Motywujesz i angażujesz ludzi? Krzywdzisz ich…

Motywujesz i angażujesz ludzi? Krzywdzisz ich…

WSTĘP

Motywacja i zaangażowanie ludzi oraz ich zwiększanie przez liderów, to ostatnio bardzo popularna tematyka. Regularnie pojawiają się wyniki ankiet przeprowadzanych w różnych firmach i środowiskach. Na bazie tych wyników wyciąga się zwykle alarmujące wnioski w stylu:

– poziom motywacji i zaangażowania jest niski, za niski

– trzeba te parametry systematycznie zwiększać.

Konia z rzędem temu, kto racjonalnie udowodni, gdzie i jakie powinny być poziomy motywacji i zaangażowania. Czy na wszystkich stanowiskach takie same? Czy przez cały czas takie same? Czy np. 45% to już dobrze? Czy też owo dobrze zaczyna się od 60% i dlaczego właśnie tutaj? Nie do pominięcia jest też fakt, że nie mamy żadnego obiektywnego „zaangażowaniomierza”. Bazujemy na subiektywnych ocenach własnego zaangażowania podawanego przez ankietowanych. Ze szczególnym naciskiem na słowo subiektywnych.

Pomińmy jednak te oczywiste wątpliwości i przyjmijmy za dobre intuicyjnie zrozumiałe założenie: jednym z zadań lidera jest analiza motywacji i zaangażowania ludzi oraz ich zwiększanie (lub utrzymywanie na wysokim poziomie). Tym bardziej, że jest ono powszechnie propagowane.

Prawda czy fałsz? Moja odpowiedź brzmi – półprawda, która w konsekwencji prowadzi do katastrofy. Katastrofą nazywam w tym przypadku krzywdę wyrządzaną ludziom, a w konsekwencji także wynikom firmy.

STAN POWSZECHNY

Skoro „wszyscy” mówią, że tak trzeba, to zwracasz dużą uwagę na maksymalizację poziomu motywacji i zaangażowania podwładnych. Tym bardziej, że jednocześnie odczuwasz dużą presję swoich szefów w kierunku maksymalizowania wyników pracy Twojego zespołu. Cele ciągle w górę, droga jednokierunkowa. Jakoś nie słychać, by gdziekolwiek obniżano oczekiwania wyników sprzedaży, obsługi klienta itd. Tym samym i zaangażowanie, i wyniki są pod presją maksymalizacji.

Jeżeli oba procesy maksymalizacji są stałe w czasie, to efekt może być tylko jeden. Krótkoterminowo zapewne osiągamy efekt wzrostu. Długoterminowo wyrządzamy ludziom krzywdę, a i wyniki będą musiały na tym ucierpieć. Co więcej, bardzo dobrze o tym wiesz! Tylko… z innych obszarów i nie łączysz kropek w obrazek.

Odwołajmy się do tych oczywistych doświadczeń. Jeździsz samochodem? Najprawdopodobniej tak. Choćby jako pasażer. Czy daje się na pustej autostradzie docisnąć pedał gazu do podłogi i gnać tak 500 km bez przerwy? Daje się. Dlaczego tego w większości przypadków nie robimy (odkładając kwestię przepisów i bezpieczeństwa)? Już chyba zaczynasz rozumieć… Bo zajeździmy silnik. Jeżeli wszystko, co zrobiliśmy, to zwiększenie ilości paliwa (motywacja i zaangażowanie!), to coś w którymś momencie pęknie. A jeżeli nie pęknie od razu, to radykalnie zmniejszy się wytrzymałość i czeka Cię przyspieszony remont. Nie mówiąc już o kosztach paliwa, którego zużycie gwałtownie rośnie.

Bo jeździmy normalnymi samochodami, a nie tymi szykowanymi do Le Mans 24h. Bo zarządzamy normalnymi ludźmi, a nie elitą komandosów SEALS.

Co robi dobry kierowca eksploatujący silnik? Utrzymuje  obroty w przedziałach, do jakich został zaprojektowany. Daje mu też odpoczywać. Dotyczy to także dynamiki zmian obrotów, czyli… nie szarpie. Chcesz jeździć szybciej i dynamiczniej? Nie ma sprawy – dostosuj do zachcianek swojej nogi także układy wspomagające silnik, jak smarowanie, chłodzenie, rodzaj opon itd. Autostrada, to jedno. Za to ruch miejski jeszcze lepiej odzwierciedla zmienność sytuacji w firmie. Szarpiesz w mieście autem jak szalony, czy jednak wolisz zadbać o płynność (co wcale nie musi oznaczać bycia zawalidrogą, wręcz przeciwnie)?

Inne przykłady daje nam sport. To już całkowicie w odniesieniu do ludzi. Są trenerzy, których drużyny i zawodnicy osiągają spektakularne sukcesy, by po maksymalnie kilku sezonach równie spektakularnie zgasnąć. Przyczyną jest często nadmierna eksploatacja  zawodników. Wymaga się od nich bardzo dużo i jednocześnie zbyt mało dba się o regenerację i stały dopływ energii. Zarówno na poziomie fizycznym, jak i mentalnym. Działacze zauroczeni sukcesem takiego trenera ściągają go do swojego klubu, gdzie daje im krótkoterminowy sukces, by następnie… zostać ściągniętym na identyczną misję przez kolejnych działaczy. Z czego trener skwapliwie korzysta, bo tutaj właśnie zaczęło się sypać.

Dlaczego Robert Lewandowski wzbudza taki podziw? Oprócz tego, że strzela bramki wszyscy fachowcy podkreślają, że nie imają się go kontuzje. Szczęście? Być może, ale przede wszystkim systematyczna i bardzo przemyślana praca na drugim końcu – czyli na dbałości o regenerację i stały dopływ energii. Fizycznej i psychicznej. Sama motywacja i zaangażowanie do ciężkich treningów i dawania z siebie wszystkiego podczas meczów, to droga do zatracenia.

STAN POŻĄDANY

Jeśli pracujesz nad motywacją i zaangażowaniem swoich ludzi, to jednocześnie powinieneś równie intensywnie wspierać ich w uczeniu się i praktykowaniu indywidualnych sposobów regeneracji psychicznej i fizycznej. To Twój obowiązek. Tak samo ważny, jak ta pierwsza część. Jeśli koncentrujesz się tylko na niej, robisz ludziom krzywdę. Jesteś co najwyżej technokratą, ale na pewno nie liderem w nowoczesnym rozumieniu tego słowa.

Młodzi, czy też początkujący szefowie najczęściej w ogóle o tym nie wiedzą. Nawet w odniesieniu do samych siebie, a co dopiero innych ludzi. Niesie ich entuzjazm i zapał i to samo chcą wzbudzić w zespole. Tylko to.

Z kolei starsi i nawet bardziej doświadczeni szefowie wiedzą o tym w odniesieniu do samych siebie. Niejednokrotnie nawet wypracowali sobie świadome techniki wspomnianej regeneracji. Za to zbyt często domyślnie przyjmują, że to jest albo oczywiste i wszyscy mają taką wiedzę i doświadczenie (nieprawda), albo jest to prywatna sprawa każdego, bo „Ja odpowiadam tylko za czas pracy moich ludzi” (też nieprawda).

No chyba że jest to właśnie świadoma polityka zarządu firmy: pompujemy wszystkimi środkami, łącznie z manipulacją, motywację i zaangażowanie ludzi na maksa; oni osiągają ponadprzeciętne wyniki; w momencie kryzysu fizycznego / psychicznego wyrzucamy człowieka („nie dał rady, słaby, nie sprawdził się, jednak pęka”), a pozyskanemu na jego miejsce… pompujemy motywacje i zaangażowanie na maksa. I tak w kółko. Znamy takie firmy, znamy takich szefów przecież. Być może to nawet Ty nim jesteś. W najlepszym przypadku nieświadomie.

ROZWIĄZANIE

Zapraszam do lektury artykułu „Strefa śmierci, nasz chleb codzienny…” (LINK). Tam, oraz w artykułach z nim powiązanych, pokazuję, jak sobie z tym praktycznie radzić. Od dzisiaj. W ramach konkretnych zachowań poddających się codziennej kontroli.

PS tytuł jest oczywiście prowokujący. Na samym końcu chciałbym dodać „(być może)”, oczywiście.

Previous Wiedźmin a sprawa polska, czyli autorefleksja
Next Jadą na Ciebie Tygrysy. Co robisz?

Powiązane wpisy

Przywództwo

Etyka w biznesie – czy wczoraj ma znaczenie?

Większość z nas, być może nawet zdecydowana większość, jest przekonana, że ma ustabilizowany system wartości. Wierzymy również całkiem szczerze, że potrafimy obiektywnie obserwować rzeczywistość i dokonywać równie obiektywnych ocen. Taki

Przywództwo

Jest albo nie jest, czyli „szef w wielkiej firmie”

Proszę sobie przypomnieć początek filmu Gladiator. Kilka minut zaledwie. Pierwsze DWIE minuty po napisie Germania. Tylko przygotowania do bitwy.

Przywództwo

Mity przywództwa cz.1: JESTEM LIDEREM FIRMY

Demetriusz królował w Macedonii ok. 300. p.n.e., czyli po rozpadzie imperium Aleksandra Wielkiego. Uwielbiał królowanie, szczególnie w jego aspektach wojennych, damsko-męskich i przysługujących mu królewskich nadzwyczajnych praw (jak sądził). Oblegał