
Lombroso, „Geniusz i obłąkanie”, recenzja nr 8
Książka Lombroso jest szczególna. Powstała w XIX wieku (1864) i jest jednym ze sztandarowych przedstawicieli ówczesnych rozważań na temat kondycji człowieka i prób wdarcia się do jego umysłu. Wdarcia się, by zrozumieć, jak działa i znaleźć racjonalne reguły. Lombroso to włoski psycholog, psychiatra, antropolog, kryminolog i zwolennik antropometrii (zmierzę Ci ciało, w tym czaszkę i powiem, kim jesteś). Pracował jako psychiatra w kilku szpitalach, był też dyrektorem zakładu dla obłąkanych, lekarzem wojskowym, więziennym i sądowym. Materiał do obserwacji i badań miał więc szeroki. Dzieło na tyle zapisało się w historii nauki oraz odbiorze powszechnym, że jest wspomniane nawet w serialu „Mindhunter”.
Podstawowy feler książki tkwi już w jej tytule. Autor odnosi się do stanów (geniusz, obłąkanie), których… nie zdefiniował. W zasadzie w tym miejscu można by skończyć recenzję. Może i „koń jaki jest każdy widzi”, ale nie w pracy uchodzącej za naukową i opisującą wiedzę eksperta wpływającego na wyniki spraw sądowych i losy ludzkie. Skoro nie zdefiniowano pojęć podstawowych, to cała reszta wisi w powietrzu i funta kłaków warta. Nie mamy pojęcia, ani co jest stanem normalnym, ani gdzie zaczyna się geniusz lub szaleństwo (rodzajów szaleństwa występuje zresztą u Lombroso na pęczki nieomal). Jedyne rozróżnienie, czysto jakościowe zresztą i nieuchwytne, to teza, że geniusz to błysk, który jest darem, a talent to cecha, którą można doskonalić. Brzmi nieźle, ale na poziomie opowiastki dobrej na FB.
Co więcej, Lombroso sam przynajmniej dwukrotnie w książce zauważa, że geniusz raczej nie przenosi się na kolejne pokolenia tegoż geniusza, a obłęd znacznie częściej. Sam wskazuje, że już to może być przesłanką, by uznać odmienną naturę obu zjawisk (bez definicji, przypominam). Ale… przechodzi nad tym do porządku dziennego i jednak robi wszystko, by wykazać ich bezpośredni związek.
A jak to robi? Ano tak, że książka może służyć za przykład podstawowych błędów metodycznych:
– wyciąganie generalnych wniosków na podstawie pojedynczych przypadków. Analiza przypadków może być tylko przesłanką do budowania hipotez, które później weryfikuje się eksperymentalnie i opracowuje statystycznie. Lombroso nie wychodzi poza krok pierwszy, a nawet jego opisy przypadków (powierzchowne) trudno nazwać analizą
– wnioskowanie na podstawie podobieństw zewnętrznych oraz współwystępowania w czasie lub przestrzeni bez żadnych badań, czy łączone zjawiska są w jakikolwiek sposób realnie skorelowane, czy występuje między nimi jakikolwiek związek przyczynowo-skutkowy (przykłady w cytatach nieco dalej)
– wyciąganie wniosków bez żadnych eksperymentów naukowych oraz opracowań statystycznych wyników tychże eksperymentów
– sprawne przechodzenie od wniosków będących niczym więcej, jak wątłą hipotezą do uznania ich za pewnik, do tego będący podstawą dalszych hipotez, jeszcze bardziej wątłych i tak dalej; myślenie „przekątno-sufitowe”, czyli popatrzenie w sufit, wymyślenie jakiegoś wyjaśnienia zaobserwowanych zdarzeń i przyjęcie go za dobre z racji zdroworozsądkowego (dla autora!) brzmienia; a jeśli jeszcze inni koledzy pokiwają głowami, że im też to brzmi dobrze, to już koniec procesu naukowego i uznajemy, że „wiemy i rozumiemy”
– skupienie się na tych przesłankach, które sprzyjają głoszonej tezie i pomijanie przesłanek jej przeciwnych
– czysto spekulatywne analizy antropometryczne (choćby wyciąganie wniosków o skłonnościach patologicznych na podstawie budowy czaszek).
Tym bardziej dziwi jakże odważne sformułowanie dzisiejszego wydawcy na okładce (2019), że „…choć wiele elementów teorii włoskiego naukowca zostało już obalonych […], to jednak Geniusz i obłąkanie w wielu aspektach ciągle wydaje się aktualny”. Hmm… raczej z niezwykle silnym naciskiem na wydaje się.
Jeśli popatrzeć na listę błędów metodycznych Lombroso, to identycznie można ją przypisać późniejszemu nieco Freudowi i jego poplecznikom. „Pech” Lombroso polegał na tym, że obrał za temat obłąkanych i geniuszy, czyli ludzi dla przeciętnego czytelnika obcych. Bardziej na miarę ciekawostki. Freud za to pisał o nas wszystkich, to i przebił się jednak do masowej wyobraźni i wręcz nią zawładnął na ponad sto lat. Choć naukowość jego rozważań była na identycznym poziomie. Co zresztą zarzucali mu już jego współcześni.
Kilka co bardziej smakowitych cytatów z „Geniuszu i obłąkania” ilustrujących moje wywody:
– …nie tylko pijacy nałogowi pozostawiają w spadku potomstwu usposobienie do obłąkania i zbrodni, ale i ojcowie niepijący, jeżeli w chwili spółkowania […] byli pijani, mają zwykle synów epileptyków lub paralityków, obłąkanych albo idiotów, specjalnie zaś często mikrocefalów…
– wiadomo powszechnie, że mieszkańcy krain górzystych częściej ulegają obłąkaniu aniżeli mieszkańcy nizin
– …statystyka wykazuje nawet, że w krajach zimnych i najmniej ucywilizowanych stosunek obłąkanych do ogółu ludności jest znacznie większy aniżeli w krajach ciepłych, prawdopodobnie wskutek alkoholizmu
– prowincje, w których znajdziemy najniższy procent rekrutów wysokich i zdolnych do służby wojskowej […] mają najmniejszą liczbę ludzi znakomitych. Wyjątek stanowią Kalabria i Vattellina, gdzie znajdujemy wielu ludzi genialnych, pomimo niskiego wzrostu ludzkości.
Krótko mówiąc, jeśli żyjesz w górach zimnego kraju i jesteś niski, jesteś prawdopodobnie obłąkanym alkoholikiem…
Jest też kilka myśli bardziej ponadczasowych J
– Czyż zresztą nie widzimy sami na każdym kroku półkretynów, półrachityków, a także, niestety, półuczonych?
– Starożytni Chińczycy, chcąc wyrazić pojęcie złości, rysowali trzy kobiety
– Pomiędzy mattoidami zapomniałem wymienić zwolenników homeopatii i wegetarianizmu, którzy stanowią prawdziwe sekty medyczne, głoszące mnóstwo niedorzeczności pod płaszczykiem kilku prawd istotnych
Czy w związku z powyższym czytać Lombroso? Oczywiście, że czytać! A jak sobie wyrobić zdanie i zrozumieć wagę dzieł wielkich i ponadczasowych, jeśli nie znamy tych innych.
Powiązane wpisy
Mądrzy inaczej: czołgi kupujemy jak resoraki
Amerykańskie Abramsy, to bardzo dobre czołgi. Bez wątpienia jedne z najlepszych na świecie. Jednak obecne wprowadzanie ich do naszej armii wygląda jak nieomal sabotaż. Szykujemy sobie tragedię logistyczno-szkoleniowo-remontową. Pokazuje to,
R. Dunbar, Ilu przyjaciół potrzebuje człowiek?
Dunbar i jego liczba – recenzja i wyjaśnienie kluczowego nieporozumienia Dużo sobie obiecywałem po tej książce. W końcu autorem jest profesor, a nie jakiś „miłośnik publicysta i best selling author
Dlaczego NIE chcę zostać INfluencer’em
Trawestując Gustlika z Czterech Pancernych, INfluencerów dzisiaj jak mrówków (znaczy się dużo). Ponieważ piszę w przestrzeni LinkedIn, to zajmę się tym zjawiskiem właśnie lokalnie. Cały pozostały świat FB, YT itd.