
Piramidy, czyli pycha faraonów i konsultantów
Czego wyrazem są piramidy faraonów? Jak wspomniałem w tytule – pychy. Jestem tak potężny i tak ważny dla świata i bogów, że narzucę siebie temu światu i bogom na zawsze. Za życia i po śmierci. Do tego „uporządkuję” wszystkim hierarchię świata i ludzkości umieszczając siebie w takimż grobowcu. Efekt? Piramidy owszem, stoją do dzisiaj, za to ich inicjatorzy nie są czczeni od dawien dawna. Są krojeni, prześwietlani i pokazywani w muzeach za biletami. Też coś, ale nie o to im chodziło. To zresztą cecha odwieczna i powtarzalna. Pamiętam swoje przemożne wrażenie po wizycie w Wersalu. Ile bym książek historycznych nie przeczytał, to właśnie wtedy dotarło do mnie najsilniej, dlaczego rewolucja musiała w końcu wybuchnąć. Sam Ludwik XIV jeszcze zmarł w łóżku i w częściowej glorii, za to jego praprawnukowi o numerze XVI przyszło zebrać plony zasianej burzy.
Mamy przykład takich piramid także wokół nas. W naszym życiu intelektualnym. W naszych próbach opisu i porządkowania złożoności świata. Co więcej, mam na myśli akurat piramidy wręcz dosłowne. Znamy przecież takie piramidy, jak: Maslowa, Diltsa, Maxwella, czy Laloux. Jest ich zapewne więcej, ale i te cztery wystarczą do opisu zjawiska. Jakże powszechnie i radośnie są one wykorzystywane przez tysiące konsultantów / trenerów na całym świecie. Pierwszy z wymienionych (Maslow) akurat ma najbardziej pod górkę. Sam bodajże nigdy nie formułował swoich obserwacji w formie piramidy. Tę świnię podłożyli mu z czasem inni i jest ona w powszechnej świadomości firmowana jego właśnie nazwiskiem… Dlaczego świnię? O tym właśnie niżej.
Współwystępowanie a nie hierarchia
Co to znaczy, gdy ktoś porządkuje zjawiska w piramidę? Oznacza to, że nadaje tym zjawiskom kolejność występowania. To tak jak z realnymi piramidami – najpierw fundamenty, później warstwa po warstwie i szczyt na końcu. Inaczej się po prostu nie da. Autor piramidy świadomie czy nie (choć raczej tak), jawnie czy nie (częściej tak) nadaje opisywanym zjawiskom i procesom cechy ewolucji. Najpierw to, później pojawia się bardziej złożone tamto, a zwieńczeniem tejże ewolucji jest owamto. Inaczej być nie może. A ponieważ ewolucja w domyśle autorów oznacza również zmianę stopnia złożoności i przydatności poszczególnych składników , to zastosowanie modelu piramidy oznacza również nadanie zjawiskom oceny jakości. To, co wyżej w ich piramidzie jest bardziej złożone, wynika z gromadzenia wcześniejszych doświadczeń i jest tym samym lepsze, ważniejsze. Wręcz bardziej wskazane. Trywializując – rozwiązania z dołu piramidy generalnie są be. Akceptujemy ich istnienie, bo musimy, ale korona i sens istnienia oraz nasze spełnienie to nie jest. To te z samej góry piramidy są pożądane i ok. Te z dołu, to punkt startu, ale należy rozwijać się i przechodzić na wyższe (czyli lepsze) poziomy. Co więcej, nawet gdy autor tego tak nie przedstawi, to sami to domyślnie zrobimy jako odbiorca. Bo domyślnie właśnie to, co wyżej jest dla nas ważniejsze, lepsze itd. A temu niższemu na pohybel.
Ustawianie elementów w piramidkę to zwykle błąd intelektualny. Niestety, niezwykle rozpowszechniony i utrwalany tysiącami szkoleń, książek, artykułów. Wbito nam to skutecznie głowy. To jest be i trywialne, a to jest ok i daje spełnienie. Tymczasem, to zwykle nie jest żadna piramida/ hierarchia / ewolucja a współwystępowanie. Dopiero konkretny kontekst, czyli czas, miejsce, uczestnicy sprawią, że akurat ten a nie inny element z zestawu zachowań czy potrzeb będzie dominujący, najważniejszy i ewentualnie najskuteczniejszy dla założonych celów. Czyż nie można wyobrazić sobie i wskazać nawet dzisiaj szczęśliwych i spełnionych ludzi zarządzanych na poziomie pierwszym piramidy Maxwella, czy też czerwonym wedle malarskiej terminologii Laloux? Co więcej, skutecznych w realizacji swoich celów. Bo ich cele nie muszą takie, jak nasze. Czy też jak cele i przekonania… autora piramidy. Bo tenże autor w przekonaniu, że porządkuje świat, bardziej porządkuje własne o nim przeświadczenie.
Choć mnie samemu znacznie bliżej mentalnie do poziomu piątego Maxwella, niż pierwszego, czy też do turkusu (co to za kolor w ogóle jest?) niż czerwieni, to nigdy nie odważyłbym się powiedzieć, że to szczyt stworzenia i cel, do którego musimy dążyć. A to właśnie sugeruje piramida. To właśnie zdarza się sugerować autorom, a konsultantom/trenerom już niezwykle często. Tymczasem w zależności od kombinacji miejsca, czasu i uczestników mogą to być wręcz rozwiązania i szkodliwe, i nieefektywne. To tak jak z narzucaniem demokracji wszystkim i wszędzie wedle modelu, który sprawdza się w naszym kręgu kulturowym. Taki dobry jest, tylko że… nie działa gdzie indziej. Tym gorzej dla tych, którym go narzucamy, bo model przecież „jest dobry, uniwersalny i ze szczytu piramidy rozwoju”.
To układanie zjawisk w piramidkę jest wyrazem powierzchowności intelektualnej. Jest też wyrazem wspomnianej pychy: uporządkuję świat! Pytanie tylko, czy ten prawdziwy, czy swój. Choć to fakt, że łatwiej się coś tak efektownego sprzedaje. Efekciarskiego.
Dzieło jest (nie)skończone
Jest jeszcze jedna istotna przyczyna, dla której metafora piramidy wiedzie nas na manowce. Prawdziwe piramidy są dziełem skończonym. Mają szczyt, który oznacza koniec pracy i jest on domykającym osiągnięciem. Później pozostaje już tylko podziwianie ukończonej budowli. Jednak rzeczywistość społeczna, czy biznesowa opisywana przez piramidy konsultantów jest otwarta. Zmienia się cały czas. Będą się pojawiać wciąż nowe elementy, czy też mutacje i kombinacje już istniejących. Trudno więc o bardziej aroganckie intelektualnie stwierdzenie, że nic się już nie wydarzy i tym „czubkiem” domykamy piramidę i kończymy dzieło opisu jakiegoś kawałka świata czy aktywności ludzkiej. Takie podejście to bardziej sztuczka, hokus pokus taki. Świat i opcje nie kończą się na żądanie. Powtórzę koncept: to bardziej świat i pojmowanie autora się kończy, niż ten za oknem. Bo ten za oknem jest w ciągłej zmianie, do tego bez końca (a przynajmniej na razie go nie widać).
O ile piramidy faraonów, choć przejaw pychy, stoją jednak do dzisiaj, to piramidy konsultantów kruszeją znacznie szybciej. Piramida „Maslowa” (przypomnę, on tego tak nie formułował…) trwała ponad 50 lat w świadomości powszechnej i choć zapada się już i pęka, trzyma się wciąż nieźle. Piramida Laloux zawaliła się znacznie szybciej. Przeleciała jak meteor, narobiła szumu, autor zdobył pożądaną popularność i… tyle ją widzieli. Wciąż ciszej i ciszej nad tą trumną.
Co z tym fantem zrobić, czyli jak sobie z tym radzić? Choćby czytać dzieła proroków, a nie kapłanów. Docierać do oryginalnych prac, a nie opracowań ósmego stopnia. No i prorokom tez patrzeć na ręce przez pryzmat procesu krytycznego myślenia. A gdy zobaczymy kolejną piramidę na szkoleniu lub w artykule, niech natychmiast zapala nam się czerwona lampka.
Powiązane wpisy
„Kto zna mnie tylko z moich publikacji, ten mnie nie zna”
Któryż z soszialowych guru napisał tę uwagę? Otóż autorem jest Gottfried Wilhelm Leibniz w liście do Vincentiusa Placciusa z… 1696 roku. Internetu wtedy nie było, ale korespondencja listowna tętniła niezwykle
Wizualizacja – czary mary, czy przydatne narzędzie?
Określenie wizualizacja jest stosowane i znane dosyć powszechnie. Wystarczy je wrzucić w wyszukiwarce, by już na pierwszej stronie obok sfery twardych zastosowań inżynierskich pojawiło się sporo linków do szeroko rozumianego
Etyka w biznesie – wszyscy jesteśmy więźniami
Teoria gier to dynamiczna dziedzina matematyki, choć wciąż stosunkowo młoda. Ma już na swoim koncie kilka nagród Nobla, a jej odkrycia znajdują zastosowania praktycznie wszędzie. Jedną z metod badawczych jest