Bądź sobą – jaki piękny mit internetów…

Bądź sobą – jaki piękny mit internetów…

Krótka historia w trzech aktach, z których ostatni proponuje „Co z tym fantem zrobić”.

  1. Krystaliczne JA

Ludzki duch jest niczym dwukonny zaprzęg. Jeden z koni prze ku górze, ku ideom i pasji. Drugi ściąga nas do ziemi, ku fizycznym potrzebom i uciechom. By te rozbieżne potrzeby ujarzmiać i wnosić harmonię jest w zaprzęgu trzeci element – woźnica (rozum/ rozsądek). Każdy z elementów osobno lub jego przewaga nad pozostałymi, to katastrofa. Wspomniana harmonia wymaga nieustannego wysiłku. Autorem tej intuicyjnej metafory rozedrganej duszy i człowieczeństwa jest… Platon. Przedstawił ją ponad 2300 lat temu (domniemany dialog Sokratesa i Fajdrosa).

Zupełnie współcześnie noblista Daniel Kahneman w książce „Pułapki myślenia” przedstawia sprawdzoną eksperymentalnie koncepcję dwóch scenariuszy myślenia człowieka. Są one obecne stale i jednocześnie w każdym z nas i nieustannie konkurują. Jeden z rozdziałów książki wręcz nosi tytuł „Dwie jaźnie”. Inne współczesne badania także wskazują na nieustanne wewnętrzne spory naszej jaźni. Od codziennego jak teraz postąpić i dlaczego właśnie tak, po długoterminowe kim zostać i jak żyć (np. księgowym, czy kierowcą rajdowym?). Kahneman i współcześni badacze mózgu już nawet nie muszą odwoływać się do pojęcia duszy i metafor. Dowodzą tego eksperymentalnie, wedle zasad badań naukowych.

Po drodze mamy jeszcze choćby pochodzące z innego kręgu kulturowego Upaniszady (filozofia wedyjska, starsze od Platona) i opisem człowieka na wzór zestawu… rydwan-woźnica-lejce-konie o bardzo kruchej stabilności, wymagającej nieustannej uwagi i pokory. Mamy też powszechnie znane koncepcje Freuda i Junga, które, choć słabo bazujące na naukowych podstawach (delikatnie mówiąc) i niejednokrotnie dosyć mistyczne i wydumane, ale niosą podobny przekaz: każdy człowiek to zbiór równoprawnych sprzeczności, które stale konkurują ze sobą. A z wielu z tych „wewnętrznych sporów” nawet nie zdajemy sobie sprawy. Wiedzy o tym często w ogóle nie szukamy, choć można i to bez odwoływania się do mistyki. Samemu oraz z pomocą innych. Mamy jeszcze choćby Kanta z jego próbą zobiektywizowania wewnętrznych dylematów moralnych, sprowadzenia ich do ujednoliconej interpretacji niezależnej od indywidualnego widzimisię i końcowego, pięknego skądinąd, motta: „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. Próbą nieudaną, co ważne i o czym warto pamiętać. Bo na koniec każdy samodzielnie dokonuje ocen i wyborów wedle osobistych, zmiennych i zależnych od okoliczności kryteriów.

Co więcej, chyba wszyscy posługujemy się potocznie metaforą o nieustannym rozdarciu pomiędzy „sercem i rozumem”, które podpowiadają nam sprzeczne działania. Czyli bardzo dobrze wiemy od kilku tysięcy lat, że każdym z nas targają sprzeczne motywy i co chwilę mniej lub bardziej świadomie dokonujemy wyboru między nimi. Do tego na bazie ograniczonych danych. Jednemu mniej, drugiemu bardziej, ale wszystkim nam w głowie się gotuje. Mamy to wbudowane w system. Ba, to właśnie JEST system. Nie jesteśmy idealnie spójni, ani konsekwentni, ani tylko logiczni.

Dodam, że wszystko to o ludziach uznawanych za zdrowych, by nie nadużyć niejasno i zbyt wartościującego słowa – normalnych (bo któż to taki, ten normalny). O Tobie, o mnie, o wszystkich ludziach z naszego otoczenia. Wiemy więc dobrze, że nie ma czegoś takiego, jak krystalicznie czysty profil jednostki (JA), który w identycznych sytuacjach zachowuje się tak samo i do tego jest tego wszystkiego świadomy. Co więcej, dający się opisać raz na zawsze. Wiemy to podchodząc do tej kwestii zarówno intuicyjnie na bazie obserwacji zachowań (Platon, Upaniszady), naukowo (Kahneman i inni, współczesne badania mózgu), czy nawet od strony religijnego/mistycznego opisu człowieka (w Biblii i innych księgach uznawanych za święte człowiek jest raczej złożoną istotą). W formalnie identycznych sytuacjach podejmujemy odmienne decyzje i uważamy, że wciąż jesteśmy sobą… (zapraszam do odsłuchania podcastu Słucham Gadam, „Na ile sztywny jest nasz kręgosłup?”, link).

No i teraz niespodzianka. Jakie jest jedno z najmodniejszych obecnie zawołań motywatorów, poradników i mediów społecznościowych?

BĄDŹ SOBĄ!

Czyli kim? Co to znaczy z punktu widzenia praktyki, czyli miriadów codziennych konkretnych zachowań? Który z koni zaprzęgu Platona, to bycie „sobą”? A może woźnica? Aniołek z lewego ramienia, czy diabełek z prawego? A skoro metaforycznie jesteśmy zmieniającą się w czasie wypadkową różnych elementów, to czy bycie sobą, również nie jest czymś zmiennym i niejednoznacznym, wymagającym naszej nieustannej uwagi, na co własnie wskazywał już Platon? Czyż właśnie wspomniane święte księgi nie mają być dla religijnych ludzi przewodnikami, jak radzić sobie z tą nieustanną walką przeciwności w naszej głowie?

A może są jakieś nasze statystycznie powtarzalne i preferowane zachowania? Tylko że sobie z tego nie zdajemy być może sprawy? Jak się tego dowiedzieć: samemu, czy lepiej zapytać obserwatorów? Czy są jakieś granice bycia sobą? Np. wynikające z uwzględniania dobra, uczuć i potrzeb innych ludzi? Czy te granice są uniwersalne, czy też dla każdego inne? A jeśli są inne, to… najpierw trzeba rozpoznać te swoje. Tylko jak: samemu, czy lepiej zapytać obserwatorów? Ba, a jak zdefiniować owo dobro, uczucia i potrzeby innych ludzi? Każdego z osobna, bo każdy z nich, to równie odrębna wyspa, jak my sami, czy jednak uśredniać, bo trudno ogarnąć te tysiące przewijające się wokół nas?

A może bycie sobą to po prostu robienie w dowolnym momencie tego, na co akurat mamy ochotę bez zwracania uwagi na nic i nikogo? Taka interpretacja świetnie się zresztą mieści w tytułowym bon mocie. Tym bardziej, że równie często słyszymy apele „Nie zwracaj uwagi a innych, niech sobie mówią, co chcą!”. Tutaj wsparcie daje także jeszcze inne niezwykle popularne, choć równie niejasne hasło „Myśl sercem! Działaj intuicyjnie!”.

No to dosyć naturalistyczny przykład na początek: puszczanie wiatrów w towarzystwie, to bycie sobą (nieskrępowana maską konwenansu realizacja naturalnych i zdrowych potrzeb organizmu), czy jednak chamstwo (więc ograniczamy swoje naturalne potrzeby wspomnianą maską konwenansów ze szkodą dla organizmu i osobistej wolności). Za mocny przykład? Dobrze, dodam coś lżejszego kalibru, choć równie prawdziwego. Jeżeli naturalną cechą Twojej osobowości są problemy ze słuchaniem innych ludzi [wstaw dowolną inną cechę], to bycie sobą ma polegać na kontynuacji takich zachowań, nawet jeśli dewastują Twoje relacje i efektywność w pracy? Czy może jednak warto uczyć się poświęcania czasu na słuchanie, mimo że to jest poza owym naturalnym (?) byciem sobą?

Całkiem dobra seria pytań w tych dwóch powyższych akapitach, jak sądzę.

„Bądź sobą!” to już niemal Święty Graal Facebooka, LinkedIna, zawodowych i amatorskich mówców motywacyjnych. Co chwilę ktoś rzuca takie hasło i liczy polubienia. Raz, że całkiem spora liczba z apelujących rzeczywiście wierzy w ten przekaz. Nie wątpię w ich dobre intencje (choć nie wszystkich). Dwa, że właśnie jest to temat tak samo nośny i tak samo ogólnikowy, jak źli szefowie (sami psychopaci), globalne korporacje (krwiopijcy) i bezwzględni rekruterzy (zero-empatyczne zombie).

„Bądź sobą!”. I co wtedy? Wtedy będzie dobrze, niebo się otworzy, będziesz wiódł żywot szczęśliwy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z dnia na dzień. Bez wysiłku. To ostatnie jest bodajże najistotniejszym domyślnym przekazem. Inna sprawa, to ilu z tych apelujących… jest takim sobą na co dzień i co to wg nich oznacza także w ich aktywności na portalach społecznościowych. Taką analizę przypadków zostawiam na badania do prac magisterskich i doktorskich.

Skąd się bierze moja nuta sarkazmu? Ano stąd, że w zdecydowanej większości za samym hasłem przewodnim nie idzie nic więcej. Po prostu hasło. A dalej, to już ma być jak z koniem w encyklopedii Benedykta Chmielowskiego – jaki jest, każdy widzi. Czyli nie ma co opisywać, bo dla wszystkich taki sam i oczywisty. Konie jednak są bardzo różne i nie dla każdego takie same. A encyklopedia pochodzi z połowy XVIII wieku… Propagatorzy tytułowego hasła „Bądź sobą” w wersji naiwnej zapewne wierzą, że bycie sobą to jakiś oczywisty stan naturalny, którym już nie ma co się zajmować. Jak w reklamie – nie byłeś sobą, zjadasz batona z orzechami i jesteś sobą.

W tej chwili zaczynamy już łączyć kropki i przeczuwać, że tytułowy apel jest może i nośny, ale raczej z tych naiwnych. Ma taką samą wartość, jak „Postępuj właściwie!”, „Rób to, co trzeba robić!”, czy też „Ożeń się z właściwą kobietą” (autentyk, cytat z naszego polskiego guru Internetów…).

WNIOSEK – przeważnie mamy mgliste pojęcie, co to w praktyce znaczy być sobą. W praktyce, czyli we własnych codziennych konkretnych zachowaniach, a nie ogólnikowych deklaracjach.

No ale stwierdzenie, że życie jest skomplikowane i że takie przyjemne hasło niemal do niczego się nie nadaje, to za mało. Skoro ono jest tak popularne, pójdźmy dalej, by jednak rozłożyć je na czynniki pierwsze i znaleźć dla siebie coś użytecznego. Coś, od czego można będzie jednak zacząć robić rzeczy konkretne i przydatne.

 

  1. Domyślne założenia hasła „Bądź sobą!”

Mówimy „Bądź sobą”, ale na myśli mamy raczej coś innego. Coś znacznie bliższego. Raczej odnosimy się domyślnie do złej przeszłości i teraźniejszości, niż konkretnej przyszłości.

Ukryty tok myślenia jest następujący:

– złe otoczenie (rodzice, nauczyciele, korporacje, szefowie, koledzy, kosmici, hydraulicy, …) zmusza nas do udawania kogoś innego, do przywdziewania codziennie maski. Taka forma współczesnego niewolnictwa, którego przyczyna leży na zewnątrz. Winni są „oni”, nie my

– zerwij te kajdany i stanie się dobrze, zło pryśnie, zaczniesz oddychać pełną piersią (wreszcie!).

Zagadnieniem numer jeden, czyli masek ja-w-pracy-ja-w-domu zająłem się już w artykule o znamiennym tytule „Czy nas dwóch jest, czy ja jeden?” (link). Zapraszam do lektury. Delikatnie mówiąc, odniosłem się tam ze sporym sceptycyzmem do przyjemnej i uspokajającej tezy, że w pracy jestem taki, jaki muszę (taka robota, panie…), a w domu to ten prawdziwy ja. Obaj są prawdziwi, a statystycznie, to ten pierwszy nawet bardziej, bo przez więcej godzin oraz z ekspozycją na znacznie więcej ludzi. Oczywiście że podlegamy wszyscy wspomnianym naciskom otoczenia, rodziny, czy kulturowym. Dzisiaj nie jest to jednak nacisk opresyjny. Mamy wystarczająco dużo swobody i możliwości, by samemu decydować o sobie, swoich zachowaniach, wyglądzie, stylu życia i pracy. Szczególnie jako już dorosły samodzielny człowiek na swoim. A właśnie taki najprawdopodobniej jesteś. Dorosły, samodzielny, na swoim, żyjący w wolnym kraju.

WNIOSEK – mówisz „Bądź sobą”, myślisz „Przestań udawać”, a to dwie różne sprawy

To mieszanie gruszek z jabłkami. Pierwszy apel odnosi się do stanu ciągłego w przyszłości, a drugi do pojedynczego aktu woli na bazie oceny przeszłości i teraźniejszości. Bycie sobą a zaprzestanie udawania, to dwie różne rzeczy. Przestać udawać, znaczy wejść na pole startowe. Bycie sobą, to dalszy ciąg „gry” o bardzo złożonych, często niejasnych i zmieniających się w czasie zasadach i przebiegu. Tych właśnie zasad przeważnie nie znamy i warto się ich uczyć.

Jeżeli świadomie i z rozmysłem codziennie zakładasz maski, czyli świadomie i z rozmysłem oszukujesz innych i siebie, to warto rozważyć zdjęcie takich masek. Chyba że jednak z tym Ci wygodniej, a ponarzekać w towarzystwie zawsze dobrze. Jednocześnie dobrze jest pamiętać, że po ich zdjęciu nie odkrywa się jedna krystalicznie czysta osoba (przypominam – Platon, Kahneman itd.), że teraz dopiero zaczyna się autorefleksja i analiza wielu wewnętrznych przeciwstawnych scenariuszy naszych zachowań. Dokonywanie wyborów i branie za nie pełnej odpowiedzialności.

Co z tym fantem zrobić? OK., przestałem świadomie udawać, czyli rezygnuję z określonych form zachowań i co dalej? Tutaj na chwilę pozornie zmienię temat. Świetny przykład daje nam inny obszar działalności ludzkiej. Proces, który idealnie oddaje istotę problemu „bycia sobą”. Znamy go świetnie, tyle że nie odnosimy tej wiedzy do samego siebie.

Od dawien dawna znamy sytuacje, w których społeczeństwem rządzi tyran (człowiek lub ustrój). Tyrani bywają źli obiektywnie, bo wyrządzają krzywdy. Łącznie z zabijaniem. Tyrani odbierają ludziom wolność wyboru i narzucają innym, jak mają żyć, co mają robić, a czego robić nie wolno. Do tego robią to w imię własnego widzimisię i przerażających ideologii. Obecność tyrana powoduje powstanie opozycji, która chce pozbawić go władzy. Hasła opozycji są proste: zrzucić tyranię i przywrócić wolność. Na tym etapie świat jest właśnie prosty i ta prostota jednoczy wszystkich opozycjonistów. Tyran to zło, a jak się tego zła pozbędziemy, to… (?). Na etapie walki z tyranią króluje pogląd, że po jej usunięciu pojawi się wolność i będzie dobrze. No bo my w porównaniu z tyranem, to sami dobrzy ludzie, więc sprawy zadzieją się niemal automatycznie.

A co dzieje się naprawdę po usunięciu tyrana? Ta historia powtarza się od tysięcy lat. Dzieje się nawet teraz. Wprost na naszych oczach. Wystarczy spojrzeć za okno lub włączyć Internet/TV w sekcji krajowej, Co się wydarzyło i wciąż dzieje w Polsce po pozbyciu się dyktatury poprzedniej ideologii? Z dnia na dzień okazało się, że zjednoczona do tej pory wokół prostego hasła „bądźmy wolni!” opozycja jednak jest niezwykle podzielona i ma bardzo różne koncepcje tejże wolności i jej skutków dla obywateli. Te koncepcje są niezwykle odmienne w każdym odcieniu życia, czy to rodzinnego, czy to społecznego, czy biznesowego. Co więcej, okazuje się, że samo nic się nie dzieje i ta wolność wymaga codziennej ogromnej i nieustannej pracy. Pracy wykonywanej w środowisku sporów i współpracy ludzi o bardzo przeciwstawnych ideach. Legislacyjnej, w sferze ekonomii, edukacji, obronności, komunikacji międzyludzkiej itd. Powtórzę – codziennej i nieustannej. Bez końca, bo przecież wszystko płynie, co też wiedzieli już starożytni. Okazało się, że wywalczenie wolności (jakże odmiennie przez każdego rozumianej) nie było zwieńczeniem dzieła. Zamiast zwieńczenia, było początkiem nowej zupełnie nieznanej drogi. To nie było pole końcowe gry, a startowe.

Przykład bardziej drastyczny, niestety: Arabska Wiosna i pozbycie się dyktatorów np. w Libii i kilku innych krajach, czy też wojna domowa w Syrii. Dyktatorzy byli naprawdę okrutni i nie da się ich żałować. Czy po ich pozbyciu się życie stało się automatycznie i natychmiastowo prostsze, lepsze i szczęśliwsze? W niektórych krajach wręcz się pogorszyło, obawiam się. A jedną z przyczyn jest niemożność porozumienia się tych, których pozornie jednoczył opór przeciw dyktatorowi.

Jak się to ma do tytułowego hasła „Bądź sobą!”? Praktycznie 1:1. Pozbycie się tyrana dosłownego oraz tego metaforycznego (udawanie i maski) to akt, po którym dopiero zaczyna się jazda. No i albo zdaje się ten egzamin, jak my go początkowo zdaliśmy w Polsce, albo zaprzepaszcza szansę, bo nie ma pomysłu i chęci na dalszą współpracę i godzenia przeciwstawnych koncepcji (Arabska Wiosna lub obecne poszczucie połowy Polaków na drugą…).

 

  1. Co robić?

Dobra wiadomość. Znamy odpowiedź na jedno z przedstawionych wcześniej kluczowych pytań. Przypomnę: „A może są jakieś nasze statystycznie powtarzalne i preferowane zachowania?”. Wprawdzie jesteśmy walką przeciwieństw i nie zachowujemy się zawsze tak samo, ale nie jest to czysta loteria, chaos, czy biały szum. Jest jakiś środek ciężkości naszych preferencji i wynikających z nich zachowań. Lepiej lub gorzej starają się to mierzyć ankiety osobowościowe, jak np.: Extended DISC, MBTI, Hogan, Zenger Folkman, Gallup, Facet 5, Insights, Big Five (PMO) i szereg innych (aż po znacznie bardziej naukowe, przez co równie znacznie trudniejsze do samodzielnego posługiwania się nimi na własny użytek, niestety). Zrobić możemy wszystko, za to w standardowych codziennych warunkach prawdopodobieństwa naszych poszczególnych zachowań są różne i wśród nich są takie o prawdopodobieństwie całkiem sporym (czyli powtarzalne i przez to przewidywalne).

Opisałem to już w artykule „Morgan Freeman i pierogi…” (link) oraz książce. Posłużyłem tam za przykładowego królika doświadczalnego opisując swoje typowe zachowanie podczas lunchu. Czytam menu, mam wybór od kilkunastu do kilkudziesięciu potraw, a na końcu… w 7 na 10 przypadkach wybieram pierogi. W swoim odczuciu dokonuję równoprawnych wyborów i za każdym razem podejmuję osobną decyzję, czyli „jakiż ja jestem skomplikowany”. W oczach obserwatora zewnętrznego już taki skomplikowany nie jestem. Okazuje się, że ten obserwator… wie o mnie więcej, niż ja sam. Jego nie obchodzi, co mi się w głowie kotłuje. Dla niego ważne jest, że 7 z 10 wyborów, to pierogi. Czyli on może przewidzieć moje zachowanie z całkiem sporym prawdopodobieństwem. Większym niż ja sam (dopóki tego syndromu pierogów nie odkryłem).

Właśnie na tym bazuje choćby wielokrotne przytaczany algorytm Facebook’a do określania naszych preferencji. Analiza polubień tysięcy osób (za ich zgodą) pozwoliła opracować FB program przewidujący ich kolejne zachowania z prawdopodobieństwem większym, niż potrafi to najbliższy partner życiowy. Ile polubień danych przez pojedynczą osobę wystarczy do osiągnięcia takiej trafności prognozy? Około 300, co w skali mediów społecznościowych jest niczym.

Nie piszę o tym jednak, by straszyć Wielkim Bratem i AI (tym się zajmuję w innych artykułach, zapraszam na moją stronę). Piszę o tym, bo z obu powyższych przykładów wynikają dwa ważne wnioski.

Pierwszy zawiera się w haśle „Znajdź swoje pierogi!”, czyli własne preferowane i statystycznie powtarzalne zachowania w konkretnych życiowych sytuacjach i interakcjach z ludźmi. To wymaga systematycznej autorefleksji. Takiej, która nie jest ogólnikowym (pseudo)filozofowaniem „Jak żyć?”. Jest za to uchwytnym algorytmem dyscyplinującym nasze myślenie i wnioskowanie.

Drugi jest taki, że masa wiarygodnej wiedzy na nasz temat jest na zewnątrz nas. Nic, tylko sięgać i zderzać z przemyśleniami wynikającymi z autorefleksji. Oba tryby postępowania są rozpisane na nuty w pierwszej połowie książki „czy jesteś tym, który puka?”. Można ewentualnie zajrzeć na moją stronę.

Wykonując taką systematyczną pracę z biegiem czasu zaczniemy się zbliżać do poznania owego środka ciężkości własnych preferowanych zachowań. Czyli do rozumienia, czym w praktyce BYWA nasze bycie sobą. Sądzisz, że masz już taką wiedzę na swój temat i jest ona rzetelnie zweryfikowana poprzez analizę zachowań, a nie intencji i własnego wyobrażenia (menu vs pierogi)? W tym zweryfikowana także przez obserwatorów zewnętrznych i mierzalne obiektywne narzędzia? Jeżeli tak jest, to gratuluję. Należysz do istotnej mniejszości populacji. Ale… zastanów się jeszcze raz nad odpowiedzią, proszę. Warto.

Pozostaje jeszcze jedno fundamentalne pytanie: po co to wszystko? Po co się męczyć?

Według mnie właśnie to dopiero może dać nam realne poczucie „bycia sobą”, czyli rozpoznawać i po części panować nad swoimi zachowaniami i emocjami. To z kolei może nam pomóc wybierać i kształtować środowisko/pracę, które jest zbieżne z naszymi wartościami oraz najczęstszymi i preferowanymi zachowaniami. A to już jest coś bardzo praktycznego i pożądanego.

Życie wcale nie stanie się wtedy prostsze i łatwiejsze. To życie niewolnika jest proste i decyzyjnie łatwe. Sam zdecyduj, co wolisz. Zaryzykuję stwierdzenie, że życie staje się wręcz bardziej skomplikowane. Za to całkiem wielu wtedy dopiero jest gotowych nazwać tę egzystencję życiem i czuje, że żyje. Do tego akceptuje cenę, jaką trzeba zapłacić – codzienna autorefleksja, świadome dokonywanie trudnych wyborów, branie osobistej odpowiedzialności, akceptowanie konsekwencji. Bo zawsze jest jakaś cena i konsekwencje. Dla jednego takie życie to nagroda, dla drugiego jednak kara. Nie zapominajmy, że statystycznie Polacy wolą… delikatną tyranię, niż pełny zestaw wolność+odpowiedzialność (ciekawie opisał wyniki adekwatnych badań Jacek Santorski). Czyli trochę „Będę sobą, ale niech mi ktoś powie, co robić, jak żyć i weźmie odpowiedzialność”.

 

PODSUMOWANIE – bycie sobą to ciężki kawałek chleba i nieustająca praca autorefleksyjna na niepewnych i niepełnych danych, a nie pojedynczy akt woli i deklaracja „na fejsie”. Przestać udawać, to jedno, a być sobą, to drugie.

 

WERSJA LITERACKA – „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, Wisława Szymborska. Można się dodatkowo sprawdzać samemu, na szczęście.

 

 

Previous Dojrzały menedżer – po co komu taki?
Next Legal MBA - studia dla prawników 09-12.2019

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Strajk Włoski, nowy trend wśród pracowników?

Rozmawiam z wieloma liderami. Od najwyższych po najniższe szczeble. Także z właścicielami firm. Wśród młodych generacji zauważają prawdopodobnie zupełnie nowy trend: Strajk Włoski. Polega na wykonywaniu przez pracowników czynności w

Autorefleksja

Smakowite cytaty bez komentarza cz. 3 Leibniz

– niezmącony spokój to krok na drodze do głupoty […] Należy zawsze znaleźć sobie jakąś pracę, jakiś temat do rozważania, jakiś plan – mam nadzieję, że stanie się jasne, iż

Autorefleksja

Jak długo jesteś szczęśliwy, czyli… dlaczego tak krótko?

Ha! Jakże pozornie proste to pytanie i jakże przewrotne jednocześnie! Cóż w nim przewrotnego? Ano to, że ogromna część z nas nie wie… czy w ogóle jest szczęśliwa. Podczas indywidualnych i grupowych zajęć często zadaję