
Jak publikować w sieci? Teoria Grilla
Cz.1 Teoria Grilla
Grillowanie ma dwie fazy. Rozpalanie i podtrzymywanie. W pierwszej musisz zgromadzić sprzęt i podpałkę. Wymaga przygotowań. Pojawia się ogień, o który trzeba dbać. Dużo intensywnej pracy.
Gdy już się rozpali, przechodzimy do fazy drugiej. Kontrola, dodawanie powietrza, ewentualnie dorzucanie węgli. Znacznie mniej wysiłku, za to regularność. A żar jest. Jest też efekt w postaci gotowych potraw, czyli… zadowolonych odbiorców grillowania (chyba że generalnie marny z Ciebie kucharz, ale wtedy żadne teorie i strategie nie pomogą).
Z umieszczaniem treści w sieci, szczególnie LinkedIn, jest tak samo. Najpierw intensywne budowanie rozpoznawalności – system Armii Czerwonej (opis tutaj, link). To wymaga zgromadzonych zapasów. Po prostu trzeba mieć gotowy materiał do systematycznych i częstych publikacji przynajmniej przez kilka miesięcy. Założenie, że ma się gotowe dwa, trzy posty, ogólny pomysł na dwa, trzy kolejne, a później „to już pójdzie i się zobaczy”, to przepis na porażkę i frustrację. Bo wcale nie pójdzie, a pod presją czasu, to się zobaczy panikę. Z kolei działanie w panice pod presją czasu sprawi, że zaczyna się tworzyć na chybcika trociny. To tak, jakby przygotowując duże natarcie przygotować sobie kilka skrzynek amunicji zamiast kilku wagonów. Po szybkim wystrzelaniu tych kilku skrzynek ze zdumieniem stwierdzamy, że nie ma ani założonego efektu, ani amunicji. No i zaczynamy rzucać, co nam tylko w ręce wpadnie. Łącznie ze wspomnieniami „byłem tam, jestem tu, jadę tam”, banalnymi cytatami EinColna lub LinSteina, odkrywczymi stwierdzeniami „Motywacje i myślenie sercem są ważne, a co Ty sądzisz?” oraz… pluszowymi kotami, misiami i innym śmieciem.
Jeśli byłeś przygotowany i dobrze przeprowadziłeś fazę Armii Czerwonej, to później wystarczają kampanie podtrzymujące i przejście do strategii Snajpera (chyba że wolisz pozostać czerwonoarmistą, ale… to dla sieciowych celebrytów raczej).
Podsumowując – zupełnie jak z grillem, rozpalanie i podtrzymywanie, stąd i Teoria Grilla (to moja autorska nazwa). Czy to odkrycie na miarę nowej drogi do Indii? Oczywiście nie. Wiemy to od dawna, tyle że z innych obszarów. Szczególnie z obszaru marketingu. Nie jestem wielkim specem od marketingu (w ogóle nie jestem, po prawdzie). Nie trzeba jednak nim być, by zobaczyć, że kampanie rządzą się tutaj podobną zasadą. Najpierw bombardowanie reklamami, by po pewnym czasie puszczać już tylko ich kawałki (odwołujemy się do zbudowanej rozpoznawalności). Do tego znacznie rzadziej. Praw fizyki pan nie zmienisz. Obowiązują wszędzie.
Jeżeli wiążesz z siecią i LinkedIn szersze plany niż hobby, to buduj obecność profesjonalnie. Przygotuj materiały na kilka miesięcy akcji, wykorzystuj każdą okazję do tworzenia nowych ad hoc. Byle zgodnych z Twoim wizerunkiem eksperta, żadnych kotów. Tym bardziej, że na początku szukasz swojego stylu; rozpoznajesz i rozwijasz swoje preferencje i umiejętności. To też wymaga intensywności.
Później sam zobaczysz, co lubisz, a czego nie, co działa (czytają, reagują), a co nie (wzruszają ramionami), co umiesz, a czego jeszcze musisz się uczyć, co Ci wychodzi dobrze, a co męczy i Ciebie, i odbiorcę. I wtedy przejdziesz do podtrzymywania żaru. Świadome prowadzenie takiego procesu daje ogromny spokój i potężną siłę wewnętrzną. To z kolei… bardzo pozytywnie odbija się na jakości kolejnych tworzonych treści. Dodatnie sprzężenie zwrotne.
Rodzi się tutaj naturalne pytanie: no dobrze, ale jak zgromadzić tak dużą ilość sensownego materiału, bez tych kotów i „byłem tam, jestem tu”? Pierwsza część odpowiedzi na to pytanie poniżej. Druga znajdzie się w osobnym odcinku.
Cz. 2 Jeśli Szekspir, to i Woody Allen
Szekspir tworzył dzieła ponadczasowe. Poza pisaniem był też szefem teatru. Realistą. Wiedział, że samym Hamletem teatru na stałe nie wypełni. Pisał więc też rzeczy lżejszego kalibru, za to wciąż rzetelne. One robiły ruch, dzięki czemu sławę mógł zdobyć Hamlet, czy Makbet.
Sam określam to bardziej współczesnym hasłem: jeśli chcesz wystawiać Szekspira, to ważny jest też Woody Allen. Tworząc treści w sieci warto rozważyć, czy masz obie kategorie. Sam Szekspir może się nie przebić. Hamleta codziennie nie napiszesz. Sam Allen grozi płytką sławą i pustymi zasięgami.
Moim Szekspirem jest Autorefleksja i Przywództwo. Moim Allenem jest rynek pracy, poruszanie się po nim aż po pisanie CV. Można z Allena nieźle wyżyć i pompować „sławę” (wysyp ekspertów LI i „guru”, jak żyć). Wybrałem inaczej. Allen ma wspierać Szekspira. Ma go mądrze uzupełniać. Ale to Szekspir jest najważniejszy. Dla mnie.
Jeśli tworzysz treści, to czy zdefiniowałeś swojego Szekspira i Allena? Czy jednak bardziej tworzysz szum na tematy wszelakie. Co przyjdzie do głowy, bach, na szpileczkę i do gablotki.
Jak wspomniałem, będzie też dalszy ciąg odpowiedzi na pytanie: jak gromadzić dużą ilość sensownego materiału. Znajdzie się ona w materiale o intrygującym, jak mniemam, tytule „Podstawowy błąd początkujących autorów”. Zostańcie z nami.
Powiązane wpisy
Jak koledzy pokory w pisaniu mnie nauczyli
Pisać lubiłem od zawsze. W latach 90. z przyjacielem pisaliśmy artykuły o naszej ówczesnej pasji zawodowej – o wozach bojowych. Byliśmy z tego naprawdę nieźli. Całkiem szybko (za szybko) nawet
Mega wzrusz Endriu, cz. 3, Sekta Pałermówców
KSIĄŻKA Dariusz Użycki, „Czy jesteś tym, który puka?” dostępna TUTAJ (link) Dzień 3, Era Motywatora Endriu czuł się wśród adeptów Seledynowej Ewolucji jak w siódmym niebie. A to wsłuchiwał
O różnicy między NIE KŁAM a MÓW PRAWDĘ
O samej istotności komunikacji trudno dodać coś mądrego. Mniej czy bardziej, ale praktycznie wszyscy zgadzają się, że rzeczywiście jest ważna. Wręcz należy do tych parametrów, które decydują o powodzeniu wszystkich