespołu”. Jakby ktoś starszy nic nie mógł wnieść i w ujednorodnionej młodości z automatu kryła się zaleta.

To także jedno z moich najważniejszych doświadczeń zawodowych w roli szefa. Docenienie potęgi różnorodności ludzi. Także w obszarze wieku, płci, pochodzenia, dojrzałości itd. Do tego w kontekście celów biznesowych i skuteczności. Tak, niejednokrotnie trudniej się wtedy komunikuje. Tak, niejednokrotnie łatwiej wtedy o sytuacje konfliktowe. Ale gdy tacy sami patrzą na to samo, to zobaczą tylko to samo. Takie zawężanie percepcji i kreatywności po prostu się nie opłaca. Ścieżka świadomego budowania różnorodności w zespole pod kątem celów biznesowych i skuteczności jest dodatkowym wyzwaniem dla lidera. To się później zwraca po wielokroć.

Teraz już prowokujące pytanie tytułowe o Drużynę Pierścienia można zastąpić tym właściwym: „Czy budując zespół świadomie dodaję do kryteriów wyboru i rozwoju jego członków zagadnienie różnorodności i poszerzania palety doświadczeń, wiedzy, dojrzałości, charakterów itd.?” Kluczem jest słowo świadomie. No i nie tylko pod kątem twardych umiejętności zawodowych.

Jakże innego wymiaru w tym kontekście nabierają dyskusje o zatrudnianiu np. osób 50+. Nagle dochodzi do nas, że nie tylko w etyce i ludzkim podejściu rzecz, ale również w opłacalności i skuteczności.

Dodatkowo uprzedzam ewentualne wątpliwości. Nie o różnorodność dla niej samej mi chodzi (!). Nie o tabelki z procentami, ile mamy niskich, wysokich, chudych i mniej chudych, młodych i mniej młodych itd. To zostawmy coraz bardziej sztucznemu światu poprawności politycznej.

Najkrótsze podsumowanie: RÓŻNORODNOŚĆ ZESPOŁU. Budowana świadomie, z rozmysłem, w kontekście celów biznesowych i skuteczności. Niejednokrotnie wbrew osobistej codziennej wygodzie lidera. Nawet Gandalf musiał użerać się z niziołkami, które wystawiały jego cierpliwość na próbę. Wiedział jednak, że bez nich nie da rady i mu się to na końcu opłaca. Bo to mądry czarodziej był.

W części 2. opowiem o zagadnieniu jeszcze mniej intuicyjnym i działającym wręcz wbrew wpajanym nam tradycjom oraz własnym przyzwyczajeniom. Za to znowu niezwykle ważnym dla skuteczności lidera w jakże złożonym świecie. No i też przyda się Drużyna Pierścienia jako przykład i memento.

Previous Horney, "Nowe drogi w psychoanalizie"
Next Cyberpunk - pierwsza krew po 70+ godzinach grania

Powiązane wpisy

Przywództwo

Jaki powinien być lider? Rzeczywistość czy projekcja?

Kwadratura koła Jednym z najczęściej powracających tematów linkedinowych (i nie tylko) rozważań jest właśnie ten postawiony w tytule. Daje on gwarancję odzewu w postaci polubień i masy komentarzy, bo tak

Przywództwo

Winę bierz na siebie, sukcesem się dziel

Kto jest moim autorytetem? Czy autorytetem może być „świnia”? Dlaczego o Napoleonie mówią „przywódca”, a nie „kurdupel””? Jaki jest wygrywający profil i zestaw cech przywódcy? Kto jest na końcu odpowiedzialny

Przywództwo

Tu i teraz. Kogo obchodzi, co będzie za dwa lata?!

Prowadziłem kiedyś proces rekrutacyjny na nowotworzone stanowisko. Bardzo ważne, dla bardzo dużej firmy. Poza wieloma mniej lub bardziej standardowymi oczekiwaniami (choć trudnymi do jednoczesnego spełnienia) widniał w opisie jeszcze jeden