Mega wzrusz Endrju, cz.7, Kansalci

Mega wzrusz Endrju, cz.7, Kansalci

Po opuszczeniu plemienia Kałcze Kałcze Endrju ocknął się tam, gdzie zawsze. Na śmietniku. Życia oraz miasta. Nie dość, że brud i smród, to sensu życia jak nie znał, tak nie znał. W nieodległym prestiżowym centrum miasta mienił się i przyciągał wzrok biurowiec. Środek nocy, oczywiście wszyscy przy biurkach. Magnetyzująco mienił się neon okupującej go firmy konsultingowej – Papaver LionS. Przez okna najwyższego piętra patrzył przenikliwie na świat sam ON, prezes. Endrju wstał i poszedł w kierunku światła. A że prezes miał dobry humor, to go przyjął.

Endrju – Gdzie jestem, co to za miasto? Prezes – Jesteś w Celtic Bruins. Nie za wielkie, ale kluczowe sioło tego świata.

A ty kim jesteś? Nazywam się Homealone. Jestem szefem najpotężniejszego zakonu XXI wieku, Kansaltów. Mój tytuł, to Prezes Siio.

Czego trzeba dokonać, by zostać rycerzem Kansaltów? Musisz być skoncentrowany na misji. Jej imię Ebidta. Musisz się też wyzbyć bajek dla maluczkich. Tych o nibyetyce. Ludzi wielkich czynów, czyli nas, one nie dotyczą. Zbyt wielkie cele nam się marzą, by wiązać sobie ręce jakimikolwiek regułami dobrymi dla dyscyplinowania tych tam, na dole.

Coś jak Raskolnikow? Raskolnikow? To jakiś Rosjanin? Nie znam. Mamy tam świetne kontakty z towarzyszem Dablju Dablju, wielki to człowiek. Wyznajemy te same zasady, choć nie zawsze nam po drodze.

Raskolnikow to postać literacka, z XIX wieku. Literacka?! Nie zawracamy sobie głowy niczym, co nie dotyczy doskonałości operacji finansowych i optymalizacji Misji E. Jeżeli chcesz dojść do biurka na ostatnim piętrze musisz w 100% wykorzystać czas na doskonalenie tej doskonałości. Masz być analfabetą z całej reszty. Literatura, rodzina, historia, przyjaciele, sztuka i cała ta reszta, to strata czasu. To cię osłabia! A my tu słabych w zakonie nie potrzebujemy. Mówiąc to, prezes wstał i podszedł do ściany.

Co robisz?! Pora na rytuał. Homealone wyciągnął z szafy dżalabiję, narzucił na garnitur, rozwinął w rogu gabinetu dywanik, uklęknął w kierunku namalowanej na ścianie litery M. Kilka razy uderzył czołem w podłogę mrucząc coś niewyraźnie. Następnie schował dywanik i strój do szafy i wrócił do Endrju. Widząc jego zdziwione oczy, wyjaśnił: mamy interesy wszędzie, to i do wszystkich bogów trzeba się modlić. No… przynajmniej procedury znać, żeby lokalni myśleli, że jesteśmy po ich stronie.

A nie jesteście? Jesteśmy zawsze po swojej stronie. Jeżeli ich strona jest po tej samej, co nasza, to jesteśmy także po ichniej. Biada im, jeśli zechcą zmienić…

Endriu zobaczył na ścianie zdjęcie prezesa w otoczeniu kilku na biało ubranych brodatych ludzi, również w dżalabijach.

O, to widzę zrobione w stolicy Deserta Felix! Pan tam poleciał? Przecież oni kroją ludzi niechętnych wodzowi, jak słyszałem? Oczywiście, że poleciałem! Zrobiliśmy tam kilkaset pięknie opłaconych projektów. Będziemy robić następne. Moja obecność to wyraz najwyższej odpowiedzialności za dobro zakonu, czyli cywilizowanego świata. Bo cywilizacja, to my. Nie sam tam poleciałem. Prezes Patriot też był. Wielu innych wciąż tam lata. Te wiadomości o pokrojeniu tego niechętnego wodzowi niesprawdzone są. Mógł się sam pokroić. Oni są do wszystkiego zdolni, ci bezrozumni opozycjoniści… To pewnie prowokacja była.

Eee, a teraz co robisz? Pora na rytuał. Prezes Homealone przeszedł trzema krokami do drugiego rogu gabinetu. Stanął prosto twarzą do litery J, złączył nogi, lekko pochylił głowę i znowu coś niewyraźnie pomruczał. Następnie trzema krokami wrócił do Endrju.

A to? W tamtej części świata też mamy interesy. Lokalni muszą nas kochać, więc do ich bogów też się modlimy. Przecież wszyscy ci bogowie to i tak ściema. Cóż nam więc szkodzi.

Czym się zajmujecie? Mówimy zleceniodawcom to, co i tak już wiedzą. Ale boją się o tym powiedzieć głośno, więc mówimy to my. A później mogą mówić, że to wszystko przez nas. Każemy sobie za ten ich komfort słono płacić. Oj, słono…

A tak konkretniej? Pewnie nie znasz przypowieści o sowie i myszach…? Przyszły myszy do mądrej sowy i zapytały, co zrobić, żeby już nie być na samym dole łańcucha pokarmowego. Sowa na to: zamieńcie się w jeże, dzięki kolcom większość zwierząt da wam spokój. I wystawiła fakturę. Potężną. Zachwycone myszy na odchodnym zapytały: a jak mamy się zamienić w jeże? Na co sowa: ja jestem od doradztwa strategicznego, o implementacji rozmawiajcie z kim innym. No to my takie sowy jesteśmy. Czyli od wielkich idei!

A macie jakichś wrogów? O tak, dwóch. To takie same zakony, tylko modlą się do fałszywych bogów. Zdrajcy, łobuzy, sprzedawczyki i łachudry! Zwą się Kąpielowcami oraz Bill Cosby Generator. Najgorsza zaraza! Gardzimy nimi! Reszta zakoników się nie liczy. Zazdroszczą nam tylko i nienawidzą, gdy odrzucamy ich podania o przyjęcie do nas.

Znowu idziesz do rogu?! Taka robota, pora na rytuał. Prezes przeszedł do trzeciego rogu gabinetu. Nacisnął inkrustowany w Papavere guzik i ze ściany wyjechał konfesjonał. Przyklęknął i pomruczał coś niewyraźnie do zakratowanego okienka, za którym nikogo nie było. Następnie wstał, otrzepał kolana, wcisnął ponownie guzik, konfesjonał złożył się do ściany, a prezes wrócił do Endriu.

Co mruczysz podczas tych rytuałów? Nie mam pojęcia. Ważne, żeby ustami ruszać i z przejęciem. Interesy robimy wszędzie i z wszystkimi, więc trzeba umieć się dostosować do sponsora. Ćwiczę je codziennie, a sekretarz mówi mi tylko, który mam wykorzystać w zależności od tego, do jakiego sponsora jadę.

A jest jakiś prawdziwy rytuał, prawdziwa wiara? W odpowiedzi Homealone spoważniał i nacisnął guzik pod blatem biurka. Stojąca na głównej ścianie wielka szafa otworzyła się i wyjechał duży kapiący złotem i kamieniami szlachetnymi ołtarz. Do tego modlimy się naprawdę, w to wierzymy i tylko w to. To ołtarz Góry Tarika. Więcej nie powiem. Domyśl się sam, czym jest nasze bóstwo. Jeśli tego nie dojdziesz, nie jesteś dostatecznie bystry, by dołączyć do zakonu. A my tu tylko bystrych bierzemy. Najpierw na oszołomione blaskiem władzy mięso. A jeśli przeżyjesz, to dalsze piętra stoją otworem.

A te surowe reguły zakonne dotyczą tylko was? O, nie, to dotyczy i nas, i Kałczów, i Łowców Głów, i Pałerbajerów, i Seledynowców, i Soszialnindżowców, i Hajerów itd. Chcesz być na szczycie szczytów mając prawdziwą władzę, zapomnij o jakichkolwiek ograniczeniach. Szczególnie o tych dyrdymałach, co to dla słabych są. Taki Brat Doff na przykład. Raz ma, a raz nie ma. Ale 65 miliardów piechotą nie chodzi, więc warto być odważnym. Skrupuły są przy małych kwotach, dla małych ludzi.  Jeśli nie zapomnisz o tych niby ograniczeniach, skończysz w dolnej połowie budynku. Do tego innego, niż nasz. Bo u nas nawet na samym dole w 100% po naszemu trzeba myśleć. Innych nie bierzemy. Widzę w tobie potencjał, Endriu. To jak, idziesz z nami?

Endrju zamyślił się, później spojrzał na prezesa Homealone i odpowiedział.

 

PS zdjęcie pochodzi z filmu „Szczęśliwy człowiek” (1973). Ten genialny film jest pierwowzorem przygód Endrju. Zarówno co do formy, jak i idei. Choć mój cykl do pięt mu oczywiście nie dorasta.

Previous Etyka w biznesie - wszyscy jesteśmy więźniami
Next Humanizować AI, czy dehumanizować człowieka?

Powiązane wpisy

Komunikacja

3 poziomy słuchania, czyli mieć uszy to za mało

Od 17 lat zajmuję się zawodowo… prowadzeniem rozmów. Do tego można sprowadzić moje aktywności w obszarze executive search i doradztwa osobistego (kariera, przywództwo, komunikacja). Nawet moje wykłady i wystąpienia wpisują

Komunikacja

Nie zaśmiecaj LinkedIn, cz. 4. Masa, czy rzeźba?

Bardzo częste i oczywiste pytanie: jak rozbudowywać swoją sieć kontaktów w LinkedIn? Czy przyjmować wszystkie zaproszenia, czy i jak je filtrowć i czym się kierować samemu wysyłając zaproszenia? Z moich

Komunikacja

Moich 5 zasad działania w LinkedIn (i nie tylko)

Niedawno pozwoliłem sobie umieścić krótki post podsumowujący w 5. punktach moje osobiste zasady udziału w codziennym życiu społeczności LinkedIn. Był to w najprostszej (celowo) postaci spersonalizowany kodeks pozwalający mi nawigować