• Turkus to jeszcze biznes, czy już religia? CZĘŚĆ II

Turkus to jeszcze biznes, czy już religia? CZĘŚĆ II

KSIĄŻKA Dariusz Użycki, „Czy jesteś tym, który puka?” dostępna TUTAJ (link)

 

W pierwszej części artykułu wskazałem, jak bardzo koncepcja turkusowe organizacje kopiuje wybrane elementy wielosetletniej tradycji myśli ludzkiej. Pretendując do „redefiniowania” organizacji sięga po odpryski założeń komun miejskich z początków średniowiecza, postulatów socjalizmu utopijnego, przemyśleń Milla, Marksa i Rawlsa, aż po komuny hippisowskie i założenia socjalizmu/komunizmu realnego. Wszystkie te aktywności powstawały w imię ideałów i były w stanie nawet jakiś czas przetrwać, by jednak zawsze kończyć się klęską. Pozwoliłem sobie zakwestionować też pierwsze kluczowe zagadnienie leżące u źródeł turkusowej koncepcji – sam podział na kolorowe organizacje według ich struktury i stylu zarządzania w powiązaniu ze szczęściem i spełnieniem ludzi. Dzisiaj zajmę się drugim fundamentalnym założeniem turkusu – wizją człowieka.

ZAGADNIENIE nr 2 – człowiek idealny

Turkusowe organizacje w założeniu mają służyć człowiekowi, jego spełnieniu, harmonii i szczęściu. Wszyscy pracownicy są zaangażowani, zespoły są samoorganizujące, wszyscy podejmują autonomiczne decyzje i wszyscy ponoszą odpowiedzialność. Dotyczy to także wspólnego ustalania wynagrodzeń oraz procesu konsultacji zamiast „tradycyjnego” ostatecznego decydowania przez szefa. Tym bardziej, że szefów nie ma, bo zespoły zarządzają się same. Spotkałem się nawet z określeniem „z uwagi na swobodę działania, problem odpowiedzialności rozwiązuje się sam”. Ciągłe i pełne zaangażowanie wszystkich (w pracę, w decyzje, branie odpowiedzialności itd.) zakłada, że wszyscy… tego chcą i do tego potrafią harmonijnie koordynować swoją pracę, decyzje, odpowiedzialność z innymi ludźmi. Do tego zawsze mają na uwadze dobro wyższe, czyli długoterminowy interes zbiorowości, nad interesem własnym, czy swoich najbliższych (które często mogą być sprzeczne). To w praktyce oznacza, że wszyscy potrafią zapanować lub wręcz się już wyzbyli takich motywatorów, jak silne ambicje osobiste i skłonność do konkurencji, a rozum zawsze panuje nad emocjami. Nie mówiąc już o trwałym wyeliminowaniu takich skrajnych motorów działania, jak władza i chciwość. Wszystko to zostało opanowane i złożone na ołtarzu dobra wspólnego.

To z kolei oznacza, że u podstaw działania organizacji turkusowej leżą klarowne postulaty co do natury ludzkiej i naszych zachowań. Można je sformułować następująco:

  • człowiek jest zasadniczo dobry, tj. jego zaobserwowane wady są następstwem nie tyle wiecznej natury ludzkiej, ile niesprzyjających warunków
  • człowiek jest istotą plastyczną i łatwo ulega zmianie
  • nie istnieje żadna nieusuwalna sprzeczność między pomyślnością jednostki a pomyślnością społeczeństwa
  • człowiek jest istotą rozumną i zdolną do stawania się coraz rozumniejszą, co umożliwia likwidację absurdów życia społecznego i ustanowienie w końcu w pełni racjonalnego ładu.

Sformułowane na różnorodne sposoby dają się odnaleźć w świecie zwolenników turkusu. Ba, nawet nie trzeba mieszać do tego kolorów. Powyższe tezy są przecież bliskie bardzo wielu z nas, którzy się pod nimi podpiszą bez wahania. Jest tylko jedno ale. Dopuściłem się drobnej manipulacji. Skopiowałem słowo w słowo zestawienie powtarzalnych założeń wszelkich… utopii, opracowane przez Chada Walsha już kilkadziesiąt lat temu. Te cztery warunki, są postulowane w sposób powtarzalny od „zawsze”. Każda epoka ma do nich swój nawrót. Każda epoka ponosi też w tym zakresie spektakularną porażkę. Czasem tylko intelektualną, czasem niestety niezwykle tragiczną i okupioną krwią i nieszczęściem.

Turkusowe organizacje i ww. postulaty domyślnie bazują na założeniu, że postawy i zachowania ludzi są ukształtowane tylko przez obszar kulturowy, czyli nabyty i w pełni możliwy do ciągłego świadomego kształtowania. A skoro kultura sformułowała i rozpowszechniła w naszej świadomości postulaty równości/wolności/braterstwa itd., to znaczy, że tacy „w głębi duszy” jesteśmy. Należy tylko stworzyć warunki do pokazania się tego w całej pełni. Brzmi to bardzo obiecująco i idealistycznie, ale… to wcale tak nie działa. Pozostawmy naukowcom spory, ile naszej osobowości (w konsekwencji postaw i zachowań) zależy od wychowania i otoczenia, a ile od genów. Nie ma dla nas wielkiego znaczenia, czy to 50/50, czy trochę inaczej. Ważna jest świadomość, że bardzo duża cześć jest jednak po prostu w genach. Rodzimy się i… pozamiatane, ogromna część naszej osobowości jest jaka jest. Starożytni Grecy o genach nie mieli pojęcia, ale zjawisko potrafili zauważyć i mawiali, że bogowie pewnym ludziom coś dają, a innym nie. Efekt jest taki, że ludzie są niezmiernie różni. Truizm? Tak, truizm. Ale taki, który rozsadza fundamentalne założenia turkusu. A jeżeli fundamentalne założenia legły gruzach, to cała budowla nie ma na czym stać. Bo czy z tego truizmu wynika tylko to, że ludzie są różni? Otóż nie. Dalszą kluczową konsekwencją jest to, że ludzie… różni też pozostaną, niezależnie od warunków, jakie im się stworzy i niezależnie od ram, w które będziemy ich wtłaczać (!). Było kilka prób ujednolicania i tworzenia człowieka pod założenia ideologiczne. Niektóre spłynęły nawet morzem krwi, a mimo to poniosły klęskę. Oczywiście nie przyrównuję turkusu do opresyjnych ustrojów, to byłoby bezsensowne. Zwolennicy turkusu mają dobre intencje. Ale błąd logiczny leżący u podstaw jest identyczny. Koniec wszystkich komun jest od stuleci też wciąż ten sam, bo:

– człowiek nie jest zasadniczo dobry (ani zasadniczo zły). Samo określenie, gdzie jest granica dobra, a już zaczyna się zło każdy definiuje na swój sposób. Skoro nie rozwiązaliśmy tego poprzez kilka tysięcy lat rozważań, to porzućmy kolejny nawrót do idealistycznego i fałszywego założenia o „oczywistej” dobroci. Wystarczy przypomnieć sobie, co się działo, gdy całkiem niedawno na tak nam bliskich kulturowo Bałkanach zniknęły elementy kontrolne w postaci państwa i prawa… Zresztą, gdyby człowiek był zasadniczo dobry, nie potrzebowalibyśmy żadnego prawa, religii i etyki

– człowiek jest mało plastyczny, a ogromna część jego osobowości jest uwarunkowana genetycznie i trwała (choć nie jak skała, oczywiście); wbijanie tego w taki sam i „dobry dla wszystkich” idealistyczny system zawsze ponosiło klęskę; tak samo jak wyobrażenia o idealnym życiu w zgodzie z naturą, czy to na wsi, czy to na Tahiti zawsze rozpadały się w pył w zderzeniu z rzeczywistością

– istnieje masa sprzeczności między celami i szczęściem jednostki (w JEJ rozumieniu, a nie zewnętrznego konsultanta) a pomyślnością grupy/firmy/ społeczeństwa. Ogromna część tych sprzeczności jest nieusuwalna i wymaga ciągłych regulacji oraz wzajemnego dostosowania się, gdzie mechanizmy „samoregulacyjne” nie wystarczają; uwidacznia się to szczególnie w momentach kryzysowych i niedoboru (niezależnie od faktu, że uwidaczniają się wtedy także piękne postawy altruistyczne; zresztą… poważne naukowe rozważania wskazują także na genetyczne uwarunkowania altruizmu i wracamy na pole numer jeden…)

– cała historia ludzkości świadczy, że nie widać szans na ostateczne ustanowienie w pełni racjonalnego ładu, bazującego właśnie na racjonalności człowieka. Dlaczego miałoby się to okazać prawdziwe akurat teraz? Nie widać po temu żadnych przesłanek.

Nie da się wobec tego uniknąć powtórzenia słowa, które wszyscy znamy – utopia. Nawet prof. Blikle odżegnując się od jednej z definicji utopii, podaje w swojej prezentacji drugą i z niej zresztą wywodzi turkusowy koncept („wizja idealnego społeczeństwa, które rządzi się rozumnymi i sprawiedliwymi prawami, różniącego się od krytycznie ocenianej rzeczywistości”). Utopie tworzą wizje świata dobrych dla dobrych, do tego wszystkich takich samych. Wszystkie poległy właśnie na tym naiwnym przekonaniu. Odwołajmy się zresztą do myśli polskiej, czyli rozważań nieżyjącego już prof. Jerzego Szackiego. Wskazuje on, że utopie (antyutopie też) bazują na błędnych założeniach, czyli uproszczeniu i idealizacji. Jednocześnie w żaden sposób nie można udowodnić, który sposób realizowania szczęścia jest dobry. A jednego najlepszego i dobrego dla wszystkich nie ma na pewno. Ci, którzy tak myśleli, tworzyli ideologie, do których później chcieli dopasowywać ludzi. Kończyło się różnymi mutacjami tej samej konstatacji: „idea w założeniach piękna, ale ludzie do niej nie dorośli”.

Czy to oznacza, że pomysł kaskadowania władzy, odpowiedzialności, decyzyjności jest pozbawiona sensu? Oczywiście, że nie. Tyle że ten pomysł rodzi się w praktyce od dawna (nie muszą to być turkusowe organizacje) i w tej samej praktyce powstają i są rozwijane mechanizmy kontrolne, pozwalające mu zaistnieć. Mechanizmy, które uwzględniają złożoność, różnorodność i nieprzewidywalność natury ludzkiej oraz istotność emocji. Mechanizmy, które uwzględniają też nieprzewidywalność scenariuszy biznesowych, niemożność podejmowania decyzji ze 100% prawdopodobieństwem trafności i idące za tym ryzyko. Łatwo sobie przecież wyobrazić sytuację, gdy w jak najlepszej wierze część pracowników chce rozwijać dotychczasową technologię, część chce inwestycji w zupełnie nową, część uważa, że najwyższa pora podzielić się zyskami zamiast inwestować, a pozostali po prostu nie mają zdania i mało ich to obchodzi, bo praca nie jest dla nich całym życiem (a tych jest całkiem sporo i mają do tego prawo; o tym znowu zapomina zbyt wielu z dyskutantów, mierzących innych ludzi swoją osobistą miarą). A nad tym wszystkim bywa jeszcze właściciel, który ryzykuje całym swoim osobistym majątkiem. Co wtedy? Wszyscy mają dobre intencje, dobre argumenty, ale wnioski na podstawie tych samych danych wyciągają zgoła odmienne. I nie ma jak sprawdzić na sucho, czyj koncept słuszniejszy. Świat na papierze jest niezwykle prosty. Ale jak kazać komuś, kto pasjami lubi ogórki, żeby przerzucił się na pomidory? Ten realny świat wymaga wspomnianych mechanizmów kontrolnych, czyli choćby ustalenia kto i w jaki sposób podejmuje ostatecznie decyzję. Szczególnie pod presją czasu i wobec ograniczonej liczby danych.

Co więcej, jest ogromna liczba ludzi, którzy po prostu są silnie motywowani przez ambicję, chęć kształtowania otoczenia wedle swojej wizji, konkurencyjność i idący za tym system premiowania. Czy to są źli ludzie? Oczywiście, że nie, bo ww. cechy nie muszą oznaczać, że działa się krzywdząc innych. No ale do turkusu nie pasują. Rozsadzają go i co z nimi zrobić? Auto-da-fe? Samokrytyka na zebraniu kolektywu? Betryzacja? [Stanisław Lem, Powrót z Gwiazd, rok… 1961, rozważania ponad pięćdziesiąt lat przed turkusem!] Jak w turkusowy świat wpasować takich ludzi, jak: Edison, Ford, Jobs, Welch, Bezos, Piłsudski, Jan Paweł II i setki im podobnych silnych i twórczych osobowości? Dużo można o nich powiedzieć, ale na pewno nie to, że zarządzali w stylu coachingowym i szli za głosem większości. A pomniki im stawiamy bez wahania. Wygląda na to, że ludzie en masse jednak chcą liderów (nie wszyscy oczywiście), potrzebują ich i bez problemów podążają za nimi, nie odbierając sobie przez to prawa ani możliwości szczęścia i spełnienia. Przywództwo jest jednym z najpowszechniej i najnamiętniej dyskutowanych tematów, także w przestrzeni LinkedIn, co jasno świadczy o żywotności zagadnienia. A turkus postuluje ni mniej, ni więcej, tylko jego wyeliminowanie po całości. Betryzacja, jak nic, bez niej ani rusz…

Z tych wskazanych w obu artykułach powodów z turkusem skończy się tak samo, jak zawsze. Przejdzie na pozycje Kodeksu Pirackiego, czyli zbioru pewnych sugestii, które są parasolem oraz idealizacją rozwiązań praktycznych. Takim punktem w nieskończoności, w którym przecinają się proste równoległe (w geometrii euklidesowej). Oczywiście są i będą miejsca, w których to zadziała przez jakiś czas. Trzymam kciuki, bo w tle są ideały dobra i równie dobre intencje. Ale… są i będą to miejsca, i… jakiś czas. Tym bardziej, że są okoliczności sprzyjające wprowadzaniu opisywanych założeń; jeśli nie w całości, to chociaż po części (jak to się stało w moim obecnym miejscu). Takie okoliczności, to np. nieduży rozmiar firmy (lub możliwość rozbicia jej na nieduże niezależne zespoły), jednorodność struktury (identyczny lub bardzo podobny charakter stanowisk, najlepiej wykwalifikowanych specjalistów), szczególny sektor biznesu (konsulting, usługi, non-profit/NGO).

PS Zdjęcie pochodzi z galerii Art Madam.pl, artysta Cat a Needle. To niekoniecznie turkusowe organizacje , choć aniołowie to są :-).

Previous Turkus to jeszcze biznes, czy już religia? CZĘŚĆ I
Next Uważność w praktyce, czyli OKNO w rozkładzie dnia

Powiązane wpisy

Przywództwo

Dlaczego ludzie mieliby chcieć za Tobą pójść?

Zostałem zaproszony przez Blue Business Media do wystąpienia w połowie kwietnia na konferencji II Shared Service (in) Center. Kluczowym zagadnieniem miała być kwestia, „Czy będą stali za Tobą, gdy się

Przywództwo

Zapomniany scenariusz: co TY byś zrobił?

Oto prawdziwy scenariusz biznesowy. Wydarzył się w Polsce. Skonfrontuj się z nim. W kwietniu globalny CEO Twojej firmy ogłasza: idą trudne czasy dla światowej gospodarki i naszego sektora, w naszej

Przywództwo

Wyprowadź kozę z kalendarza!

Zarządzanie czasem. Historia prawdziwa z moich studiów. Profesor na zajęciach z wytrzymałości materiałów pyta: pękła część w maszynie, wzmocniliście ją, znowu pękła, wzmocniliście, znowu pękła, co robicie? Żaden z nas