H.D. Thoreau, „O obywatelskim nieposłuszeństwie”

H.D. Thoreau, „O obywatelskim nieposłuszeństwie”

To bardziej esej, niż książka. 36 stron, do tego napisanych jakieś ponad 150 lat temu. A weszło do kanonu lektur (niemal) obowiązkowych. Zdecydowanie warto znać, bo to świetna inspiracja do własnych przemyśleń. Obywatelskie nieposłuszeństwo.

Henry David Thoreau podnosi niezwykle istotny temat: gdzie są granice w relacji obywatel-państwo, po przekroczeniu których ten pierwszy ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek odmówić posłuszeństwa. Czy w ogóle takie granice są i jakie formy nieposłuszeństwo może przyjmować? Na pierwsze pytanie Thoreau zdecydowanie odpowiada twierdząco. Uważa, że te granice są – z tym łatwo mi się zgodzić. Uważa także, że można je jednoznacznie zdefiniować – z tym zgodzić mi się znacznie trudniej.

Kiedy i w jaki sposób obywatel ma prawo/obowiązek, okazać nieposłuszeństwo państwu. Czy tylko w przypadkach skrajnych, gdy państwo jest oprawcą, tyranem, na co reakcją ma być rewolucja z bronią w ręku? Czy może także w przypadkach innych pogwałceń sprawiedliwości w oczach tegoż obywatela? Thoreau jest zdecydowanym zwolennikiem tego drugiego scenariusza. Obywatel nie powinien czekać aż państwo stanie się tyranią. Powinien reagować wcześniej. Brzmi znajomo? Jakże uniwersalnie i współcześnie…

„Przede wszystkim powinniśmy być ludźmi, a dopiero później obywatelami. Nie powinniśmy kultywować szacunku dla prawa, lecz raczej dla sprawiedliwości. Jedynym obowiązkiem, jaki mam prawo wziąć na siebie, jest obowiązek czynienia zawsze tego, co uważam za sprawiedliwe”.

„Prawo nigdy nie uczyniło ludzi ani odrobinę sprawiedliwszymi”.

Czyli kryterium Thoreau uruchomienia obywatelskiego nieposłuszeństwa jest sprawiedliwość. No właśnie, ale czy istnieje jednoznaczna sprawiedliwość, czy nie jest to zbyt ogólnikowe? Autor zakłada, że istnieją obiektywne kryteria, co jest właściwe, a co nie. Co jest jeszcze sprawiedliwe, a co już nie. Że dyskurs i logiczna argumentacja wystarczą do ich uwspólnienia i na tej podstawie podejmowania decyzji o posłuszeństwie lub nie wobec państwa. Niestety, to zbyt niejasne i wyidealizowane podejście. Obala je po prostu obserwacja rzeczywistości. Te zewnętrzne, obiektywne, jednakowe dla wszystkich kryteria nie istnieją. W tej samej sytuacji różni ludzie będą podejmować bardzo odmienne jej oceny względem własnego pojęcia sprawiedliwości. Także w odniesieniu do bardzo skrajnych wydarzeń, jak choćby wojny i okrucieństw będących jej konsekwencją. Dość przypomnieć, że większość społeczeństw witała wybuch I Wojny Światowej z entuzjazmem i wybuchami pełnego emocjonalnych uniesień patriotyzmu. Takie same uczucia budziła wśród wielu Amerykanów napaść ich państwa na Meksyk, właśnie w czasach Thoreau.

Trzeba jednocześnie Thoreau uczciwie i z szacunkiem za to przyznać, że właśnie tę agresję własnego państwa potępia jednoznacznie i miał odwagę protestować. Był też zdeklarowanym przeciwnikiem niewolnictwa, czy też kary chłosty w szkolnictwie. Potrafił nawet odizolować się od społeczeństwa i żyć przez dwa lata w samotni nad jeziorem Walden. Tym samym trzeba mu oddać, że nie pisał z pozycji jedynie interesu własnego albo własnej rozbuchanej wolności,  a z pozycji osobiście deklarowanych jako „sprawiedliwe”. Własnym życiem poświadczał głoszone tezy. Nie był więc teoretykiem nawołującym z wysokiej wieży. To czyni go wiarygodnym partnerem dyskusji, nawet jeśli nie we wszystkim się z nim zgadzam.

A jaki był w ogóle stosunek Autora do państwa jako takiego? To ważne pytanie, bo Thoreau jest zwolennikiem minimalizmu państwa. Dwa poniższe cytaty pozwalają zrozumieć, dlaczego czasem Thoreau jest zaliczany wręcz do anarchistów (raczej na wyrost), czy też jako przedstawiciel leseferyzmu (to już bardziej…).

„…dopóki nie zechcę, by Massachusetts rozciągnęło swą opiekę nade mną […] lub dopóki spokojnie pracuję w swoich rodzinnych stronach nad pomnażaniem majątku, mogę pozwolić sobie na odmowę posłuszeństwa stanowi Massachusetts i nie uznać jego praw do mojej własności i życia”.

„Bliskie są mi słowa >Najlepszy rząd to ten, który najmniej rządzi< i cieszyłbym się, gdyby stosowano się do nich szybciej i systematyczniej.”

To postulaty pisane z pozycji społeczeństwa składającego się z samodzielnych przedsiębiorców, którzy mają poczucie (czasem słusznie) samowystarczalności. Na tyle głębokie, że państwo traktują jako coś, co można włączać i wyłączać w zależności od sytuacji i to najlepiej jedynie jako strażnika praw podstawowych. A reszta ma dziać się sama, gdyż, według nich, świat jest generalnie mechanizmem samoregulującym się. Już w tamtych czasach było to jednak nierealne. Z jednej strony społeczeństwo wcale nie było tak jednorodne. Nigdy nie było przecież. Do tego ludzie są przeróżni i raczej trudno powiedzieć, że zawsze kierują się dobrem wspólnym… Z drugiej – i w tamtych czasach istniała choćby potrzeba ochrony ze strony państwowej armii, rosnąca potrzeba szkolnictwa, budowy dróg itd. opłacanych z podatków ściąganych systemowo, a nie po dobrej woli. Bo właśnie odmowa płacenia podatków, czyli finansowania państwa niesprawiedliwego, w odczuciu obywatela, ma być podstawową bronią. Bronią, której Thoreau sam nie wahał się używać i gotów był iść z tego powodu do więzienia.

Czy pytanie o relacje obywatel-państwo jest wciąż aktualne? Cóż, wystarczy wyjrzeć za nasze polskie okno, by zobaczyć, jak bardzo. Tym bardziej, że widać dzisiaj ze szczególną mocą, że „państwo” jest zawłaszczane przez tę, czy inną rządzącą partię i realizuje cele partii, dla osiągnięcia których łamane są prawa i reguły podstawowe. Thoreau… wiecznie żywy.

To książka z XIX wieku, pisana z pozycji samodzielnego i, w swoim pojęciu, samowystarczalnego obywatela żyjącego w oddaleniu od wielkich centrów miejskich. Z wszystkimi konsekwencjami takiego ulokowania. A jak to wygląda w naszych czasach, czyli w znacznie bardziej złożonych strukturach o intensywnych zależnościach wewnętrznych? Refleksjami na ten temat podzielę się przy okazji recenzji innej książki, znacznie bliższej naszym czasom: Erich Fromm, „O nieposłuszeństwie i inne eseje”.

Czy czytać Thoreau mimo upływu tylu lat? Oczywiście, że czytać! To najlepszy sposób do poznawania źródeł i wyrabiania własnego zdania na bazie wiedzy.

Previous A skąd to wiesz?
Next Wiedźmin a sprawa polska, czyli autorefleksja

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Smakowite cytaty bez komentarza cz. 4 Mrożek

– dowcipkowanie jako system jest doskonałym sposobem niepowiedzenia niczego przy jednoczesnym mówieniu bez przerwy – oczywiście człowiek mówi. Może mówić, ale to nie znaczy, że umie. Nawet najbardziej wygadani z

Autorefleksja

Czy jesteś tym, który puka? WSTĘP

NADEJSZŁA WIEKOPOMNA CHWILA, czyli… WYDAJĘ KSIĄŻKĘ  Takie czasy, że książkę napisać i wydać każdy może. Postanowiłem więc i ja :-). Materiału zebrało się przez ostatnie lata sporo. Fundamentem są moje

Autorefleksja

Czego nauczyło mnie Kilimandżaro?

Kilka dni temu zdobyłem Kilimandżaro. Ledwo żywy, ale wszedłem. Dałem też radę zejść, co bywa nawet trudniejsze. W takich przypadkach soszialowi twórcy pędzą z odkryciami, czego to oni „wyjątkowego” nie