Po co nam kompetencje międzyludzkie w erze robotów?

Po co nam kompetencje międzyludzkie w erze robotów?

Zaproszono mnie do podzielenia się refleksjami na tak postawione pytanie podczas II konferencji Shared Service (in) Centre. Pytanie szczególnie uzasadnione w kontekście tejże konferencji. Centra usług wspólnych zaczynają być automatyzowane na potęgę, a skrót RPA (Robotic Process Automation) jest bodajże najczęściej pojawiającym się określeniem. Czy przesył i obróbka informacji stanie się najważniejszy, a kompetencje międzyludzkie stracą na ważności? Kontekst zaczyna być zresztą znacznie szerszy. Inny skrót, czyli AI (Artifficial Intelligence) też już się zadomowił w naszej świadomości. Coraz więcej w przestrzeni publicznej dywagacji, jakie skutki niesie rozwijanie przez nas tego obszaru. Dywagacji w ogromnej części amatorskich i bezproduktywnych, bo wynikających z niewiedzy, ale tematyka jak najbardziej ważna i na czasie.

Rozważając tytułowe zagadnienie postanowiłem nawiązać dialog ze słuchaczami. Bardziej zależało mi na wywołaniu u każdego refleksji i zasugerowaniu kierunków własnych poszukiwań, niż na kompletnym wywodzie (czyli tzw. ogólnej teorii wszystkiego). Poniżej właśnie zestaw kluczowych pytań, które mi się nasuwają w tym kontekście. Pytań uzupełnionych o sugestie najbardziej prawdopodobnych odpowiedzi. Rzecz w tym, by bardzo ogólne pytanie sprowadzić do uchwytnych codziennych zachowań. By każdy mógł się z tym zmierzyć na swój osobisty sposób.

1 900 000 vs 150

Zachwycamy się dynamiką rozwoju technologii. Słusznie, jest imponująca. Zderzmy jednak ze sobą dwie liczby. Pierwsza to 1 900 000 – milion dziewięćset tysięcy. Tyle mniej więcej lat trwa rozwój od homo habilis do człowieka współczesnego. Tyle lat kształtowała się nasza cielesność, umysł i wszystko to, czym zajmuje się antropologia i jej liczne działy.

Druga liczba, to 150 – sto pięćdziesiąt. Tyle mniej więcej lat trwa rozwój technologiczny. XIX wiek przyniósł rewolucję przemysłową, która gatunkowi dominującemu (nam), ale w większości po prostu wegetującemu na granicy przetrwania przyniosła eksplozję demograficzną i wzniesienie się ponad wspomnianą wegetację. Ta rewolucja wciąż trwa i nic nie wskazuje, by jej geometryczny postęp miał się w najbliższej przyszłości zatrzymać.

A teraz zderzmy te liczby ze sobą. Milion dziewięćset tysięcy i sto pięćdziesiąt. Co by nie mówić o dynamice zmian w tych stu pięćdziesięciu latach, to blado one wyglądają stanowiąc zaledwie 0,008%. Kropka w porównaniu z ogromną płaszczyzną. Tym bardziej, że… ta dynamika zmian dotyczy naszego otoczenia, ale w bardzo małym stopniu nas samych. Wszystkie podstawowe elementy naszego życia i „konstrukcji” są te same. Cokolwiek byśmy nie opowiadali o nakładce kulturowej i technologii, to nasze życie wciąż jest podporządkowane zdobywaniu pożywienia oraz rozmnażaniu. Tyle że zamiast wałęsać się po okolicy zbierając owoce i polując, chodzimy do pracy. Wciąż stanowi to większą część naszego życia. Model naszego trwania i nasz model istoty biologicznej jest od setek tysięcy lat ten sam. Zmieniły się tylko „zabawki”. Zamiast gałęzi mamy w ręku smartfon. Zdobywamy jedzenie i picie, znajdujemy partnera, mamy dzieci, umieramy. Wystarczy popatrzeć, co się dzieje gdy znika kontrolna rola państwa (Bałkany to nasza cywilizacja…). Jak szybko podstawowe popędy biologiczne (walka o zasoby, wszystkie atrybuty gatunku drapieżnego) biorą górę. Roboty robotami, a my wciąż jesteśmy tą samą istotą działającą wśród podobnych sobie istot.

Po tym fundamentalnym i dosyć oczywistym spostrzeżeniu (choć może dla niektórych mało komfortowym) zadajmy sobie kilka bardziej szczegółowych pytań.

Czego żałujemy na łożu śmierci?

Ha! To pytanie było już zadawane wielokrotnie. Było też przedmiotem zapisków ludzi, którzy z racji zawodu stale towarzyszą umierającym. Wystarczy przytoczyć choćby te bardzo znane, pochodzące od Bronnie Ware, opublikowane w formie książkowej. Myślisz, że czołowe odpowiedzi dotyczyły tego, że chcielibyśmy więcej pracować, mieć więcej pieniędzy, być sławnym, czy zrobić błyskotliwą karierę? Jeśli tak, to jesteś w mniejszości. Odpowiedzi powtarzające się najczęściej mieszczą się w dwóch obszarach:

– że nie przeżyłem życia na swoich warunkach, wedle swoich marzeń (niespełnienie)

– że zbyt mało czasu spędziłem z innymi ludźmi, szczególnie rodziną.

Nic dodać, nic ująć. Można zresztą zrobić sobie krótki eksperyment intelektualny. Wyobraź sobie, że to Twój ostatni dzień życia, zaraz umrzesz. Co jako pierwsze przychodzi Ci na myśl? Czego ewentualnie żałujesz? Idę o zakład, że większość z nas pomyśli o czymś związanym z najbliższymi, z ludźmi. Raczej nie z technologią, pracą, czy robotami. Inni ludzie będą najprawdopodobniej kluczowym elementem Twoich myśli w tej tak wyjątkowej sytuacji. Nawet jeśli chwycisz w tej chwili za smartfon, to nie dla niego samego. Po to przecież, żeby skontaktować się z kimś szczególnie dla Ciebie ważnym.

Co dla Ciebie oznacza szczęście?

Intencja tego pytania i w tym miejscu wcale nie jest filozoficzna. Wręcz przeciwnie. Chcę odwołać się do Twoich pierwszych i natychmiastowych skojarzeń. Co przychodzi Ci na myśl w pierwszych ułamkach sekund, gdy pomyślisz „szczęście”?

Czy jest to bycie w zasięgu wi-fi? Czy jest to pełna bateria w Twoich urządzeniach? Czy jest to możliwość spędzenia czasu w pracy? A może kinie? A jeśli pomyślałeś o kinie, to byłeś tam sam? No właśnie… Najprawdopodobniej u większości z nas w pierwszym przebłysku pojawił się obraz ludzi. Dzieci, partnera, matki, ojca, przyjaciela.

Co czyni Ciebie nieszczęśliwym?

Odwróćmy sytuację. Pomyśl teraz o tym, co czyni Ciebie nieszczęśliwym. Ważne są pierwsze skojarzenia. Te, które pojawiają się „same”, bez późniejszej racjonalizacji. Jednym z najistotniejszych czynników nieszczęśliwego życia jest samotność. Samotność, czyli brak bliskich ludzi w swoim otoczeniu. Brak emocji, akceptacji, oparcia w innych. Drugi czynnik, o którym zapewne równie szybko mogłeś pomyśleć, to coś złego przytrafiającego się Twoim najbliższym.

A na czym polega poddawanie ludzi karze? Umieszczamy ich w więzieniu, czyli poddajemy izolacji od społeczności, od bliskich. A co robimy z tymi, którzy zawinią już będąc w więzieniu? Tam najwyższą formą kary była… izolatka.

Co robimy po robocie (z robotami)?

Zdecydowana większość z nas gna do domu, by znaleźć się w gronie najbliższych. Przede wszystkim więzy rodzinne. Na następnej pozycji spotkania z przyjaciółmi. Jak odreagowujemy napięcia wynikające z pracy? Pojedynczych sposobów jest wiele, ale dwa powyższe są długoterminowo najistotniejsze. By nie zwariować, nie skończyć z zawałem serca albo wrzodowym zapaleniem jelit potrzebujemy ludzi.

Jakie są najpopularniejsze tematy dyskusji?

Proste i celowo bardzo skrótowe zestawienie kilku tematów, które należą do najpopularniejszych. Których podlane emocjami poruszenie gwarantuje najżywszy odzew, mierzony choćby liczbą odsłon i lajków (to akurat aspekt technologicznej platformy, ale jednak wciąż platformy komunikacji człowiek-człowiek). Oto one:

– korporacje, bo… nieludzkie

– szefowie, bo… nieludzcy

– rekruterzy, bo… (niespodzianka!) nieludzcy.

Czym się wyraża ta nieludzkość? Zarzutami, że jesteśmy traktowani przedmiotowo, zamiast podmiotowo. Czyli widać właśnie tej podmiotowości wciąż potrzebujemy najbardziej.

Jest jeszcze jeden nieśmiertelny temat i… on też jest nierozerwalnie związany z relacjami między ludźmi – przywództwo. Jedną z jego odmian jest obecnie moda na kolory, a szczególnie ten jeden, na literę „t”. Nie jest to przecież dyskusja o schematach struktur firm pod kątem optymalizacji efektywności i osiąganych wyników. Jest to dyskusja, której motywem przewodnim jest zaangażowanie, szczęście i spełnienie ludzi w pracy. I to szczęście nie wynikające z osiągania coraz wyższej sprzedaży lub produkcji. Ono ma swoje źródło w poczuciu sensu, akceptacji, otwartych relacji, bezpieczeństwa przynależności do grupy. Wyniki czysto biznesowe mają być tutaj nie celem samym w sobie, a konsekwencją wymienionych wyżej czynników czysto ludzkich.

Jak się zmieniają relacje rodzinne?

Relacja kobieta-mężczyzna przez tysiące lat była w znacznej mierze transakcyjna. Obie strony dawały sobie coś, czego nie miały, a czego potrzebowały długoterminowo, niemal na całe życie. Mężczyzna zdobywał zasoby, kobieta rodziła i zajmowała się wszystkim dookoła. Niezależnie od czynnika miłości (też przecież biologicznego), było to i w ogromnej części współczesnego świata wciąż jest fundamentem relacji dwojga ludzi. Najtrwalszym spoiwem, dzięki któremu trwają razem, nawet jeśli miłości (przypomnę – też celowy wynalazek natury, a nie kultury) nie było, albo już przybladła. I to trwają w całkiem udany sposób.

W naszej części cywilizacji zaczynają pojawiać się w tym modelu dwa nowe elementy. Po pierwsze, kobieta uniezależnia się od mężczyzny w obszarze zdobywania zasobów niezbędnych do przetrwania. Powoli ale jednoznacznie znika podstawowy element wspomnianego wyżej spoiwa transakcyjnego. Po drugie, żyjemy coraz dłużej. Prawdopodobieństwo osiągania wieku stu lat przez dzisiejszą młodą generację przewyższa już 50%. To oznacza, że para może spędzić ze sobą dziesiątki lat więcej, a spoiwem będzie już „tylko” ich relacja ludzka, partnerska. Czymże zapewnić jej trwałość, jak nie właśnie paletą umiejętności komunikacji i budowania relacji nie wynikającej z samej ekonomii i wygody?

Chyba że do sfery ludzkiej przeniesiemy nawyki wyrobione przez technologię i dobrobyt – nie naprawiamy, wymieniamy na nowe co dwa, trzy lata. Jak smartfon lub samochód w leasingu… Czyli całkowita adaptacja hedonistyczna. Tyle że wiadomo, czym to się kończy. Statystycznie jeszcze większym poczuciem nieszczęścia i zagubienia (to temat mojego odrębnego artykułu, LINK).

Nie sposób nie uwzględnić też jeszcze jednego czynnika. Jest nas po prostu coraz więcej. Przestrzeń wokół nas coraz bardziej wypełnia się ludźmi. Więcej lat będziemy też aktywni zawodowo. To z kolei oznacza więcej zmian miejsc pracy, zmian zespołów, konieczności budowania i odtwarzania relacji. Chcąc nie chcąc jesteśmy wciąż na siebie skazani. I to coraz bardziej.

Czym się kończą wszystkie Gwiezdne Wojny?

Na zakończenie proste spostrzeżenie. Tworzymy masę książek i filmów obracających się w szeroko rozumianym gatunku science-fiction. Ich bohaterami są ludzie przyszłości i fantastyczne technologie. Co jest tak naprawdę istotą ich fabuł? Emocje i zbudowane wokół nich historie. Nasze emocje. Te wynikające ze wspomnianych na początku miliona dziewięciuset tysięcy lat rozwoju konstrukcji biologicznej. Czym jakże często te książki i filmy się kończą? Walką na miecze (choćby i laserowe) i pięści. Taką walką na końcu której zostają pazury i zęby… Jakoś niekoniecznie pasjami oglądamy intelektualne i prowadzone na chłodno dysputy bazujące na faktach i analizie danych statystycznych, prawda? Z kolei literatura i filmy fantasy już niemal w 100% są podporządkowane powyższej regule zębów, pazurów i odniesień do realiów średniowiecza. To nie przypadek. Twórcy głupi nie są. Wiedzą, co do nas trafia i porusza nasze wnętrza.

Tak się kończy całe to gadanie o technologii. Zabawki mamy w ręku inne, ale to wciąż ci sami my.

Wniosek:

Technologia technologią, a my jesteśmy i pozostajemy tymi samymi biologicznymi istotami. Istotami stadnymi z natury, drapieżnymi, u których emocje i ich przekazywanie są bardzo ważne. Do tego żyjącymi coraz dłużej i mającymi systematycznie coraz więcej czasu nie podporządkowanego staraniom o przetrwanie. Swoje szczęście i spełnienie wciąż mierzymy jakością relacji z innymi ludźmi.

W erze RPA i AI będziemy potrzebować jeszcze lepszych umiejętności miękkich, niż do tej pory. To one zresztą będą dawać przewagę nad tymi, którzy ugrzęzną w fascynacji samą technologią. Czy, na ile i kiedy technologia wkroczy w nasze jestestwo biologiczne, naruszając trwające od setek tysięcy lat status quo, to już zupełnie inna historia. Ale to już nie o ludziach będzie.

A teraz każdy może samodzielnie jeszcze raz przeczytać tytuły wymienionych wyżej zagadnień i odnieść je w ciszy i spokoju do samego siebie.

Previous Generacje, Millenialsi i inni, spojrzenie pragmatyczne
Next Dlaczego umierasz pytany o powód odejścia z pracy?

Powiązane wpisy

Komunikacja

Skuteczne CV (i nie tylko), czyli anty-Barnum

Popularność artykułu „CV jak horoskop, czyli efekt Barnuma” przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ma on już ponad 10.000 czytelników i liczba ta systematyczni rośnie. Jest to jasny sygnał, że mimo pozornej

Komunikacja

Mega wzrusz Endrju, cz. 6, Kałcze Kałcze

Endrju był w depresji po tak nieoczekiwanym spotkaniu z królem Łowców Głów, tajemniczym Łysym Doktorem. Został niespodziewanie przez Łowców porwany, przeżuty i równie niespodziewanie wypluty. Doktor obliczył tajnym algorytmem, że

Komunikacja

Czy mówić, że nie mam pracy? Piętno czy standard?

Moją najnowszą książkę o komunikacji możesz obejrzeć i kupić TUTAJ (LINK) Jestem o to pytany regularnie. Z komentarzem, że gdzieś jakiś konsultant napisał, że to osłabia naszą pozycję względem rekruterów