Krowi level, czyli autorefleksja dla zaawansowanych
UWAGA – Krowi level jest kontynuacją artykułu „Autorefleksja, podręczny zestaw przetrwania, czyli o pożytkach posiadania wagonu amunicji”. Zdecydowanie warto zajrzeć chociaż do jego wstępu przed lekturą poniższego tekstu. Będzie wtedy jeszcze ciekawiej.
Po lekturze i choćby wstępnej analizie zestawu pytań autorefleksyjnych pora na nagrodę. Dla najwytrwalszych, dla najdojrzalszych, dla tych, którzy zrobili już chociaż jedno kółko z powyższym zestawem pytań. Zacznę od jeszcze jednego pytania: czy wiesz, co to jest „krowi level?”. Taka nazwa nie jest przypadkowa, nie ja ją wymyśliłem. Jeśli nie wiesz, a zapewne większość czytelników nie wie, to pokrótce wyjaśnię. Jest gra komputerowa o nazwie Diablo 2. Jedna z nielicznych, które zasłużyły na miano kultowych na zawsze. Dość powiedzieć, że grają w nią ludzie na całym świecie już około 20 lat i… jest wciąż dobra. Grafika i silniki gier poszły o lata świetlne do przodu, jest też już Diablo 3, a „dwójka” jest wciąż fantastycznie grywalna i klimatyczna. Wśród graczy od początku krążyły legendy o tzw. krowim levelu, ponoć zaszytym gdzieś w algorytmie gry. No i okazało się, że… ten ukryty poziom naprawdę istnieje! Warunkiem dostania się do niego (swoją drogą, przezabawnego, bo z uzbrojonymi w halabardy krowami na dwóch nogach przychodzi walczyć) było ukończenie całej gry. Jako i Ty, drogi czytelniku, który właśnie ukończyłeś lekturę baterii pytań autorefleksyjnych. Pora więc na krowi level, czyli coś ekstra. Może nic bardzo wielkiego. Za to na swój sposób inspirującego i skłaniającego do spojrzenia na te same kwestie z nieco innej perspektywy…
Rzecz dotyczy poszukiwania swojego własnego kamienia filozoficznego, swojej esencji, swojego rdzenia. Tego czegoś, co w najkrótszy z możliwych sposobów wyraża Ciebie. Z czym się utożsamiasz już z pominięciem słów, z pominięciem rozumowania i konieczności wyjaśniania. Z czym się utożsamiasz na poziomie emocji i metafory. Chodzi o coś, co wystarczy przywołać myślami, by zacząć odzyskiwać energię, wiarę w siebie, ducha walki. Brzmi tajemniczo? Nie powinno. Ludzie bardzo dobrze znają ten mechanizm i stosują od tysiącleci. Bardzo ważny komentarz – krowi level nie jest obowiązkowy, można grać bez niego. To wisienka na torcie. Co to oznacza, jeśli uznasz, że żadne z zadań krowiego levelu nie jest dla Ciebie istotne? Otóż… to nic nie oznacza, co jest dobrą wiadomością. Aczkolwiek sam zobaczysz, że bez niego życie może być jakby uboższe. To oczywiście Ty sam decydujesz, co jest dla Ciebie istotne.
No to wkraczamy przez nowy portal na ekstra-poziom…
- Czy masz swoje zawołanie bojowe/dewizę?
To wielowiekowa tradycja. Zawołanie służyło głównie identyfikacji członków rodu podczas bitwy. Dewiza z kolei definiuje ogólną zasadę postępowania osoby, rodu, organizacji. Oba nabrały z czasem znaczenia właśnie fundamentu, punktu odniesienia, szczególnie w chwilach zwątpienia. Nie wiesz, co czynić, przypomnij sobie zawołanie lub dewizę. Czasy się zmieniły, heraldyka ma dzisiaj znikome znaczenie, ale… ten element jest wciąż do wykorzystania. Misja i wartości firm są właśnie próbą przedłużenia tej tradycji. Firmom średnio to wychodzi. Misja i wartości zbyt często po prostu wiszą na ścianach, a ludzie przechodzą obok nich obojętnie. Warto za to przemyśleć i poszukać czegoś takiego dla siebie, tylko dla siebie. Czegoś bardzo osobistego. Ważne przy tym, by nie wpaść w pułapkę prostych i efektownych błyskotek intelektualnych. Takich, co to są otrzaskane, zbanalizowane, powszechnie znane i dobrze brzmią… dla kolegów. Per aspera ad astra, Miłość zwycięża wszystko, tysiąc sto sześćdziesiąty cytat z Einsteina wałkowany w LI i takie tam. Powtórzę, to ma być osobiste.
Przykładem może być mój przypadek. To długa historia i stąd właśnie siła mojej dewizy. Pierwszy raz poznałem to zdanie w wieku ok. 20 lat. Spodobało mi się i wiedziony tylko intuicją zapisałem je sobie. Do dzisiaj mam ten zeszyt, wciąż zresztą dopisując w nim nowe ciekawe zdania (czyli jakoś tak ponad 30 lat). Później o nim zapomniałem, tzn. było i we wspomnianym zeszycie, i w tyle głowy, ale nie na pierwszym planie. Dojrzewało. Po to, bym po kolejnych dwudziestu (!) latach doznał olśnienia i w ułamku sekundy uświadomił sobie – to MOJE zdanie! Nic tak nie wyraża mojego ducha i mojego postępowania. Proszę zwrócić uwagę, potrzebowałem dwudziestu lat zdobywania doświadczeń, autorefleksji, wyrąbywania swojej ścieżki, by uznać je za swoje… I to jest ta siła tej dewizy. Oddaje w pigułce całą istotę mojej egzystencji. Mam je na prywatnej wizytówce, mam je dopięte do profilu LinkedIn, zastanawiam się wciąż, jak je godnie umieścić na własnej stronie i mam je cały czas w głowie. Jest pomocne szczególnie w chwilach, gdy życie rzuci mnie na chwilę na kolano lub oba. A skąd pochodzi? Ot, przypadek, jak to często bywa. Znalazłem je czytając biografię duńskiego żeglarza Jensa Munka. Oprócz kluczowego przekazu ma jeszcze dodatkową siłę – właśnie nie jest powszechnie znanym i przez to już banalnym zdaniem. Jest naprawdę moje. Nawet Google niemal wymięka, a to już osiągnięcie. Ba, we wspomnianej wyszukiwarce po wpisaniu tejże dewizy na trzecim miejscu wyskakuje mój profil LI (!); dwa pierwsze miejsca to oferty automatycznych tłumaczeń, więc… w kategorii merytorycznej moja dewiza w połączeniu z moim profilem wyskakuje jako pierwsza na całym świecie. Każdemu życzę takiej indywidualizacji i wynikającej z niej siły wewnętrznej.
2. Czy masz swój rodzaj muzyki?
Nie pytam o muzykę, która Ci się po prostu podoba. Pytam o muzykę, której słuchasz skoncentrowany, która dostarcza Ci przeżyć, która zabiera Cię z tego świata każąc zapomnieć o bieżących problemach, po której wracasz wzmocniony, oczyszczony, uspokojony i gotów na wyzwania. Taką muzykę, która jest Twoim sanktuarium, a nie tylko miłym podkładem podczas jazdy samochodem lub innych zwykłych czynności. Taką, której zdarza Ci się słuchać nie robiąc nic innego. Taką, której możesz np. słuchać przed snem, w ciemności, by zamknąć dzień na swoich warunkach, a nie pracy, czy innych problemów. Taką, z którą się identyfikujesz, o której można powiedzieć, że rezonuje z Tobą.
A może masz po prostu choćby taką płytę lub wręcz jeden utwór?
3. Czy masz swój rodzaj literatury?
Powtórzę za akapitem powyżej. Nie pytam o literaturę, która dostarcza tzw. rozrywki dworcowo/podróżniczej (wypełniacz). Pytam o literaturę, którą czytasz skoncentrowany, która dostarcza Ci przeżyć, która zabiera Cię z tego świata każąc zapomnieć o bieżących problemach, po której wracasz wzmocniony, oczyszczony, uspokojony i gotów na wyzwania. Taką literaturę, która jest Twoim sanktuarium, a nie tylko elementem zabijania czasu. Taką, którą czytujesz przed snem, by zamknąć dzień na swoich warunkach, a nie pracy, czy innych problemów (powtórzenie akapitu jak najbardziej celowe). Taką, z którą się identyfikujesz, o której można powiedzieć, że rezonuje z Tobą.
A może masz wręcz tę jedną książkę, do której wracasz i która dostarcza Ci wciąż nowych wrażeń i przemyśleń wraz z Twoim dojrzewaniem? Czytasz ją raz na kilka lat i odkrywasz nowe pokłady wrażeń lub inspiracji.
Audiobook nie działa w ten sposób. Lepszy rydz, niż nic, ale to surogat. O czytanie oczami chodzi, a nie uszami.
4. Czy masz swój wzorzec bohatera?
To jest intuicyjnie zrozumiałe pytanie, jak sądzę. Jest tylko jedno ale. Tym ale jest głębia. Mamy tendencję do powierzchowności, co zrozumiałe, bo łatwe. Rzecz w tym, by wejść właśnie głębiej niż „X odniósł globalny sukces budując firmę, więc jest moim wzorcem”. Warto dowiedzieć się znacznie więcej o takim kandydacie na wzorzec. O tym, jak budował firmę (jeśli to biznesmen), jakie wyznawał wartości, czy i jak wdrażał te wartości w życie itd. Tak samo warto uciec od masowych standardów i wytrychów intelektualnych, tzw. ikon, typu twórcy Apple, Microsoftu, Virgin plus Napoleon i jemu podobni. A może wystarczy nasz ojciec, mama, dziadek, babcia? A może bardziej ktoś ze świata myśli, nauki, sportu? Ważne, by znać tę postać w jej pełnym wymiarze, także czysto ludzkim i wtedy z pełną świadomością uznać go za wzorzec bohatera. Chyba że nie potrzebujemy wzorca, bo najlepszy jest ten w lustrze. No ale jeśli dotarłeś aż do tego miejsca autorefleksji, to choć trochę się już z tego lustra wyleczyłeś, jak mniemam.
5. Czy masz… – dodaj sam, co innego może być dla Ciebie istotne wedle wyżej opisanych kryteriów (rodzaj sztuki? subkulturę? ……..?)
Taki to ten krowi level jest. Warto zaglądać…
Powiązane wpisy
Czego nauczyła mnie porażka Świątek w Wimbledonie?
Mnie osobiście, jako Dariusza U.? Niczego. Wystarczająco dużo naprzegrywałem się w życiu, żeby jeden z setek meczów tenisowych mógł wnieść jeszcze coś szczególnego. Ale… tak, jest pewne ale. Na tej
Kartezjusz, „Rozprawa o metodzie”
„TYLKO DLA DOROSŁYCH” Taki napis umieścił na obwolucie swojego pierwszego tłumaczenia „Rozprawy o metodzie” Tadeusz Boy-Żeleński. Efekt? Sukces wydawniczy, o jakim Kartezjusz (Rene Descartes) mógłby tylko marzyć. Z jednej strony
Społeczne ryzyka Sztucznej Inteligencji (AI)
Czy nam się to podoba, czy nie, obawiamy się, czy radujemy, to Sztuczna Inteligencja (SI/AI) nadchodzi. Różne są definicje AI. Niektóre są tak sformułowane, że wedle nich AI już mamy.