Morgan Freeman i pierogi, czyli przestań udawać Boga

Morgan Freeman i pierogi, czyli przestań udawać Boga

LinkedIn ma moc broni masowego rażenia. W efekcie wiele informacji wielokrotnie powtarza się przed naszymi oczami, bo dzielą się nimi coraz to kolejni ludzie (nie narzekam oczywiście, bo dzięki temu także moje artykuły sprawnie się rozpowszechniają…). W efekcie dosyć regularnie spotykam się ze zdjęciem, na którym widnieje Morgan Freeman w filmowej roli Boga („Bruce Wszechmogący”). Na zdjęciu dodany jest angielski napis brzmiący w wolnym tłumaczeniu tak: Nie myl mojej osobowości z moją postawą… Osobowość to ja; moja postawa zależy od tego, kim ty jesteś… Co się dzieje dalej? Otóż dalej następuje masa polubień i bardzo dużo komentarzy w stylu „prawda / bardzo prawda / cała prawda / jakże prawdziwe / dokładnie tak / dobrze powiedziane”, często z wieloma wykrzyknikami. Tak masowa i jednoznaczna reakcja świadczy że powyższe zdanie przemawia do rzeszy ludzi i wyraża coś dla nich istotnego. Warto więc je przeanalizować, bo prowadzi to do ważnych dla każdego z nas wniosków. Bo chodzi o nasze postawy i zachowania.

Już wstępna analiza powyższego zdania jest dla niego dosyć miażdżąca. Moja postawa zależy od tego, kim ty jesteś… Tak jakby nasze postawy wynikały tylko z konkretnej sytuacji, a nie z masy wcześniejszych doświadczeń, przemyśleń, światopoglądu itd. Co więcej, przecież nasz rozmówca ma pełne prawo powiedzieć dokładnie to samo! Stoimy więc naprzeciw siebie i oceniamy, kim jest ten drugi, by przyjąć adekwatną postawę (przejawiającą się w czynach). Morgan Freeman jako Bóg wie o nas wszystko i może wszystko, więc może też ze 100% trafnością dobierać swoje działania względem nas, praktycznie bawiąc się nami. My Bogami nie jesteśmy. Nasza i naszego rozmówcy oceny to tylko hipotezy. Jakże intuicyjne i subiektywne, bazujące na interpretacji zachowań i słów drugiej strony. W efekcie takiego toku myślenia zapętlalibyśmy się jedynie reagując na coraz to kolejne impulsy – no bo moja postawa zależy od tego, kim ty jesteś… Sami z siebie jesteśmy pasywni, nie mamy w miarę trwałej twarzy (wedle cytowanego zdania). No i popadamy w paradoks – obaj nie mamy twarzy, a jedynie reagujemy na „twarz” rozmówcy, której on nie posiada, bo reaguje tylko na naszą, której nie posiadamy. Bez sensu, prawda? Najlepszą ilustracją jest tutaj słynna scena z lustrem z filmu Kacza Zupa braci Marx – nie będę opisywał, proszę obejrzeć samemu, łatwo znaleźć w sieci…

A co, gdy wokół nas jest kilka osób? Jesteśmy wtedy kameleonem dostrajającym się co chwila do kolejnej osoby, a bardziej do naszej hipotezy na jej temat? To już zaczyna się kłócić z naszymi codziennymi obserwacjami, wręcz ze zdrowym rozsądkiem.

No dobrze, na razie udowodniliśmy tylko jedno – że ogromna część materiału przesyłanego przez nas tak dzielnie i masowo w Internecie to nic innego jak proste i dosyć efekciarskie mutacje powiedzenia „lepiej być zdrowym, bogatym i ładnym, niż chorym, biednym i brzydkim”. Ale profesjonalna komunikacja polega na współpracy i dążeniu do zrozumienia intencji drugiej strony. Zastanówmy się więc, jaka jest myśl zawarta w zacytowanym na początku zdaniu, która powoduje tak entuzjastyczną reakcję w sieci. Sprowadza się ona do dwóch twierdzeń:

jestem skomplikowany (zawsze korzystam świadomie z całej palety postaw, wręcz nieskończonej)

jestem OK! (to ty jesteś odpowiedzialny za moje postawy i zachowania).

No to rzeczywiście trudno się dziwić, że masowo wyrażamy entuzjazm, prawda? W komentarzach pod zdjęciem bardzo sporadycznie pojawia się jakikolwiek głos wyrażający wątpliwość, czy aby na pewno tak jest. Czy na pewno w pełni świadomie zawsze i bezbłędnie korzystamy z szerokiej palety wszelakich możliwych postaw (bardziej zachowań…), za każdym razem wybierając tę najwłaściwszą, adekwatną do sytuacji i stojącego przed nami człowieka? No i czy odpowiedzialność spoczywa tylko „na nich”?

Pozwolę sobie teraz wystąpić w roli królika doświadczalnego. W ramach wykonywanego jakże często „eksperymentu” idę na lunch i dokonuję wyboru dania. Mam przed sobą menu, przeglądam je i w swoim przekonaniu za każdym razem dokonuję niezależnego wyboru analizując pełną paletę możliwości. Uważam, że za każdym razem wybrać mogę inną potrawę adekwatnie do mojego nastroju, towarzystwa, kaprysu itd. Brzmi logicznie? Mamy menu, rozważamy opcje, świadomie wybieramy, codziennie zdarzyć się może co innego, a nasze wybory bazują na złożonej analizie możliwości i chęci… A co powie osoba, która chodziłaby ze mną systematycznie na lunch? Coś morderczo prostego i rozbijającego w pył całą powyższą fanfaronadę o analizie i wyborach: „Darku, po diabła czytasz to menu, skoro i tak prawie zawsze zamówisz pierogi?!”. Jedyna uczciwa odpowiedź to „czytam, by sprawdzić, czy są pierogi…”. Ale do tego się nie przyznamy. Raczej będziemy iść w zaparte, nawet przed samym sobą, że analizujemy, wybieramy i wszystko się może zdarzyć. Każdy z nas jest jak Morgan Freeman…

To był przykład bazujący tylko na zachowaniach kulinarnych. A czymże jest siła upodobań kulinarnych wobec siły cech osobowości, których około połowa jest nam dana w genach już w momencie urodzenia. Tak oto dochodzimy do kluczowego wniosku – nasze zachowania mają rdzeń, są statystycznie powtarzalne, są wręcz całkiem przewidywalne i to nawet bardziej dla obserwatora zewnętrznego (on patrzy na nasze czyny) niż dla nas samych (bo my wciąż mamy w głowie całe złudne menu).

Po co ta cała opowieść? Jej celem jest pokazanie konieczności  autorefleksji. Dobrze jest rozpoznać siebie, swoje postawy i zachowania (tym bardziej, że te zasadnicze są powtarzalne), motywacje, wybory i ich przyczyny. Dzięki temu porzucimy jakże błędne przeświadczenie o swojej boskiej naturze i będziemy mogli żyć w zgodzie ze sobą i otoczeniem (no bo jak żyć w zgodzie ze sobą, jeśli się siebie nie zna?). Później wręcz świadomie wybierać/kształtować otoczenie, które pasuje do nas, zamiast frustrować się w niewłaściwym miejscu pracy, zamieszkania, wśród niewłaściwej grupy ludzi, na niewłaściwym stanowisku itd. Co gorsza, jeszcze racjonalizując sobie, że tak być musi… To z kolei jest kluczowym krokiem do zdobycia „pierścienia, który rządzi wszystkimi pozostałymi” – poczucia szczęścia. Jak prowadzić autorefleksję, by był to rzetelnie zweryfikowany proces a nie zbiór sufitowych hipotez w stylu „jestem taki a taki, bo głęboko w to wierzę i kropka”? O tym będą dalsze posty.

Podsumowując pozwolę sobie nawiązać do tytułu kolejnego filmu, jednak trochę go zmieniając. Pamiętaj – NIE jesteś Bogiem! Zamiast zrzucać odpowiedzialność za swoje postawy i zachowania na innych, zacznij od zbadania samego siebie. Znajdź swoje pierogi…

 

PS1. Dla przejrzystości myśli (patrz mój post „Herezja, Błażej Pascal…”) pozwoliłem sobie na stosowanie tylko jednej formy osobowej. Oczywiście zawsze miałem na myśli ją/jego/ich/oboje/obu/obie itd.

PS2. Okazuje się, że zupełnie przypadkowo bazą artykułu okazały się filmy. To pośredni dowód na to, jak wiele inspiracji tabunami przetacza się wokół nas. Tyle że my przeważnie jesteśmy na nie ślepi… Praca to praca, a film to film i jedno z drugim nie ma nic wspólnego. A właśnie, że ma. Nasze postawy i zachowania znajdują odzwierciedlenie w każdej ludzkiej aktywności.

Previous CV jak horoskop, czyli efekt Barnuma
Next Cel pracy, czyli którędy do Świętego Graala?

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Społeczne ryzyka Sztucznej Inteligencji (AI)

Czy nam się to podoba, czy nie, obawiamy się, czy radujemy, to Sztuczna Inteligencja (SI/AI) nadchodzi. Różne są definicje AI. Niektóre są tak sformułowane, że wedle nich AI już mamy.

Autorefleksja

Źródła wiedzy o sobie, część 3, ankieta 360

Przeglądy kadrowe i ankiety osobowościowe (linki na dole) oczywiście nie wyczerpują listy źródeł wiedzy na swój temat. Zaproponowany przeze mnie w części 2. scenariusz rozdawania swojego raportu z sugestią wykorzystania

Autorefleksja

Ciało, czyli dlaczego nie pojedziemy szybciej

Poprzednie dwa artykuły „autorefleksyjne” dotyczyły naszych relacji z obszarem „PRACA”. Dzisiaj przejdziemy do drugiego z czterech obszarów pokrywających całą naszą aktywność, czyli „JA”. Nie będę próbował wymyślać koła od nowa