
Krach mitu trenerów komunikacji: Cysorz Mehrabian
Wiele mitów szkoleniowych i internetowych jest trwalszych niż karaluchy. Jednym z nich jest, jakże bezsensowne, twierdzenie, że zaledwie 7% przekazu w rozmowie wynika ze słów, 38% z tonu głosu, a 55% z mowy ciała (bardziej o wyraz twarzy chodzi). Mówi się, że autorem jest Albert Mehrabian, który… nigdy tego w powyższy sposób nie formułował. Krótko mówiąc, podłożono mu świnię, z której się już chyba nie wytłumaczy, ile by nie tłumaczył… Siła masowej halucynacji i ludzkiej potrzeby wiary w cuda.
Wielokrotnie już obalano ten mit na różne sposoby. Choćby na bazie sytuacyjnej: idź na egzamin z matematyki, rób mądre miny i mów pewnym głosem, a zobaczysz, czy wystarczy. Choćby na bazie eksperymentu intelektualnego: skoro ponad połowa komunikacji, to wyraz twarzy, to… po cholerę musimy jednak tak dużo mówić, by cokolwiek się wydarzyło, skoro samo robienie min i pochrząkiwanie powinno wystarczać. Choćby na bazie obserwacji pobratymców: małpy też robią sporo min i też potrafią wydawać dźwięki o bardzo odmiennych brzmieniach, co dawałoby razem 93% przekazu, a jednak… efekt cywilizacyjny i komunikacyjny chyba nie ten sam, co u ludzi. I tak dalej, i tak dalej.
Sam Mehrabian odżegnywał się od tych bzdur i wyjaśniał, czego naprawdę dotyczyły jego eksperymenty. Bo dotyczyły jednak czegoś bardzo innego, niż z wielkim zapałem i równie błędnie twierdzi masa trenerów komunikacji, a za nimi powtarzają to sami szkoleni. Bezrefleksyjnie zupełnie. Kilka lat temu prowadziłem zajęcia z młodymi światłymi studentami. Studia międzynarodowe, uczestnicy wybrani po wielu filtracjach, z różnych krajów, kwiat młodzieży, można powiedzieć. Zajęcia dotyczyły właśnie komunikacji i uczestnicy mieli przedstawić własne prezentacje na zadane tematy jako zaczyn dyskusji. Niemal wszyscy, którym przypadł w udziale temat „mowa” zaczynali od nieszczęsnego 55%/ 38%/ 7% i tak dalej bez zastanowienia… Taka jest moc wiary w rzeczy wyczytane w sieci.
Czasy takie, że ludzie nie przepadają za złożonymi tekstami. Przyszedł mi więc do głowy bardzo prosty przykład ilustrujący istotę prawdziwej tezy Mehrabiana. Taki do chwycenia idei w lot i łatwego zapamiętania raz na zawsze. Tak, by nie tylko nie powtarzać idiotyzmów z pierwszego akapitu, ale jeszcze je do tego świadomie tępić. Podając choćby ten przykład właśnie.
Jest taka polska piosenka: „Ballada o cysorzu”. Wysłuchaj jej DWÓCH wersji. Pierwsza jest autorska, Tadeusza Chyły. Przekaz jest dowcipny, z dystansem, raczej bawi słuchaczy niż skłania do namysłu. Tzw. fajny kawałek, weszło, wyszło. Autorem drugiej wersji jest Kazik. Dokładnie te same słowa (identyczny przekaz werbalny!), za to zupełnie inna aranżacja, tempo, akcenty. Z tego samego tekstu robi się utwór o wymowie tragicznej, niemal filozoficznej, a wrażliwy słuchacz ma się nad czym zamyślić. Powtórzę: dokładnie ten sam przekaz werbalny, inny sposób jego podania w obszarze niewerbalnym. Co się jednak dzieje po stronie słuchacza? Na co inaczej oddziaływali obaj wykonawcy, mimo że śpiewali dokładnie to samo?
Teraz możemy wrócić do prawdziwej tezy Mehrabiana: podczas odbierania postaw i emocji (i tyle!) sygnały wysyłane trzema kanałami (tekst, ton, mina) mają różną moc w pierwotnym odbiorze. Szczególnie, gdy sygnały wysyłane poszczególnymi kanałami są sprzeczne (brutalne słowa mówione miłym tonem przez uśmiechniętą osobę i odwrotnie), to najbardziej wrażliwi podczas początkowej interpretacji postaw i emocji będziemy na wyraz twarzy, później na ton głosu, a na końcu zacznie dochodzić do nas sama treść. O podziale procentowym zapomnij. Nawet Mehrabian przyznał, że jego eksperymenty nie spełniały niezbędnych zasad naukowych i należy je rozpatrywać jako koncept obserwacyjny, a nie jako wiarygodne statystycznie badanie.
Właśnie to robią z nami owe dwie wersje „Ballady o cysorzu”. Mamy kompletnie inny odbiór utworu. A uczyniły to kwestie niewerbalne, bo słowa te same (nawet wyrazu twarzy nie trzeba było angażować). Za to po pierwszym wrażeniu i pierwszej interpretacji ma szansę włączyć się rozum. Do zwierzęcego paradygmatu „Groźna mina i ton – uciekaj bez słuchania / miła mina i ton – można zostać, bezpiecznie” dołącza się zrozumienie i interpretacja słów. Oby ten rozum włączał się nam jak najczęściej. Mehrabian też by się ucieszył.
Poniżej linki do obu wersji. Usiądź wygodnie i posłuchaj:
PS dla najbardziej opornych mam jeszcze jeden sposób pokazania im w try miga, w czym rzecz. Ale to działa tylko na żywo. Za to efekt jest piorunujący. Może kiedyś to nagram 😉 Działa z mocą bomby atomowej.
Powiązane wpisy
Jak (nie) zamordować swoje CV? Cz.4
KSIĄŻKA Dariusz Użycki, „Czy jesteś tym, który puka?” dostępna TUTAJ (link) Jak pisać CV? Zacznijmy od… czytania. Co jakiś czas pojawiają się artykuły „odkrywające” na nowo, jak to rekruterzy
Zaskoczenie i story w prezentacji, Użycki w kajdanach…
Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Wprawdzie nikt nie zginął, ale… ciekawie było :-). Dzisiaj prowadziłem ostatnie ćwiczenia ze słuchaczami MBA-SGH. Dotyczyły komunikacji, w tym zasad budowania relacji z naszymi
Herezja i Błażej Pascal a komunikacja biznesowa
Historia uczy. Niespecjalnie nam się to udaje udowodnić uczynkami, ale samo powiedzenie brzmi dobrze i skłania ku refleksjom (najczęściej w stylu „żebym to ja wiedział…”). Nie powinniśmy więc być zaskoczeni,