Mega wzrusz Endriu, cz.5, Łowcy Głów

Mega wzrusz Endriu, cz.5, Łowcy Głów

Szedł sobie Endriu ulicą i patrzył z wyższością na wszystko wokół. Był przecież Kapłanem Hajeru, więc dana mu była moc i władza nad wszystkim żywym zasobem. Spojrzy na takiego bladawca i ciach, wypad z firmy; skinie dłonią łaskawie i ciach, jesteś przyjęty; mrugnie okiem do swojego pomagiera Hajerbepa i masz przerąbane w papierach, że hej. Zacznie coś dyrektor marudzić, a Endriu mu wtedy o tym, że przecież jest Opiekunem Lasu, ba! Lasem wręcz jest, rozumie szepty Duchów Puszczy, szmer potoku potrafi przełożyć na ludzki język, a i gdy wilcy wyją, to on sobie pogwizduje tylko, bo to jego pomocnicy (dowiedział się tego wszystkiego na dwudniowym kongresie październikowych szamanów leśnych). Dyrektor wtedy brzęknie coś tylko, że na robocie gajowego to on się nie zna i daje Endriu spokój.

No i szedł tak sobie, gdy coś nagle bzyknęło, poczuł ukłucie i… ciemność…

Gdy się ocknął, nadal widział ciemność. Nie mógł się w ogóle ruszyć. Nie dość, że krew miał pełną trucizny, to jeszcze był związany cały i przytroczony do krzesła, że ani palcem ruszyć. Czuł, że ktoś przed nim siedzi. Wyrzucił więc z siebie powalające hajerowe zaklęcie o problemie z zafiksowaniem na Inner sabotującym dialog wewnętrzny i przejście zasobu na Outer! Każdy bladawiec firmowy padał zawsze jak rażony trupem, a teraz jedyne, co Endriu usłyszał, to pogardliwe chrząknięcie i krótkie „tia…”. Krzyknął Endriu więc jeszcze Fus-Ro-Dah-Kwakjumen!! Najśmiertelniejsze ze śmiertelnych zaklęć Hannelore, ale jedyną reakcją był ironiczny śmieszek i cichy, przeraźliwie cichy i spokojny komentarz „wyluzuj, u nas to nawet Ryserczera nie ruszy, a co dopiero Pana Rekrótera; my kurarą słodzimy herbatę, cyjankiem zakąszamy obiad, strychniną deser, arszenik pod oczy sobie wcieramy, jadem kobry raporty piszemy”. Właśnie tak to usłyszał, przez duże R i przez ó, zadrżał więc, bo takiej mocy słowa, to ani u Seledynowego Bractwa, ani u Pałespiczerów nie spotkał…

Gdzie jestem? Szepnął Endriu. U nas, usłyszał, Łowcy Głów witają, jesteś teraz naszym towarem na sprzedaż, twoja nazwa handlowa, to „kandydat”. Nie masz już nazwiska, tylko numer w bazie danych. Wszczepiliśmy ci implant, a na łopatce masz kod kreskowy. W tym momencie pomocnik o nazwie Ryserczer zdjął mu z głowy papierowy worek o zapachu frytek i… zadrżał Endriu, by załkać natychmiast żałośnie. Oto stał przed obliczem samego JEGO, czyli wodza Łysego Doktora! Wiedział Endriu, że wszelki opór jest daremny. Ze starcia z Łowcami i Łysym nikt jeszcze żywy nie wyszedł… A jeśli kogoś żywcem puścili, to zmysły już na zawsze miał pomieszane, język splątany i nic nie pamiętał, bełkotał jeno coś o pukaniu, czy jakoś tak….

Ale ja nie chciałem tutaj… Ja nie chcę być kandydatem!! Albo chcę być nim zupełnie gdzie indziej… zakwilił tylko Endriu. To nie ty decydujesz, czego chcesz i co jest dla ciebie dobre. My lepiej wiemy, gdzie będziesz pasował. A nam odbiorca towaru godziwie zapłaci. Kto by się tam wyznawał w tych waszych kandydackich specjalizacjach. Po co!? Takie Ajti to jedno Ajti i tyle, dasz sobie radę tam, gdzie cię wsadzimy. Wszystkie Efemcegi to też przecież jeden pies. Nie kwicz, to dla twojego rozwoju jest! Dobrze ci zrobimy, nawet jeśli nie rozumiesz.

Gdzie mnie zabierzecie? Targ jakiś? Będę krzyczał! A drzyj się żabo, znaczy się, przepraszam, kandydacie. Puścimy cię wolno. Mamy twoje papiery i te będziemy sprzedawać, gdzie popadnie reklamując twoje umiejętności skorumpowanego programisty i liderszipa. A gdy ktoś zechce kupić cię amebo jedna, oj przepraszam, kandydacie, to wezwiemy cię poprzez implant i omamimy czarem „dużakasapanie i rozwójżehoho i furametalik i atmosferacudmalina i młodyfajnyzespół”. Sprzedane!

Jakiego skorumpowanego? Chyba skrumowego? Odważył się Endriu, bo już wiedział, że przeżyje. Skrumowego? Jaki dziwny wyraz, nie znam, w bazie danych przy twoim nazwisku jest, że skorumpowany. No i takiego cię sprzedamy.

Ale ja w ogóle nie jestem informatykiem! Wrzasnął Endriu. Hajerem jestem! Nie znam, w bazie danych przy twoim nazwisku jest, że informatyk, no to takie oferty będziemy ci przysyłać i tak cię sprzedamy. A! Skorumpowany jeszcze masz, o, to będziemy cię podsuwać politykom, zaświeciły się oczy Łysego, a źrenice przybrały kształt symbolu dolarów. Kolor też z brązowego jakby w zieleń przeszedł.

A co na to Rycerze z RODOs, co? Dopadną was! Ryserczer z Łysym Doktorem mało z krzeseł nie pospadali, tak się śmiać zaczęli. Aż się popłakali z tej radości. Po dziesięciu minutach obdzwaniania kolegów i opowiadania, co to Endriu palnął doszli do siebie i uśmiechnięci wrócili do rozmowy. Jakoś tak nawet łagodniej na Endriu patrzyli. Jak najedzony kot na myszę [tak tak, właśnie jak na myszę i to było jeszcze bardziej przerażające].

Dlaczego kandydaci tak się was boją? Bo nasz uśmiech przeczy spojrzeniu, słowa obiecują, ton głosu odpycha i po kilku minutach jeniec, oj przepraszam, kandydat, jest tak skołowany, że plecie spocony wszystko, a my przytakujemy i sobie notujemy. Stress Interwju to genialny wynalazek naszych ojców założycieli. Do tego książkę o pukaniu czytamy im na głos dzień i noc. Tego nikt nie wytrzymuje.

A jak wydobywacie zeznania? Stosujemy zmodyfikowaną strategię dwóch policjantów.

A! Pamiętam, dobry i zły, prawda? Ucieszył się Endriu. No, prawie. Ulepszyliśmy ją. U nas występuje zły i piekielnie zły policjant. Mówimy przesłuchiwanemu, oj przepraszam, kandydatowi, wprost, że zginie na pewno, ale może wybrać, czy umierał będzie długo i w męczarniach, czy szybko i bezboleśnie. 100% skuteczności, wygadają wszystko. Ty też powiesz… Sączył cichym głosem Łysy, a palce prawej dłoni złowieszczo przesuwały się po okładce książki. Endriu nerwowo przełknął ślinę.

A jeśli wyrwę implant i będę się opierał? To cię wpiszemy na Czarną Listę w tajnym darknecie, do którego wszyscy nasi bracia Łowcy Głów z całego świata mają dostęp…

Ale tak nie wolno! A widziałeś kiedyś tę listę? Nie… No to sobie krzycz do woli i tak cię wpiszemy; zastanów się, czy warto nam podskakiwać…

Ale te legendy o was to takie niezbyt dobre są…? Drżącym głosem powiedział Endriu. Mówią o nas, że „Świat byłby lepszy, gdyby ich wszystkich potopić”. Ale żyć bez nas nie mogą! Bardzo nam się to podoba. Niektórzy się stawiają i odgrażają, ale w końcu każdy ląduje na naszej kozetce i się spowiada.

 

A ty, Łysy Doktorze, jaki jesteś naprawdę, pod tymi farbami wojennymi i pancerzem? Właściwie to jestem zupełnie inny, tylko rzadko mi to wychodzi. No dobrze, starczy tych głupot, nie mam dla ciebie więcej czasu, już mnie nie bawisz. Dawać następne mięso, znaczy się kandydata!

Ale jak się kontaktować? Zakrzyknął jeszcze Endriu. Nie waż się nam głowy zawracać i czasu marnować. My sami zadzwonimy, damy znać, na 100%, czekaj spokojnie na feedback.

Skinął Łysy Doktor dłonią i Ryserczer założył Endriu papierową torbę śmierdzącą frytkami na głowę. Później ukłucie i ciemność… A Łysy Doktor starannie podarł i wyrzucił kartkę z numerem telefonu Endriu mrucząc „feedbacku się zachciało… na Czarną Listę dziada…”.

Po dramatycznym zetknięciu ze Złem występującym w najzimniejszej i najczystszej w kosmosie postaci Endriu popadnie w załamanie nerwowe. Błąkając się bez celu i świadomości po karczmach, rynsztokach i lupanarach trafi do miejsca mieniącego się lekiem na całe zło. Do oazy kwitnących 24/7/365 róż, gdzie nawet anioły nie są wystarczająco dobre i czyste, by dostąpić zaszczytu członkostwa. Otóż wpadnie pod skrzydła certyfikowanych dobrolubnych miłościosiejów z sekty Kanap Autobusowych (we własnym narzeczu mieniących się Kałcze Kałcze). Zostańcie z nami…

Previous Słucham Gadam, wywiad, wersja audio
Next Dokąd wysłać lidera na sensowne męki?

Powiązane wpisy

Komunikacja

Jak załatwić dowolnego autora, erystyka sieciowa, cz. 2

Poprzedni wpis pt. „Jak załatwić dowolnego autora treści” (LINK) spotkał się z dużym odzewem w przestrzeni LinkedIn. Komentujący wnieśli fantastyczną wartość dodaną przytaczając wiele kolejnych przykładów komentarzy, które można wrzucić

Komunikacja

Herezja i Błażej Pascal a komunikacja biznesowa

Historia uczy. Niespecjalnie nam się to udaje udowodnić uczynkami, ale samo powiedzenie brzmi dobrze i skłania ku refleksjom (najczęściej w stylu „żebym to ja wiedział…”). Nie powinniśmy więc być zaskoczeni,

Komunikacja

Plaga soszialu, czyli co powiedział Ajnsztajn

„Szukając odległego skarbu, możesz nie zauważyć cennej monety pod stopami”. Piękne, prawda? Coraz więcej tutaj takich zdań. To tzw. lajkożercy. Aż się prosi, by zakrzyknąć „tak!”, zadumać się i polubić.