Umieszczać, czy nie umieszczać, czyli zdjęcie w CV

Umieszczać, czy nie umieszczać, czyli zdjęcie w CV

Tak, są kraje, gdzie zdjęcie w CV nie jest wskazane albo wręcz nie wolno go umieszczać. Są to kraje, gdzie problemy dyskryminacyjne są ogromne i ugruntowane. Polska do takich krajów nie należy i u nas wciąż wolno posługiwać się zdjęciem (ciekawe jak długo…). Oczywiście mamy przez to dwie zażarcie zwalczające się szkoły, jakżeby inaczej.

Jedna mówi nie umieszczać! Dlaczego? Bo prowokujemy sytuację, w której komuś nie spodoba się nasza twarz i odrzuci nas na bazie uprzedzenia ze względu na wiek, płeć, czy też po prostu wygląd (choć oczywiście się do tego nie przyzna). Sporo krąży miejskich legend o tym, jak to rekruterzy (największe przecież zło na świecie, zaraz obok korporacji i naszego bezpośredniego przełożonego 🙂 bawią się aplikacjami sortując je wg kolorów, czcionek, zdjęć i czego tam jeszcze. Pewnie, zdarzają się zachowania patologiczne. Tak samo, jak we wszystkich innych zawodach. Mądrych inaczej znajdzie się wszędzie. Ludożercy też się zdarzają, nawet w naszym świecie. Ale nie przesadzajmy z podejściem „na pewno się nie uda, a wszędzie czai się wróg”… Podchodząc w ten sposób strach w ogóle wysyłać CV. Jeżeli potencjalny pracodawca wynajmuje takiego rekrutera, wewnętrznego czy zewnętrznego, i nie zależy mu tworzonym przez niego wizerunku, to raczej nie jest to pracodawca dla nas i tyle.

Druga szkoła mówi umieszczać, bo zwiększamy prawdopodobieństwo zapamiętania nas oraz wykorzystujemy kolejną szansę wywarcia profesjonalnego wrażenia. Tym bardziej, że nasze zdjęcie i tak zapewne jest już wpięte w profil LinkedIn i w ten czy inny sposób jest gdzieś w sieci. Wystarczy wrzucić swoje nazwisko w wyszukiwarkę i zobaczyć, co wyskakuje. Skoro więc mamy dodatkowe narzędzie pozytywnego wyróżnienia się, to dlaczego z niego nie skorzystać. Im dojrzalsi jesteśmy, tym lepiej zresztą można się na zdjęciu zaprezentować. Szczególnie aspirując do pozycji menedżerskich. Dobre zdjęcie może wtedy bardzo silnie wzmocnić nasz spójny wizerunek.

 

Moja sugestiaumieszczać, ale pod warunkiem, że jest to profesjonalnie zrobione zdjęcie biznesowe. Co wymaga pewnej przemyslanej aktywności. Żadnych fotek (wymieniam na bazie prawdziwych przypadków) z wakacji, z legitymacji, z romantycznego spaceru, z imprezy, na tle drzew/ gór/ regału w biurze, z psem, kotem, czy krokodylem (tak, kiedyś takie dostałem!!), za kierownicą (patrzcie jaki ze mnie mafioso!), w ciemnych okularach (teraz to dopiero jestem mafioso!), za biurkiem („mój mąż jest z zawodu dyrektorem”), z telefonem przy uchu (patrzcie jaki jestem operacyjny, z prezydentem rozmawiam!), zza klawiatury/laptopa, z siłowni, z mikrofonem, z zawodów Iron/Beton-mana, ze spadochronem, za sterami samolotu, na desce, na mecie maratonu w Kuala Lumpur, w pozie „mówca natchniony”, w pozie „mówca skupiony”, w pozie „świecie, obejmuję cię”, w pozie „właśnie kończę opracowanie ogólnej teorii wszystkiego” i co tam jeszcze oryginalnego inaczej może nam do głowy przyjść. Nie rozwiązujmy zdjęciem w CV swoich kompleksów i ograniczonej pewności siebie… Bo czymże innym jest potrzeba tak siłowego kreowania wizerunku? Zdjęcie ilustrujące ten post, to ja na wakacjach. Pamiętajcie – każde zdjęcie z rodzaju tych wymienionych powyżej ma dokładnie taką samą wartość, jak ten kosmita w masce z rurką. Nie róbcie tego sami, bez obecności lekarza :-). Po prostu ubierzcie się schludnie pod kątem środowiska biznesowego (bo tam aplikujemy) i udajcie się do DOBREGO fotografa. Powiedzcie mu, jaki jest cel, a on(a) w trakcie sesji zrobi kilka wersji zdjęć. Potem nie wrzucajcie ich od razu do CV. Wpierw rozdajcie je znajomym i zapytajcie, jakie jest ich pierwsze wrażenie. Gdy kilka osób powie „a coś ty taki smutny” (albo skrzywiony/”rozhahany”/ agresywny/ spłoszony itd., niepotrzebne skreślić), to rezygnujemy z niego i szukamy takiego, które wzbudzi pozytywne opinie naszej mini grupy fokusowej. Zdjęcie ma budzić zaufanie do nas i być spójne z całą resztą CV, a nie pokazywać, jaki jestem cool, jeezy (tak to się pisze?), czadowy, wyluzowany, czy też twardziel. Wyjątkiem są tzw. zawody kreatywne, gdzie obowiązują inne reguły, ale te środowiska same sobie z tym już radzą.

Oczywiście zdarzają się pewnie osoby, które jakby nie kombinowały, to ze zdjęciem jest coś nie tak. Jak zawiodą wszystkie środki, to odpuśćmy. Choć jestem dziwnie spokojny, że to raczej kwestia profesjonalizmu fotografa, a nie naszej „zaklętej” twarzy.

Uwaga kluczowa na koniec. To wolny kraj, więc niech każdy teraz postąpi wedle własnego uznania.

UWAGA – BONUSOWY POZIOM – Houston mamy problem…

Zróbmy prosty eksperyment intelektualny (to tygrysy kochają najbardziej). Przyjmijmy założenie:

  • tak, zdjęcie może dyskryminować, albo tworzyć dodatkową przewagę; w efekcie może wpłynąć na fakt zaproszenia lub nie na spotkanie rekrutacyjne
  • Wniosek „usuwający ww problem” – nie umieszczać zdjęcia; łącznie z dopuszczeniem zakazu umieszczania zdjęć w ogóle, bo mieszają w głowach.

Jeśli powyższy tok myślenia jest w 100% prawidłowy, to niesie bardzo istotne konsekwencje. No bo jak się mówi A, nie wolno uciekać od B.

Pytania do centrali lotów w Houston:

  • czy umieszczać nazwy uczelni? No bo gdy dwóch kandydatów skończyło identyczne z nazwy studia, jeden w Harvard, a drugi w Prywatnej Szkole Wyższej Dwóch Braci W Garażu, to mają identyczne wykształcenie. Nazwa uczelni może jednak być czynnikiem dyskryminującym lub tworzącym przewagę (zaproszą na spotkanie lub nie). Wniosek: zakazać umieszczania nazw uczelni; pisać tylko jaki się ma tytuł i w jakiej dziedzinie…(?)
  • czy umieszczać nazwy firm, w których się pracowało? No bo jeśli jeden był Dyrektorem Sprzedaży w czołowej międzynarodowej firmie napojowej Black Cow, a drugi Dyrektorem Sprzedaży w lokalnej firmie napojowej Trzeci Brat W Garażu, to mają formalnie identyczne doświadczenie. Może się nawet okazać, że kierowali podobnej wielkości zespołami. Nazwa firmy może jednak być czynnikiem dyskryminującym lub tworzącym przewagę (zaproszą na spotkanie lub nie). Wniosek: zakazać umieszczania nazw firm; pisać tylko ile lat, na jakim stanowisku, w jakim sektorze biznesu się pracowało…(?). W tym wypadku np. 5 lat, Dyrektor Sprzedaży, FMCG.

No to się porobiło, prawda? Proszę odrzucić pierwsze wrażenie (o ile się pojawiło) „ależ to zupełnie co innego!”. To tylko mechanizm obronny. Od strony logicznej to zupełnie taki sam przypadek. Bo statystycznie może się przecież okazać, że absolwent Harvardu z firmy Black Cow jest kompletnym nieudacznikiem i złodziejem, a absolwent PSWDBwG z firmy TBwG to akurat uczciwy i świetny kandydat…

Mój wniosek jest prosty i ten sam, co we wcześniejszej „uwadze kluczowej na koniec”. To wolny kraj, więc niech każdy teraz postąpi wedle własnego uznania [względem zdjęcia]. To my podejmujemy decyzje, to my trzymamy kierownicę. Jeżeli wejdziemy na drogę zakazów na wyrost, to na końcu tej drogi jest absurd.

Previous Inspiracja, czyli gdzie i jak jej szukać?
Next Zachowania, czyli "Czy nas dwóch jest, czy ja jeden?"

Powiązane wpisy

Komunikacja

Czy HR potrafi mówić językiem biznesowym?

Czyli mówić tak, żeby inni słuchali Od wielu lat trwają dyskusje czy dział HR potrafi mówić językiem korzyści biznesowych promując realizowane projekty począwszy od wykazania dowodu konieczności wdrożenia danego projektu,

Komunikacja

Niedoszłego klienta historia prawdziwa

Zostałem kiedyś zaproszony przez dużą firmę na rozmowy. Zarząd doszedł do wniosku, że pod pewnym względem odstają od trendów społecznych, co z kolei może kształtować niepożądany wizerunek firmy. Zostałem polecony

Komunikacja

Moje zasady działania w LinkedIn, cz.4

Jak dyskutować w komentarzach? Pierwszy artykuł będący praktycznie moim manifestem poruszania się w przestrzeni LinkedIn wciąż jest jednym z najczęściej czytanych tekstów na mojej stronie internetowej (link). Równocześnie dostaję sporo