
Inspiracja, czyli gdzie i jak jej szukać?
Natrafiłem ostatnio na nowy post pani Anny Tkaczyk. Jesteśmy połączeni przez LI, cenię jej przemyślenia, więc bez ryzyka utraty czasu zagłębiłem się w ciekawej lekturze. Poza tematem głównym pojawił się tam wątek poboczny, który wywołał mój radosny uśmiech i natychmiast uruchomił serię dalszych skojarzeń. Otóż pani Anna odważyła się przyznać, że do głębszych przemyśleń skłoniło ją pewne zdanie padające w filmie… Rambo III. Dlaczego „odważyła się”? Ano dlatego, że było to dla niej dosyć zaskakujące przeżycie. Bo przecież to nie jest kino ambitne, tylko sensacyjna strzelanka i tyle. A tu taki klops, takie tam Rambo, a pada zdanie, które zastanawia i pomaga uruchomić własne procesy autorefleksyjne. No jak to tak… Rambo i inspiracja?
Jak napisałem powyżej, u mnie z kolei ta uwaga wywołała uśmiech od ucha do ucha. Znam to uczucie od dawna. Swoje lata mam, więc mogę już czasem powiedzieć wzorem dziadka Jacka Poszepszyńskiego „a pamiętam jak podczas wojny w Mandżurii…”. Lata temu (pewnie jakoś „w pamiętnym 1904”), początkowo także z pewnym zaskoczeniem, a potem z rosnącym i już świadomym entuzjazmem zorientowałem się, że świat nie dzieli się w prosty sposób na dzieła „cel – inspiracja / wysoka kultura” oraz „cel – rozrywka / brak inspiracji„. To tylko my filtrujemy świat, przełączając myślenie z kanału inspiracja (myśleć!) na kanał rozrywka (nie myśleć!) lub kanał życie codzienne (eee, rutyna). Przez to umykają nam dziesiątki fantastycznych motywów, które mogłyby wesprzeć nasze przemyślenia autorefleksyjne. Łatwo zauważamy i obdarzamy aplauzem historie dużego kalibru, szybko o nich zresztą zapominając. Mam na myśli owe dzieła wysokiej kultury (jakkolwiek to definiować), czy też nagłaśniane historie ludzi, którzy startując z pozycji inwalidztwa / choroby przezwyciężają te nieszczęścia. Tymczasem zdarzenia mogące inspirować do przemyśleń zdarzają się wokół nas codziennie, tylko my ich nie zauważamy, bo mamy wyłączone radary (czyli wrażliwość). A to właśnie ta masa drobniejszych, ale codziennych zdarzeń jest niczym miliardy ziaren, z których powstają ogromne skały osadowe. Po co czekać na autorefleksyjne trzęsienie ziemi (śmierć bliskich, choroba, utrata pracy), skoro codziennie wokół nas osadzają się wspomniane ziarna.
Pora na osobisty przykład. Film FASTER z Dwaynem Johnsonem, absolutnie klasa B, ale… ogląda się fajnie, nawet drugi raz, a nawet trzeci raz :-). Scena, w której zawodowy morderca zasadza się na Dwayna i zaczyna do niego strzelać z końca długiego korytarza w bloku. Co robi Dwayne? Mimo totalnego zaskoczenia natychmiast zaczyna… iść w kierunku strzelającego, odpowiadając ogniem. Wspomniany zawodowy morderca jest w szoku, bo przecież w takiej chwili wszyscy do tej pory uciekali. W efekcie to on rejteruje. Tu jest ta myśl – bohater nie zrobił uniku, nie chował się, nie uciekał, tylko automatycznie ruszył w kierunku „problemu”. Hmmm… nieważne, czy scena głupia, czy nie, nieważne, czy film klasy B, czy C – ważne, że uruchomiło to we mnie dalsze przemyślenia „a jak ja się zachowuję w trudnych chwilach / co jest moim automatycznym zachowaniem?”. Za to właśnie dziękuję Ci, Dwayne Johnson (trawestując namolną kiedyś reklamę :-).
Inny przykład. W tzw. towarzystwie to już niemal wstyd przyznać się do znajomości książek Paula Coelho. Bo to ckliwe, bo to emocjonalne, bo to nie jest literatura najwyższych lotów, jak się słyszy. Co więcej… sporo w tym prawdy. Internet pełen jest cytatów z jego książek, od których mnie także skręca, bo są zbyt bliskie stylistyce „lepiej być pięknym i bogatym, niż brzydkim i zdrowym, ale i cokolwiek się zdarzy, to się uśmiechaj, patrzaj w serce, bo miłość zwycięży wszystko” i takie tam szuru buru. Ale wyznaję jednocześnie zasadę, że w KAŻDEJ książce jest przynajmniej jedno zdanie, które padając we właściwym momencie na podatny grunt może uruchomić ważne procesy. Nawet jeśli to będzie książka takich sobie lotów. Nie mam więc problemu ze swoistym coiming-out’em i przyznaniem się: tak, mam w domu i nawet przeczytałem z 5 czy 6 książek Paula Coelho i… w każdej było tych kilka zdań lub konceptów, które kazały mi się zatrzymać i pomyśleć (i wcale nie przeszkadza mi to w czytaniu także dużo bardziej złożonych dzieł). A ponieważ myślenie kocham najbardziej, to dziękuję Ci Paulo Coelho! Ważna jest sekwencja impuls – lawina przemyśleń – wnioski autorefleksyjne. Nikomu nic do tego, co bywa naszym impulsem, o ile wnioski są wartościowe. Jednocześnie, gdy ktoś na moich zajęciach dumnie dołącza podczas prezentacji jakiś cytat z tegoż Paula Coelho w stylu „miłość zwycięży wszystko, łubu dubu” i nic dalej z tego nie wynika, to natychmiast włącza mi się syndrom Statlera i Waldorfa i chyba staję się nawet bardziej zgryźliwy niż oni. Tak przynajmniej mówią uczestnicy zajęć.
WNIOSKI:
– inspiracja jest wszędzie i codziennie; mamy jej pod dostatkiem, więc warto podkręcić potencjometr wrażliwość i uważniej się rozglądać;
– nie wstydźmy się przyznać do źródła inspiracji, bo ważny jest skutek (nasze przemyślenia), a nie przyczyna, nawet jeśli jest to film czy książka klasy B.
Podziękowania:
– dziękuję pani Annie Tkaczyk za tak cenny kamyk, który uruchomił u mnie lawinę skojarzeń
– do zilustrowania postu użyłem ściągniętego z internetu plakatu wspomnianego filmu FASTER z Dwaynem Johnsonem. Nie czerpię finansowych korzyści z postów i wręcz reklamuję ten film, więc mam nadzieję, że twórcy nie będą mieli o to pretensji. A jeżeli się jednak zgłoszą z pretensjami, to… może poznam Dwayna :-)!! Choć pewnie bardziej jego adwokata, tfu, tfu!
Powiązane wpisy
Czy robot ma empatię? Zakazana strefa AI?
W jednym z poprzednich artykułów postawiłem dosyć radykalną tezę, że AI (sztuczna inteligencja) będzie w stanie zastąpić wszystkie funkcje działu HR. Oczywiście nieco na wyrost, jeszcze nie dziś i nie
Ile pan zarabia: co kupić za pieniądze, których nie masz
Rozmowa w cztery oczy. Historia prawdziwa, imię zmienione. – Ile pan zarabia, panie Marianie? — tyle i tyle – O…, to myślałem, że więcej w tej robocie się zarabia… (rozczarowanie
Krowi level, czyli autorefleksja dla zaawansowanych
UWAGA – Krowi level jest kontynuacją artykułu „Autorefleksja, podręczny zestaw przetrwania, czyli o pożytkach posiadania wagonu amunicji”. Zdecydowanie warto zajrzeć chociaż do jego wstępu przed lekturą poniższego tekstu. Będzie wtedy