Krótki smutny post, czym może być „uważność”

Krótki smutny post, czym może być „uważność”

Uważność jest ostatnio modnym pojęciem. To kolejny przykład, jak znaleźć nową nazwę dla czegoś, co znamy od tysięcy lat. Potem okrasić to (pseudo)filozoficznymi płyciznami o harmonii ciała, ducha i energii kosmosu, podlać (pseudo)zadumą nad szybkością obecnego życia, dosypać (pseudo)troskę o globalizację i drapieżne korporacje i mamy świetną tematykę do wypływania na szerokie i beznadziejnie płytkie wody doradztwa, szkoleń i innych form zarabiania pieniędzy na modnych tematach. Już ponad dwa tysiące lat temu Horacy pisał „carpe diem…”, czyli chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką przyszłość zgotują nam bogowie. Znamy przecież ten cytat, przynajmniej jego łaciński początek, prawda? Znamy go tak dobrze, że już zatraciliśmy zrozumienie istoty przekazu i dosyć łatwo dajemy się łapać na lep nowości, promocji i współczesnych szamanów leczących nasze dusze w 48 godzin.

Proponuję więc zrobić to, co jest stałym motywem moich postów. Przejdźmy od dużych i w nieunikniony sposób ogólnikowych idei do praktyki codziennych zachowań. Rozbijmy duży problem uważności/carpe diem na małe i rozwiązujmy po kawałku. Tę metodę oczywiście też wymyślono już dawno, nie pretenduję do roli jej odkrywcy :-). Zajmijmy się właśnie jednym z naszych zachowań. Jednostkowo drobnym i dalekim od jedności z energią kosmosu, ale za to niezwykle powszechnym, do tego codziennym, więc wartym już uwagi.

Wiesz, czym jest zombie, prawda? Nie musisz być miłośnikiem tego gatunku filmu, czy literatury, ale pojęcie znasz. Nie udawaj też, że nie wiesz, jak taki zombie wygląda, bo wiem, że wiesz… No to teraz proste pytanie: w czym taki zombie jest wydajniejszy od normalnego człowieka typu „jeszcze-nie-zombie”? No w czym? Otóż… no właśnie, w niczym. Jest wolniejszy, nie myśli, snuje się tylko jęcząc po okolicy i szukając jedzenia (czyli tych normalnych jeszcze ludzi). To bardzo ważna konstatacja, zapamiętajmy ją. A teraz przejdźmy do naszej codzienności.

Powszechne zjawisko nr 1

Dzwonisz do kogoś, ten ktoś odbiera, nabierasz powietrza, by zacząć rozmawiać i słyszysz „jestem na spotkaniu, nie mogę teraz rozmawiać, zdzwońmy się później” i rozmówca się wyłącza. Hmmm… zawsze intryguje mnie proste pytanie, na które odpowiedź nie jest już tak prosta: po jakiego diabła odbierasz, jeśli jesteś na spotkaniu i nie możesz rozmawiać?! Zyski żadne, za to kilka poważnych strat, o których nieco niżej.

Powszechne zjawisko nr 2

Dzwoni Twój telefon, odbierasz i pierwsze, co słyszysz to pytanie „może Pan/i rozmawiać?”. To naturalny efekt Pawłowa, którym zostaliśmy uwarunkowani poprzez zjawisko nr 1. Znajomi dzwoniący do mnie już wiedzą, że skoro odbieram, to na pewno mogę rozmawiać. Jeśli nie odbieram, to później oddzwonię (jeśli znam numer…). Odnoszę jednak wrażenie, że znajduję się w mniejszości i do tego wciąż malejącej.

A teraz wróćmy do kwestii tytułowej uważności i rozważmy, co się tak naprawdę dzieje podczas opisanych powyżej zjawisk. To ciekawa sekwencja zdarzeń i konsekwencji.

Odbiera i mówi, że nie może rozmawiać, bo jest na spotkaniu. W skrócie nie może rozmawiać, bo rozmawia, czyli:

– w trakcie rozmowy ma przed sobą cały czas telefon i chcąc, nie chcąc (ależ chcąc, chcąc, nikt go nie zmusza przecież) co chwilę na niego zerka,

– samo zerkanie (o, sms przyszedł od szefa/żony/męża/klienta; o, mail przyszedł, o, tyle razy zerkam i nic nie przyszło itd.) co chwilę wytrąca go ze skupienia i słuchania oraz rozumienia rozmówcy; oczywiście jesteśmy tak fantastycznie dyskretni w tym zerkaniu, że rozmówca w ogóle tego nie widzi, prawda? Hmm… guzik prawda,

– co więcej, jak już zobaczy, że przyszedł sms/mail od tegoż szefa/żony/męża/klienta, to nawet nie czytając (grzeczny przecież jest…) rozprasza część uwagi na rozważanie, co też może w nim być i czuje naturalne zniecierpliwienie przeszkodą uniemożliwiającą natychmiastowe sprawdzenie. Tą przeszkodą jest oczywiście rozmówca i spotkanie; kolejna porcja koncentracji poszła w kosmos,

– no i wreszcie ktoś dzwoni, więc wpierw przerywa prowadzoną rozmowę przepraszając oczywiście rozmówcę (grzeczny przecież jest…) po to tylko, by dzwoniącemu powiedzieć, że nie może rozmawiać, bo rozmawia; jeszcze większa porcja koncentracji połączyła się z kosmosem i można wrócić do rozmowy, najlepiej z klasycznym „o czym to rozmawialiśmy?”,

– a teraz najciekawsze – dlaczego odbieramy? Otóż wyjaśnienie jest następujące – odbieram, usprawiedliwiam się, że nie mogę rozmawiać, rozłączam się i… uznaję, że mogę o tym natychmiast zapomnieć. Odebrałem, no ale sam widzisz, że nie mogę, więc wydzwaniaj sobie do mnie później aż mnie złapiesz, ja nic nie muszę. To po prostu wygodnictwo i tyle,

– na koniec jeszcze oczywisty „drobiazg” w postaci okazywania taką postawą rozmówcy ze spotkania braku szacunku. Tego samego, którego sami oczekujemy od innych. To nic, że duża część rozmówców, wytresowanych jak psy Pawłowa, powie, że nie ma sprawy, oczywiście rozumiem, proszę sobie zerkać i odbierać. Taka fantastyczna okazja, by zbudować więź z rozmówcą, a my ją rozmieniamy na drobne.

Skutek 1 – praktyczny

Płytka koncentracja podczas spotkania (najprostszy element składowy owej uważności) i jego mniejsza efektywność. Nie oszukuj się, że panujesz nad tym i do tego jesteś mistrzem mitycznej i nieistniejącej wielozadaniowości (dla słabiej mówiących po polsku –  multitaskingu). Działając, rozmawiając i robiąc wszystko dzień po dniu, godzina po godzinie zerkając co chwilę na smartfon (laptop, iPad, …) jesteś po prostu mniej efektywny. Do tego permanentnie rozproszony. Podkreślam – permanentnie. A człowiek mniej efektywny i permanentnie rozproszony ma na wszystko coraz mniej czasu. Tłumaczy to sobie oczywiście tempem życia, złożonością świata, czarnymi dziurami i efektem cieplarnianym, nie widząc, ile przyczyn leży jednak po jego stronie.

Skutek 2 – etyczny

Zachowując się w ten sposób jesteśmy po prostu niegrzeczni i okazujemy rozmówcy brak szacunku. Wysyłamy mu również prosty sygnał: jestem ważniejszy i moje sprawy są ważniejsze niż ty, znaj swoje miejsce. [drobne pytanie dodatkowe: a gdy przychodzi nam rozmawiać z CEO firmy, to też przerywamy odbierając telefony? Nie? O, a dlaczego?] Są rzeczy ponadczasowe, które wynikają z naszej konstrukcji i tysięcy lat analizowania zasad skutecznego i trwałego budowania relacji. Technologia tego nie zmienia. To tylko wymówka. Chcesz się wyróżnić i uzyskać przewagę nad masą ludzi, którzy tego nie rozumieją? No chyba że nie chcesz i wolisz być elementem tej masy, która przetacza się nie będąc zapamiętana jako „ktoś”.

Wnioski

A o kim ten post jest? A o tej pani, tym panu, tamtej pani, tamtym panu, o Tobie też, najprawdopodobniej.

Co robić? To proste – rozpoczynając spotkanie wycisz telefon i schowaj go. Rozmawiaj nie sprawdzając maili, smsów i nie odbierając. Tylko tyle. Jeżeli nawet w tak prostej kwestii nie jesteśmy w stanie się kontrolować, to całe to gadanie o uważności (dla słabiej mówiących po polsku – mildfulness) funta kłaków warte. No bo skoro podstawowa część składowa nie działa i jesteśmy permanentnie rozproszeni…

Czy zombie wie, że jest zombie, a obok niego toczy się inne (normalne!) życie? Nie wie. A jak kończą zombie? Jeśli nie widziałeś na filmie, to przypomnę. Zombie kończą marnie, zwykle z łomikiem przebijającym resztki mózgu. Są mięsem armatnim walki o przetrwanie. A teraz wróćmy na sam początek. W czym taki zombie jest wydajniejszy od normalnego człowieka typu „jeszcze-nie-zombie”? No w czym? Otóż… w niczym. No to wybór należy do Ciebie: zombie mięso armatnie, czy świadomy swoich zachowań, skoncentrowany normalny człowiek. Carpe diem.

Previous Dlaczego NIE chcę zostać INfluencer'em
Next Czy coaching jest dla każdego?

Powiązane wpisy

Komunikacja

Strategia w sieci – Armia Czerwona, Snajper, Hobbysta?

Lubię upraszczać i porządkować otoczenie. Upraszczać w dobrym tego słowa znaczeniu, poznawczym. Tzn. na tyle, na ile trzeba, by w gąszczu pojedynczych sygnałów, zachowań, danych itd. zacząć widzieć kluczowe procesy.

Inne

Co liderki zrobiłyby inaczej zaczynając od nowa?

Kilka lat temu miałem zaszczyt przeprowadzić kwestionariusz rynkowy wśród polskich menedżerek. Piszę o zaszczycie, gdyż towarzystwo moich partnerów było niezwykle zacne: PWNet (Polish Professional Women Network), PwC, White & Case

Inne

Strzał we własną stopę jako cel biznesowy?

Mój zasadniczy cel współpracy z liderami można określić jako biznesowy strzał w stopę. Ten cel charakteryzuję krótko i otwarcie już na etapie wstępnych rozmów i podejmowania decyzji. Brzmi następująco: „Masz