Ja tam nigdy nie oceniam – kolejny piękny mit…
Jednym z systematycznych apeli w mediach społecznościowych (tutaj posiłkuję się głównie FB) jest ten dotyczący oceniania świata i innych ludzi. Konkretniej, sprowadzają się do tego, że ocena jest zła. Zwykle do tego dołożona jest deklaracja kolejnego autora, że „Ja nie oceniam”. Hmm… to chyba jednak tak nie działa. Zawsze oceniamy. Nawet gdy nam się wydaje, że nie, nasz mózg robi swoje. Całe szczęście. Inaczej byśmy marnie wyginęli miliony lat temu. Może poza dwoma sytuacjami wyjątkowymi. W zasadzie jedną, za to opisaną na dwa sposoby. Choć nawet wtedy jednak mózg i tak ocenia. O tym wyjątku później.
Istota interakcji ze światem i ludźmi i idącego za tym jakiegokolwiek działania polega na porównywaniu zachodzącego wydarzenia z wcześniejszymi doświadczeniami i wzorcami. Bez tego ani rusz, bo bylibyśmy na okrągło jak noworodek, dla którego każde doświadczenie jest zupełnie nowe, jedyne i absorbujące całą uwagę. Do tego pada na zupełnie pusty grunt z racji braku wcześniejszych doświadczeń i wiedzy. Jednak nasze życie to nie jest Dzień Świstaka zaczynający się każdego ranka od zera. Kumulujemy doświadczenia swoje i innych i do nich się odwołujemy. Całe szczęście, pozwolę sobie powtórzyć. Dzięki temu nasz gatunek przetrwał i osiągnął sukces.
Przykłady
Widzimy, że coś jedzie i natychmiast (bez świadomego analizowania) przyrównujemy to do poznanych wzorów. Dzięki temu stwierdzamy, że to samochód, rower, motor, czy hulajnoga. Oceniamy też, czy to bezpieczne/niebezpieczne, czy i jakiej wymaga od nas reakcji itd. Stąd też zdziwimy się, jeśli po osiedlowej uliczce jechać będzie odrzutowiec. Nasz mózg natychmiastowo porównał to z posiadanymi wzorami i doświadczeniami i… dokonał oceny: standard, czy coś odmiennego. Zignorować i zapomnieć, czy reagować. W ten sposób zresztą zdobywany nowe doświadczenia i nieustająco (oby…) modyfikujemy wspomniane wzorce.
Tutaj może pojawić się argument, że opisuję zjawisko, które się po prostu rejestruje (co i dlaczego jedzie osiedlową uliczką), a w tytułowym „ocenianiu” chodzi o wartościowanie, aż po etykiety etyczne typu „dobre/złe, właściwe/niewłaściwe”. No to nadal nie do końca tak działa, jak sądzę. Rozwińmy naszą sytuację z autem. Niech ten samochód pędzi po osiedlowej uliczce z prędkością 150km/h, potrącając zaparkowane auta na zakrętach i rozpędzając przerażone matki z dziećmi na boki. Krzyki, hałas, zgrzyt karoserii, ryk silnika, fruwające na boki wózki z płaczącymi spanikowanymi dziećmi. No i co wtedy? Nadal chłodno obserwuję i tylko rejestruję fakty? Raczej jednak przyjmę wariant o szaleńcu niszczącym samochody innych ludzi i narażającym życie matek, dzieci oraz moje. Czyli dokonam oceny. Wręcz w trybie natychmiastowym uciekając z uliczki, by przeżyć. No a przecież… mogła to być matka wioząca do szpitala córeczkę z urwaną dłonią, gdy każda sekunda jest decydująca dla jej przeżycia.
Gdzie jest granica prędkości i stylu jazdy auta, od której zaczynamy oceniać, a wcześniej pozornie tego nie robiliśmy? Tego nie wie nikt. A jeśli zaczniemy jej szukać, to dla każdego ona będzie gdzie indziej. Bo rejestrujemy i oceniamy nieustająco. Ekonomia myślenia i warunek przeżycia. Wspomniana „prędkość i styl jazdy auta” to tylko parametry charakterystyczne dla konkretnej sytuacji. Każda sytuacja ma jakieś parametry.
A gdy przechodzień splunie nam na płaszcz, to zarejestrujemy, uznamy, że widocznie miał swoje powody i pójdziemy dalej? Jeśli z Ciebie akurat taki stoik, to dopytam: a jeśli splunął w twarz Twojemu dziecku i się śmieje? A jeśli polityk powiedział, że miejsce kobiet jest w domu i dzieci mają rodzić, a nie realizować się zawodowo i jeszcze doda, że zgwałcone same się proszą, to ocenisz, czy znowu uznasz, że… widocznie miał swoje powody i pójdziesz dalej? Przykładów z życia codziennego można mnożyć na kopy. Najnowszym kryterium wzajemnego oceniania się naszego narodu jest choćby kwestia maseczek. Drobiazg w porównaniu ze znacznie większymi problemami, które mamy, a wystarczający, by ludzie skakali sobie do gardeł. A u podstaw leży przecież wzajemne ocenianie, które jest immanentną cechą naszego myślenia.
To jak to jest z tym ocenianiem i wspomnianymi na początku apelami „Nie oceniaj!”? Da się i czy jest po temu przyczyna, by to w ogóle zarzucić? Ocena jest zła, dobra, czy jest jeszcze inaczej? Problem, jak sądzę, tkwi w błędnym sformułowaniu istoty zagadnienia. Jest furtka sprawiająca, że wilk syty i owca może pozostać cała.
Wnioski
Dojrzałość to nie brak oceny w ogóle. To utopia. Dojrzałość, to świadome powstrzymanie się przed natychmiastową oceną końcową: jedną, ostateczną i od razu autorytatywnie zakomunikowaną. To świadomość, że wszystko, co myślę, to hipoteza, a nie jedyna prawda. „Oczywista” z definicji, bo moja. Co więcej, to też świadomość, że zwykle istnieje równolegle kilka hipotez opisujących obserwowane wydarzenie. Moja jest jedną z nich. Mam ją, a i owszem. Mam i znam nawet przesłanki, z których ona dla mnie wynika (oby!). Gotów jestem argumentować i wyjaśniać innym i moją hipotezę, i przesłanki. Nie obawiam się tego dialogu, nie uciekam od niego. Jednocześnie dopuszczam istnienie innych hipotez oraz ich przesłanek i jestem otwarty na ich poznanie. Bo w tej chwili być może mojej hipotezie nadaję najwyższe prawdopodobieństwo trafności opisu wydarzenia, za to jestem otwarty na weryfikację. W idealnej sytuacji weryfikację pod wpływem zapoznania się z dodatkowymi przesłankami, a nie po prostu opinią/hipotezą kogoś innego.
Tutaj właśnie kryje się problem. Sporo ludzi swoją opinię traktuje jako jedyną, ostateczną i na tyle oczywistą, że nawet dla siebie samych nie przywołują i nie analizują jej przesłanek. Nie mają pojęcia, dlaczego coś myślą, bo to dla nich tak „oczywiste”, że zwalnia z myślenia. I to w kontrze do tego fatalnego zjawiska pojawia się popularny apel „Nie oceniaj!”. Żeby nie być takim, jak ci mądrzy z definicji opisani powyżej. Tylko że to, ani prawdziwe, ani sensowne, choć założenie, jak mniemam, szczytne i idealistyczne.
Jeżeli ktoś robi niewłaściwy użytek z rozumu, to alternatywą nie jest apel o nie używanie rozumu w ogóle
Po pierwsze, nie da się (polityków pomijam). Po drugie, alternatywą jest co innego. Jest to używanie rozumu podług opisanych powyżej zasad (hipoteza, przesłanki, weryfikacja, dialog). Szerzej opisałem to w artykule rozwijającym jeden z kilku postulatów Grice’a, fundamentalnych w komunikacji: „O różnicy między NIE KŁAM a MÓW PRAWDĘ”, LINK.
Podsumowując – ależ oceniaj, ocena jest OK, nie walcz ze swoim mózgiem; za to analizuj źródła swoich ocen i bądź otwarty na ich zmianę, czyli… współpracuj ze swoim mózgiem (z samym sobą).
Obiecałem na początku, że przywołam dwa wyjątki, czyli sytuacje, kiedy nie dokonujemy ocen. Pierwsza jest z górnej półki – jesteś bogiem. Świat ludzi jest wtedy na tak niskim szczeblu, że obserwujesz go tak, jak ci ludzie obserwują np. ważkę. Sobie taka lata i co by nie zrobiła, to nigdy na ocenę się nie załapie, takie to odległe. Drugi wyjątek daje się najlepiej określić niezbyt eleganckim acz popularnym w mediach społecznościowych sformułowaniem „Mam wywalone na wszystko i wszystkich”. To w skrócie oznacza, że nic Cię nie obchodzi świat i zamieszkujący go ludzie, łącznie z najbliższymi. Aż tak to chyba jednak nie jest, prawda…? O! Właśnie przyszedł mi do głowy jeszcze wariant pośredni (naprawdę przyszedł mi do głowy w trakcie korekty, czyli teraz). To okres dojrzałości fizycznej. Jesteś już definitywnie w drugiej połowie życia, masz je poukładane, nie musisz już światu oraz sobie nic udowadniać (nigdy nie musiałeś, ale teraz już to wreszcie wiesz), co daje Ci dystans. Bogiem zapewne nie jesteś, a w tych pozostałych przypadkach mózg, jak wspomniałem, i tak robi swoje. Tyle że się tym mało zajmujesz. A przynajmniej tak Ci się wydaje.
Na zakończenie deser z wkładką. Żeby jeszcze bardziej przybliżyć się do realiów życia, a nie fejsowych prawd. Wszystko to dzieje się pod jeszcze jednym warunkiem – mamy czas na analizę. Wtedy można sobie dywagować o wielości hipotez i różnorodności przesłanek lub pozostawić to mózgowi do jego operacji w tle, a nam pozór, że mnie to nie zajmuje. Gdy czasu nie mamy (pamiętasz pędzący po uliczce osiedlowej samochód? Właśnie wypadł na Ciebie zza zakrętu!), podejmujemy natychmiastową ocenę, a nad jej poprawnością będziemy się zastanawiać później, o ile w ogóle. Skąd to się bierze, że zaraz po uskoczeniu przed pędzącym autem wypsnęło nam się „No żeż, ty łobuzie ty!”.
Sytuacja z „Nie oceniaj” w wersji społecznościowej jest dokładnie taka, jak w przypadku innego mitu Internetów, czyli „Bądź sobą”. Ludzie mówią „Bądź sobą”, a na myśli mają zupełnie co innego. Choć wielu z nich nie zdaje sobie z tego z nawet sprawy klepiąc bez zastanowienia społecznościowe mądrości. Co mają na myśli? O tym oczywiście w innym artykule: „Bądź sobą, jaki piękny mit Internetów…”, LINK. Zapraszam do lektury.
Powiązane wpisy
FREUD – PTOLEMEUSZ czy KOPERNIK?
Patrząc sto lat wstecz, jesteśmy na pewno zdrowsi fizycznie. Tu widać ogromny mierzalny postęp. Żyjemy dłużej, żyjemy lepiej. Leczymy przypadłości, które wtedy były wyrokiem śmierci. Sam jestem tego przykładem. Patrząc
A gdyby Hitler malował piękne obrazy? Etyka w biznesie
Poniżej tekst przypadku opracowanego przeze mnie do dyskusji na temat: etyka w biznesie. Przygotowałem go wedle jednej z klasycznych zasad. Polega ona na tym, że dane wyjściowe są szkieletowe, czyli znamy
Futurolog AI: profesja najwyższego ryzyka
Jaki zawód na początku wieku uznawano za jeden z absolutnie najtrudniejszych do automatyzacji? Chwila napięcia, werble, nadal werble, bo był to… …kierowca samochodu ciężarowego. Tak jest, pojazdu, którego autonomiczne prototypy