
124,7, czyli jak się rodzą teorie spiskowe
Prolog
Uwaga, to historia, która zupełnie nieoczekiwanie dla wszystkich, łącznie ze mną, nabrała rozpędu i zilustrowała bardzo istotne zjawisko poznawcze. Dokładniej – jedno z ważnych źródeł powszechnego błędu poznawczego. Takiego, który stanowi fantastyczną pożywkę teorii spiskowych. Od zawsze aż po tu i teraz, czyli zapewne na zawsze. Warto więc się temu przyjrzeć. Omówmy wydarzenia krok po kroku. Na początku będzie edukacyjnie, później zabawnie, a na końcu „straszno” (teorie spiskowe), za to też edukacyjnie. Po kolei historia wygląda tak…
W LinkedIn (oraz pewnie i innych mediach) mamy ostatnio wysyp ankiet. To nowe narzędzie. Użytkownik wymyśla sobie dowolne pytanie do społeczności oraz proponuje kilka odpowiedzi. Narzędzie jest tak skonstruowane, że czytelnikowi wystarczy kliknąć jedną z odpowiedzi, a system sam je zlicza i przedstawia natychmiast aktualny wynik głosowania. Autor ankiety widzi wyniki w każdej chwili, a jeżeli ktoś inny chce je poznać, to… oczywiście musi wziąć udział w ankiecie. Czyli kliknąć. Fantastyczna psychologiczna pułapka na szczury. No bo mamy ciekawość czytelnika, której zaspokojenie wymaga zaledwie kliknięcia, no to co tam, kliknę i od razu dostanę cukierek w postaci aktualnego wyniku. Właśnie jak ze szczurami w laboratorium. Impuls, natychmiastowa nagroda, jadę dalej szukać kolejnych impulsów i nagród. Do tego sam portal też szczęśliwy, bo wymyślił prosty i wciągający generator ruchu w sieci. A ruch w sieci, to… wiadomo co. Na końcu przekłada się na pieniądze. Co grzechem nie jest. Po to przecież inwestorzy w te portale inwestują. Wszyscy szczęśliwi. No… prawie wszyscy. Dlaczego prawie, patrz niżej.
Rozdział 1 – a to feler, westchnął seler
Całkiem sporo z tych ankiet, z tendencją do większość, ma 3 poważne felery:
– pytają o rzeczy oczywiste, więc i bez ankiety
można obstawiać wynik. Ankietujący chce się „upewnić”, że jego z góry przyjęta
teza jest słuszna i szuka dowodu społecznego, że ma rację. Co więcej, pytanie
jest często tak sformułowane, że od razu widoczna jest intencja pytającego,
wręcz jego preferencje. Krótko mówiąc, odpowiedzi też są tendencyjne. Autor
później szczęśliwy, że większość ludzi myśli tak, jak on (nota bene, raczej nie pomyśli, że to on myśli, jak większość, tylko
właśnie odwrotnie jest…), a szczęście jego tym większe, że zrobił
wspomniany ruch w sieci, więc polubienia, komentarze i szum ma wokół nazwiska
– odpowiedzi albo się zazębiają, albo zostawiają
przestrzeń na inne (nieuwzględnione), czyli wyniki nie mówią nic sensownego.
Zazębiające się odpowiedzi oznaczają, że są przypadki, które pasują do więcej,
niż jednej odpowiedzi. No i bądź tu mądry chcąc wziąć udział. Znacznie częściej
odpowiedzi zostawiają wspomnianą pustą przestrzeń, czyli dotykają zaledwie
kawałka problemu zasygnalizowanego w pytaniu. Autorowi albo się nie chciało,
albo wręcz nie potrafił zauważyć innych i bardzo ważnych przypadków, których jego
prościutka i pisana pod oczekiwany wynik ankieta nie uwzględnia. Bywa, że
wstawia się tutaj „klucz uniwersalny” (otwiera wszystkie drzwi), czyli dodaje opcję
„Inne” albo moje ukochane „To zależy”. W niczym to nie pomaga, żadnej wiedzy
nie dostarcza, taki worek bez dna na wszystko
– grupa udzielająca odpowiedzi jest całkowicie
przypadkowa statystycznie, a same wyniki też nie są później statystycznie
obrabiane. Ot, niereprezentatywne liczby kliknięć. Nawet jeżeli dwa pierwsze
punkty (pytanie i odpowiedzi) są jeszcze choć jako tako skomponowane, to autor
nie ma pojęcia, kto mu odpowiedział i co z tego wynika. Nie o nazwiska
oczywiście chodzi, tylko o analizę statystycznej reprezentatywności. Starzy,
młodzi, kobiety, mężczyźni, specjaliści, dyrektorzy, z miast, czy siół i tak
dalej. Skoro nie analizujemy, kto nam udzielił odpowiedzi, to są one co najwyżej
poglądowe na poziomie bliskim ziemi. Czyli w najlepszym przypadku mogą być prowokatywnym
punktem wyjścia do dalszej dyskusji, bo same wyniki wartością nie niosą. Tylko…
po co prowokować dyskusję na bazie takiego piachu? Ano tak, przecież nie o
wiedzę tu tak często chodzi, a o wspomniane społeczne potwierdzenie i robienie
szumu. Jak odpowiedziała na moje pytanie o sens ankiety jedna z autorek: „…nie mam czasu, ani kompetencji, aby
takie dane w sposób sensowny statystycznie zebrać. Inna sprawa – nie ukrywam –
ciekawi mnie też co się innym wydaje”. Ankieta była spekulatywna od początku do końca,
ale… ruch i szum, panie, ruch i szum ponad wszystko.
Rozdział 2 – na żądanie raz można
W osobnym poście wymieniłem powyższe felery. Całego Internetu nie zmienię, ale może chociaż parę osób zastanowi się, zanim ankietę zaproponuje, albo zanim kliknie. Mniej szumu to zawsze zaleta, choćby nawet tylko trochę mniej. Przygotowałem też przykład takiej ankiety i… okazało się, że podróże naprawdę kształcą! Także te czysto intelektualne. Zadziały się rzeczy bardzo ciekawe, łącznie z tą wspomnianą na początku zupełnie niespodziewaną, za to edukacyjną.
Moje ankietowe pytanie brzmiało tak: „Czy chcesz być zdrowy, bogaty piękny i wiecznie młody?”.
Zaproponowałem następujące odpowiedzi:
– Już jestem!
– Bujaj się, facet…
– Krzyżacy
– 124,7
Zasięg posta po tygodniu: ponad 64 000, z czego 50 000 w 48 godzin (no, no…). Co więcej, ponad 1070 osób podjęło wyzwanie i kliknęło odpowiedź. Nauka pierwsza: algorytm LinkedIn najprawdopodobniej silnie promuje to ankietowe narzędzie do generowania ruchu w sieci. Wierzę w jakość swojego tekstu bazowego o wspomnianych felerach, ale bez wsparcia ankietą z pewnością aż takiego zasięgu by nie miał. Jest dobry, ale zbyt merytoryczny i apeluje jedynie do rozumu, a nie do emocji. Nie zawiera też opowieści, więc nie mam co się oszukiwać. Czy się to komu podoba, czy nie, ankieta (jakakolwiek!) jest w tej chwili skutecznym narzędziem robienia szumu i zasięgów. Długoterminowo to puste kalorie, ale… kto by tam myślał o długich terminach. Tu i teraz króluje, a później się zobaczy.
Zabawa, czyli wyniki, uśmiechnij się:
1. „Już jestem” – 34%
Jesteśmy krajem ludzi szczęśliwych, a nasz rząd oby żył wiecznie i jego wielbłądy zawsze miały ciepły piasek pod stopami oraz kilo wody w garbach. Właśnie naukowo i na liczbach udowodniłem, że ponuractwo i zrzędzenie Polaków, to obrzydliwy mit. Niech nam wszystkie narody zazdroszczą i przyjeżdżają się uczyć, jak to zrobić, by 1/3 ludzi była zdrowa, bogata, piękna i wiecznie młoda. A przynajmniej wierzyła w to. Co zresztą wystarczy, bo „nasze myśli kształtują rzeczywistość, zmieniają DNA, leczą choroby” i takie tam.
2. „Krzyżacy” – 29%
Znowu punkt dla naszego ukochanego rządu i jeszcze bardziej ukochanego przywódcy. Z tymi Niemcami to jednak coś jest na rzeczy i trzeba na nich uważać. Gdzie nie spojrzysz, kryć się może i stać za tym Krzyżak. Czujność jest więc wskazana i naród to widzi!
3. „124,7” – 24%
Tutaj się kryje sygnalizowana kwestia błędu poznawczego i jednego z potencjalnych źródeł teorii spiskowych. Ponieważ to już jest zupełnie na poważnie, omówię to osobno w Rozdziale 3.
4. „Bujaj się, facet…” – 13%
Zaledwie nieco ponad 1/10 uczestników ankiety wybrała wariant agresywno-odburkliwy. Jakże pięknie się to komponuje ze zwycięską odpowiedzią! Polacy nie dość, że szczęśliwi, to jeszcze mili są w zdecydowanej większości i przyjaźni. Powtórzę: niech inne narody przyjeżdżają do nas na naukę, a my na granicy sprzedawajmy bilety i już nic nie będziemy musieli robić, taka to rzeka pieniędzy będzie.
Rozdział 3 – to nie może być przypadek!!
Skąd się wzięła liczba 124,7? Otóż metaforycznie z… sufitu, a konkretniej zza okna. Liczba 124,7 jest tutaj całkowicie przypadkowa. Jako czwarta odpowiedź miała się pojawić po prostu liczba. Patrząc w okno uznałem, że trzycyfrowa plus jedna cyfra po przecinku będzie wyglądać najlepiej. W pierwszym kroku napisałem 123,7. Patrząc na nią nie spodobało mi się jednak, że mamy tu pierwsze trzy cyfry jedna za drugą, więc zamieniłem 3 na 4 i poszło.
Niewiele ponad godzinę później znajomy zasygnalizował, że ciekawie skonstruowałem tę odpowiedź, bo… biblijnie. Ten sam wątek szybko pojawił się też w dyskusji czytelników pod postem. W czym rzecz? Otóż zaglądając do Biblii, znajdujemy psalm…124,7 i brzmi on tak:
Dusza nasza jak ptak się wyrwała
z sidła ptaszników,
sidło się porwało,
a my jesteśmy wolni.
Noo… mocne. Nie dość, że istnieje psalm o takim numerze, to nie jest on z tych naciąganych w interpretacji. Pasuje idealnie. Można go spokojnie uznać za świetną ilustrację „Autorefleksji, autokreacji, dążenia do wolności w każdym wymiarze” itd. A skoro post bazowy generalnie odnosił się do jakości i niezależności myślenia i wynikających z niego działań, to aż się ciśnie na usta „To nie może być przypadek z tym 124,7!”. Znaczy się, musiał być zamierzony ukryty przekaz.
Gdybym już nie żył, każdy czytelnik mojego tekstu mógłby snuć zupełnie bezkarnie dowolne teorie. Bezkarnie w tym sensie, że sam autor, czyli ja, nie mógłby już zabrać głosu. No ale żyję, mam się dobrze na umyśle (jak sądzę) i głos zabieram. Przypominam, 124,7 wstawiłem z sufitu, a nie mam na nim wypisanych psalmów. Mogę jednak przecież sam nie zdawać sobie sprawy ze źródeł własnych tekstów. Nie od parady już Fromm i inni z tej ekipy wypracowali odrębną gałąź psychoanalizy (psychoanaliza literacka) w stylu „Co autor naprawdę miał na myśli i nawet o tym nie wiedział, ale my to rozkminimy lepiej, niż on sam”. Może być więc kilka hipotez, skąd się wzięło owo 124,7. Sam jako autor zaczynam być już w tym momencie bez znaczenia.
Hipoteza nr 1 – przez moje usta przemawia Bóg. Piszę z dużej litery, bo to konkretna święta księga konkretnej religii. Parę setek lat temu zapewne byłoby to rozwiązanie uznawane za najbardziej prawdopodobne. Natchnienie na miarę 44 Mickiewicza. Mimo wielkiej atrakcyjności hipotezy i kryjącego się za tym potencjału (mają ludzie słuchać, co mówię, bo nie ja to mówię, a istota wyższa) przyznam jednak, że to jeszcze nie ten moment w moim życiu. Houston, schodzę do lądowania, wszystkie systemy w normie.
Hipoteza nr 2 – przecież kiedyś gdzieś mogłem ów psalm i jego numer poznać, później o tym zapomniałem i teraz pod wpływem potrzeby moja pamięć go przywołała z pominięciem świadomego myślenia. Używając jakże ukochanych i nadużywanych w sieci słów odbyło się to „intuicyjnie” i w „głębi podświadomości”. Dla wszystkich tak zakładających mam złą wiadomość: nie ma takiej opcji. Nie czytałem, nie widziałem, jest to także dla mnie absolutna nowość.
Hipoteza nr 3, czyli wyjaśnienie – każda liczba może być w jakiś sposób znacząca i jakiejkolwiek bym nie wstawił, znajdzie się wyjaśnienie w stylu „Mam cię, to nie może być przypadek!”. Przytoczę prosty przykład. Pamiętasz Ericha von Dänikena i jemu podobnych? Jeśli nie, to przypomnę, że to jeden z najbardziej znanych w swoim czasie propagatorów wizyt kosmitów na Ziemi i ich sterowania naszą cywilizacją od zarania dziejów. Jeden z tysięcy „niepodważalnych” konceptów jego i jemu podobnych bazował także na prostych manipulacjach liczbami. No bo jeśli pomnoży się wysokość piramidy Cheopsa przez X, to otrzymujemy odległość Ziemi od [wstaw, co zechcesz, np. Syriusza], a to nie może być przypadek! Albo gdy się podzieli wysokość tejże piramidy przez bok podstawy i doda przekątną komory grobowej, to mamy takie same proporcje, jak [wstaw, co zechcesz]. Biorąc jeszcze pod uwagę, że kształt piramidy jest podobny do niektórych kryształów, a trzy piramidy są ustawione na wzór pasa w gwiazdozbiorze Oriona, to… I tak dalej, i tak dalej. Nie znamy i nie poznamy dokładnej wysokości ani długości boków podstawy piramidy, to raz. Już to dyskwalifikuje całą resztę wnioskowania. Poza tym, zawsze znajdzie się gdzieś coś, co pomnożone, czy podzielone dopasuje się do takiej zabawy liczbami, to dwa.
Wróćmy teraz do naszych 124,7. W samej Biblii wersów mamy takie zatrzęsienie, że jakiejkolwiek liczby bym nie użył w rzędach wielkości do tysięcy, coś się dopasuje. Dołożenie interpretacji do takiego dopasowania, to już betka. A przecież oprócz Biblii mamy jeszcze masę innych świętych i nieświętych ksiąg. Ogromna część z nich ma np. stronę 124., na której jest wiersz 7. od góry lub od dołu. To tylko kwestia czasu i szczęścia, by odkryć, że np. w jednej z nich właśnie tam rozpoczyna się dwuwiersz „…którzy się wynoszą i wbijają w pychę, to tych ukarze Bóg karą bolesną”. Dobre? Dobre. Pasuje! Do wszystkiego, bo uniwersalne. Tym razem, to… Koran, PIW, 1986. Tadam!. Co więcej, formatów wydań może być wiele, więc to samo dzieło, może mieć różne rzeczy na stronie 124. Do tego dołóżmy jeszcze wszelakie światowe kodeksy prawne z paragrafami i podpunktami oraz dzieła literackie i hulaj dusza. Jeszcze gdy się okaże, że autor miał daną książkę w swojej bibliotece, to już dla wielu dowód niepodważalny. Uff…
Łatwo udowodnić w ten sposób, że nic na tym świecie nie jest przypadkiem. Jest za to wymyślonym przez [wstaw, co i kogo zechcesz] konspiracyjnym przekazem dla wtajemniczonych lub właśnie wręcz spiskiem. Tym bardziej, że, jak napisał Sławomir Mrożek „Brak dowodów, że spisek istnieje, jest najlepszym dowodem na istnienie spisku, bo spisek polega właśnie na tym, żeby nie było dowodów”. A my tu mamy dodatkowo taką potężną przesłankę! Tajna liczba-kod, święta księga, przekaz dla wtajemniczonych i tak dalej. Między innymi właśnie tak rodzi się masa teorii dawniej królujących w druku i przekazach ustnych, a dzisiaj w Internecie. W tym teorie spiskowe. No bo „To nie może być przypadek!”. Ależ może, może. Tylko to byłoby zbyt trywialne jak na naszą potrzebę znalezienia wyjaśnienia wyższego rzędu. Więc je znajdujemy i wierzymy w nie. Świadomość tego i umiejętność panowania nad własnymi odruchami tego typu jest jedną z podstaw myślenia krytycznego.
Jakże fantastyczna historia nam niechcący się ukazała na bazie tekstu o ankietach w LinkdIn! Za co wszystkim uczestnikom dziękuję.
Powiązane wpisy
Szczęście a pieniądze, czyli dają czy nie?
Jest takie jedno z tych wiecznie żywych pytań, które zawsze wzbudza emocje i niekończące się dyskusje: czy pieniądze dają szczęście? Jest to jedno z zagadnień typu gdzie jest wiatr, gdy nie wieje? Samo
Autorefleksja, czyli o pożytku posiadania wagonu amunicji
Trzy z moich poprzednich artykułów dotyczyły kilku węższych obszarów autorefleksji. Łatwo te artykuły odnaleźć, bo…, cóż za niespodzianka, w ich tytule zawarte jest słowo kluczowe „autorefleksja” (wedle zasady – jeśli
100 000 odsłon w rok i dziesięć miesięcy!
Gdybyśmy mieszkali w Korei Północnej, Wenezueli, Chinach lub nawet Polsce, ale kilkadziesiąt lat temu, napisałbym tak: strona dariuszuzycki.com oraz książka „Czy jesteś tym, który puka?” kontynuują swój nieustannie zwycięski pochód