Nie zaśmiecaj LinkedIn, cz.3. O czym pisać?
Pytanie tytułowe systematycznie powraca i odnosi się do wszystkich kluczowych portali, jak: LinkedIn (jestem od dawna), Facebook (jestem od niedawna), Instagram i inne (nie ma mnie, ale czytam o nich). Coraz więcej ludzi dochodzi do poniekąd słusznego wniosku, że „przydaje się tam zaistnieć”. Strategii zaistnienia jest wiele. Jedną z nich jest tworzenie treści. Celowo użyłem słowa tworzenie. Można też publikować treści innych autorów. Mam na myśli uczciwe propagowanie, a nie plagiat. To bywa bardzo pożyteczna rola. Pod warunkiem dbałości o dobór treści. Koniec końców jest wtedy się jednak propagatorem, może i rozpoznawalnym, ale jednak wtórnym. Co własnej rozpoznawalności długoterminowo nie buduje. Staje więc człowiek symbolicznie przed problemem (bo w rzeczywistości siedzi przed monitorem i myśli):
o czym pisać?
Najlepiej o czymś takim, żeby lud zakrzyknął w zachwycie i natychmiast zaczął rozdzielać polubienia i udostępnienia, obdarzając jednocześnie pełnymi zachwytu komentarzami. Od razu. I bez przerwy.
Pytanie w sumie zasadne. Na tyle zasadne, że wszyscy zawodowi (za pieniądze) i amatorscy (dla sławy) doradcy coś doradzają. Mam i ja swoją odpowiedź. Jest ona moja i dla mnie. Nie mam ambicji głoszenia, że to jedna jedyna, ale u mnie się sprawdza bardzo dobrze. Tym ciekawsza, że nawet tak odległa od mojego stylu aktywności postać, jak Gary Vaynerchuk, głosi w swojej książce… to samo. On później poszedł w swojej karierze Endrju tak daleko, że tę zasadę musiał złamać, ale źródła mamy te same, jak się okazuje.
Niedawno miałem okazję wystąpić po raz pierwszy (i jedyny) na spotkaniu serii LinkedIn Local (Kraków). Reakcja uczestników była żywa i padło sporo pytań. Jedno z nich dotyczyło właśnie omawianej tutaj kwestii (przytaczam z pamięci): jak wybierać atrakcyjne tematy dla odbiorców?
Podzieliłem się swoim osobistym podejściem: w ogóle się nad tym nie zastanawiam; piszę o tym, co jest pasjonujące dla mnie. Dopiero później okazuje się, że to jest bardzo często interesujące też dla innych. Z czego się oczywiście cieszę. Za to początek jest w mojej pasji.
Rozmowa miała swój ciąg dalszy w kuluarach: ale mnie pasjonuje narciarstwo; jak o tym pisać, skoro zawodowo zajmuję się czym innym?
Moja odpowiedź: o samym narciarstwie, to rzeczywiście niekoniecznie warto pisać w Linkedin; ale można i warto znaleźć punkty styczne z wykonywanym zawodem (a jest ich wiele) i wpleść je w swoją opowieść. By uczynić ją jeszcze prawdziwszą, indywidualną, plastyczniejszą i wynikającą z autentycznej pasji. Sam tak robię i nie jest to przejawem chytrego planu. Włączam swoje zainteresowania literaturą, filmem, historią, naukami ścisłymi, czy… grami komputerowymi. Po prostu „robię, bo lubię”. Żadnego kombinowania pod górę i męczenia się, co by tu nadziewać na haczyk, by odbiorcy masowo połykali. Tym bardziej, że moim „problemem” jest nadmiar idei, a nie ich brak.
Podsumowanie:
- jest pasja i dużo pomysłów, to zapisuj się do Snajperów albo Armii Czerwonej
- nie ma pasji, a pomysłów kilka i przychodzą z trudem, to pozostań świadomym Hobbystą. Nie męcz siebie i czytelników. Bardziej sobie zaszkodzisz, niż pomożesz.
Strategie Snajpera, Armii Czerwonej i Hobbysty będą oczywiście omówione w dalszej części serii.
O tym, jaki podstawowy błąd początkujący twórcy notorycznie popełniają na starcie swojej autorskiej aktywności w sieci… też kiedy indziej :-). Jest to błąd tak powtarzalny, że mogę go obstawiać w ciemno.
Pomijając na razie inną kluczową kwestię, czy „ja w ogóle umiem pisać”… Klarownie, po polsku, stylowo, bez błędów. Bo chcieć pisać, to jedno, a umieć pisać, to drugie.
Powiązane wpisy
Mega wzrusz Endrju, cz.7, Kansalci
Po opuszczeniu plemienia Kałcze Kałcze Endrju ocknął się tam, gdzie zawsze. Na śmietniku. Życia oraz miasta. Nie dość, że brud i smród, to sensu życia jak nie znał, tak nie
Skuteczne CV (i nie tylko), czyli anty-Barnum
Popularność artykułu „CV jak horoskop, czyli efekt Barnuma” przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ma on już ponad 10.000 czytelników i liczba ta systematyczni rośnie. Jest to jasny sygnał, że mimo pozornej
Bardzo mądre „Głupie pytanie rekrutacyjne” nr 1
To pytanie z rozmów rekrutacyjnych jest chyba w sieci wykpiwane najczęściej: „Gdzie się pan/i widzi za x lat?”. No jeden wielki bezsens, mówią ludzie. Raz, że co was to obchodzi.