Mity przywództwa cz.2: IM WIĘCEJ PRACUJĘ, TYM WIĘCEJ ZROBIĘ
Jeśli nie każdy, to większość z nas wpada w tytułową pułapkę. Też w niej byłem. Efekt? Jaskrawy, bo wcale więcej nie zrobiłem lądując w szpitalu i przechodząc później rekonwalescencję. Do tego moje życie rodzinne też zostało długoterminowo wystawione na bardzo ciężką próbę. Żeby było jaśniej i prawdziwiej: nie „zostało wystawione”, a ja je na nią wystawiłem. Ja, Ty, ten pan, tamta pani tkwiliśmy lub tkwimy w tym micie nieustannie.
Wierząc w niego wpadamy w dwa rodzaje notorycznej frustracji:
1) roboty i tak nie dogonisz. Ręka w górę, kto trwale i długoterminowo ma tak zorganizowaną pracę, że o 17:00 wyłącza komputer, odkłada telefon i w 100% przestawia umysł na pełnię życia poza pracą, by następnego ranka z radością i ciekawością się przełączyć od zera na tryb „praca”. Tak jak myślałem, las rąk… Niemal codziennie zasypiamy z poczuciem wielu niedokończonych spraw, budzimy się z myślą, ileż to dzisiaj musimy zrobić natychmiast. A życie w trybie ciągłym dorzuca nowe. Chcąc zrobić wszystko, zawsze i do tego perfekcyjnie, kręcimy sobie sznur na szyję, bo to długoterminowo niewykonalne. Zasypiamy sfrustrowani i budzimy się sfrustrowani. Czasem trochę mniej i wtedy zapominamy o tej niewykonalności oszukując samych siebie, że jednak się da, tylko z nami coś nie tak, bo inni dają przecież radę. Inni też nie dają,
2) zwykle najpierw koncentrujemy się na pracy (której i tak nie doganiamy, patrz wyżej) i w resztce pozostałego czasu upychamy całą resztę życia, czyli sen, osobiste pasje, rodzinę, przyjaciół itd. Czynimy gorączkowe i chaotyczne próby znalezienia czasu na aktywności pozapracowe. To przecież jedna z popularniejszych fraz: „gdy znajdę czas, to…”. No i mamy drugą notoryczną frustrację. Ile czasu poświęcamy na to, co deklarujemy jako najważniejsze (zwykle pada tutaj: rodzina)? Ile czasu poświęcamy na realizację własnych pasji? Ile czasu na dzielenie się nim ze społecznością? Odpowiedź na te i dalsze tego typu pytania jest zwykle taka sama: za mało, chciałbym więcej. Tylko go nie znajduję.
No i mamy wspomnianą notoryczną podwójną frustrację. Próby dociskania gazu w stylu „To tylko tak teraz, popracuję więcej, nadgonię i później już będzie luźniej” to iluzja. Praktycznie nigdy nie jest długoterminowo luźniej. Zawsze pojawiają się czynniki nieoczekiwane, nowe aktywności konkurencji, nowe technologie, nowe regulacje prawne, nowe kwestie pracownicze, nowe oczekiwania zarządu itd. itd. Rozwiązanie? Skoro do tej pory mogliśmy przeczuwać, a teraz już widzimy, że opisany powyżej i zawarty w tytule system pracy nie działa, to rzecz nie w robieniu tego samego, tylko bardziej. Rzecz w zmianie swojego podejścia i świadomej zmianie systemu pracy.
Wolnego czasu się nie znajduje, ten czas się organizuje (H. Mintzberg, HBR 1975, genialna fraza). Język polski pozwala akurat tutaj twórczo rozwinąć to zdanie: (do)wolny czas się organizuje, nie znajduje. Czym go wypełnisz, to już Twój zamysł. Byle był to właśnie zamysł, a nie chaotyczna próba dogonienia króliczka w poszukiwaniu 25. godziny. (o tych poszukiwaniach więcej tutaj, LINK).
Opisane powyżej próby dogonienia pracy skupiając się na samym jej wykonywaniu, to jakby sportowiec koncentrował się na samym udziale w zawodach zaniedbując regularne treningi techniki i poszczególnych elementów. Rzecz nie w tym, by gonić czas i szukać 25. godziny. Rzecz w świadomym rozwijaniu efektywności własnej pracy, czyli głównie:
– priorytetyzacji zadań/czynności (czy poświęcam czas na rzeczy najważniejsze i takie, których nikt poza mną nie może zrobić wystarczająco dobrze, niekoniecznie perfekcyjnie),
– rozwijaniu podwładnych, by mogli, ku własnemu zyskowi z poszerzania kompetencji, zdejmować z nas czynności, które odciągają nas od najważniejszego i przypisanego głównie nam (patrz koniec poprzedniego odcinka „Mitów”, link),
– świadomym dolewaniu paliwa do baków (sen, posiłki, aktywność fizyczna, osobiste pasje, rodzina/przyjaciele). Zmęczony i sfrustrowany sportowiec nie wygrywa (!).
Im więcej pracujemy, dając się przy tym zagonić do rogu codziennej rutynie powtarzalnych czynności operacyjnych, tym mniej w samej pracy i poza nią robimy inne rzeczy (patrz trzy powyższe podpunkty). W efekcie jesteśmy tym bardziej zestresowani, sfrustrowani i notorycznie przemęczeni. Zwieńczenie tego ciągu zdarzeń jest najgorszą niespodzianką, do tego coraz jaśniej wynikającą już z badań, nie domysłów: tym gorsza jest wtedy nasza percepcja otoczenia biznesowego oraz jej złożoności i… tym gorsze podejmujemy decyzje.
Wniosek końcowy jest kontrą do intuicyjnego tytułowego Mitu nr 2:
im więcej pracujemy, tym gorsze tego efekty.
Jeżeli świadomie skupimy się na wnioskach przedstawionych w opisie Mitu nr 1 oraz takim organizowaniu swojego dnia/tygodnia, by regularnie był tam zaplanowany, a nie znaleziony czas na kluczowe czynniki pozapracowe (rodzina, pasje, sen itd.), zwykle okazuje się że… jesteśmy i bardziej efektywni w pracy, i do tego szczęśliwsi (choćby z racji odzyskania poczucia wpływu). Na tyle bezcenne i sprawdzone w praktyce, że aż powtórzę: w każdym tygodniu planuj, wstawiaj do kalendarza i egzekwuj czas dla rodziny, swoich pasji, snu, aktywności fizycznej oraz społeczności. Nie znajduj, planuj! Ile czasu i na co to już kwestia Twoich indywidualnych wyborów. Do tego zmiennych w czasie.
Jak włączyć myślenie wolne i ogarniać pułapkę Mitu nr 2, także w dalszych częściach serii. Organizacja pracy i życia to nie budowa kosmolotów, na szczęście.
Powiązane wpisy
Mity przywództwa cz.3: MUSZĘ ZNAĆ WSZYSTKIE ODPOWIEDZI
To dosyć powszechna przypadłość, szczególnie u liderów młodszych stażem. Przychodzi pracownik, kolega, szef, pyta o coś i… przecież nie mogę powiedzieć, że nie wiem! Często wiem, uff, załatwione, biegniemy dalej.
Różnorodność to nie tylko płeć, wiek i orientacja
Obserwuję dyskusje o różnorodności w biznesie. Uderza mnie pewna rzecz. Różnorodność sprowadzana jest najczęściej (hmm…, niemal zawsze) do takiej, którą da się zmierzyć i policzyć wstawiając później do Excela i
Mity przywództwa cz.1.1: CO ROBIĄ LIDERZY?
(zanim przeczytasz ten artykuł, sięgnij po „Mity przywództwa cz.1 Jestem liderem firmy”, LINK) Tytułowe pytanie podlega badaniom od dobrych 60 lat. Za prekursora uchodzi Henry Mintzberg, którego artykuł podsumowujący badania