Etyka w biznesie – co na to matematyka…

Etyka w biznesie – co na to matematyka…

Tym artykułem rozpoczynam nową serię. Właśnie pod wspólnym hasłem „Etyka w biznesie”. Materiał obejmie 5 publikacji. Są one rozwinięciem opracowanego przeze mnie na początku 2019 roku wykładu. Wykładu, który spotkał się już kilkakrotnie z dobrym przyjęciem w różnorodnych środowiskach biznesowych (czy to na studiach MBA, czy to wewnątrz dużych struktur firmowych). Podchodzę do zagadnienia praktycznie. Nie rozwijam kolejnej teorii filozoficznej, bo to więksi ode mnie robią znakomicie od zarania dziejów. Pokazuję podejście odnoszące się do zachowań. Punktem wyjścia jest… matematyka. Sprawdzam, czy i na ile wspiera lub obala postulaty etyczne. Później przejdę do rozważenia, czy naprawdę mamy sztywny kręgosłup moralny, by skończyć podróż nieomal wzorem Hobbita, czyli pętlą „od wartości do zachowań i z powrotem”. Bo to droga dwukierunkowa. Dla wielu zaskakująco mocno.

 

Część 1 – wstęp, czyli skąd matematyka w rozważaniach etycznych?

Zagadnienia etyki (moralności), wynikających z niej wartości, zasad postępowania, sprawiedliwości, oceny, co jest słuszne, a co nie są tematem debaty trwającej tysiąclecia. To intelektualnie wybitna debata, bez wątpienia. Wskazane tysiąclecia są z kolei wystarczająco długim przedziałem, by móc spojrzeć nieco z boku i pokusić się o pragmatyczne uogólnienia. Takie z poziomu każdego z nas, nie zawodowego filozofa.

Po pierwsze – nie doszliśmy do żadnych rozwiązań rozstrzygających (dowodliwych). Mamy wiele założeń normatywnych, czyli postulatów „jak powinno być”. Źródło tych założeń jest zmienne. Dla jednych będą to nauki społeczne, dla innych przyrodnicze lub humanistyczne (jakkolwiek niejasne są ich definicje i rozgraniczenie), czy też fundamenty religijne (w ich pojęciu dane od Boga/bogów, a interpretowane i rozwijane przez ludzi). Udowodnić tego w żaden rozstrzygający sposób się nie da. Powtórzę, są to założenia. Do tego zmienne w czasie i przestrzeni. Niejednokrotnie jakże odmiennie interpretowane na bazie tych samych danych wyjściowych, czyli postulujące odmienne zachowania w identycznych sytuacjach. Wniosek – rozwiązań jednoznacznie rozstrzygających, czyli dających się dowieść, do tego uniwersalnych w czasie i przestrzeni, nie będzie. Będzie to zawsze umowa między ludźmi oraz indywidualne rozstrzygnięcia, uzależnione od wielu zmiennych.

Po drugie – wspomniana na początku debata jest udziałem nielicznych. Każde pokolenie w swojej masie praktycznie uczy się od nowa, nie kumulując wcześniejszych osiągnięć myśli. Ba, sformułowanie „uczy się” jest nadużyciem. Uczymy się systemowo masy rzeczy, ale tego akurat nie. Powiedzieć „wyrabia sobie” jest bliższe rzeczywistości. W sferze technicznej życia korzystamy z nieustającego postępu i każde pokolenie natychmiast ma dostęp do skumulowanego dorobku. Szczególnie od wieku XIX. Grecy i Rzymianie samochodów i smartfonów nie mieli, a my tak. Nasi następcy en bloc skorzystają z tego, co powstanie na bazie naszego wkładu w ten rozwój. Efekt tysięcy lat dotyczy każdego, natychmiastowo (pomijam samą kwestię dostępności wynikającą z zamożności). Za to w sferze jakości indywidualnych wyborów moralnych raczej niespecjalnie różnimy się od starożytnych. Pojedynczy człowiek nie przewyższa dzisiaj wspomnianego Greka czy Rzymianina pod tym względem. Różnicę ze starożytnymi robi kaganiec, jaki sami sobie nakładamy w postaci złożonych i wciąż rozwijanych struktur państwowych i idącego za tym aparatu porządku/represji. W sferze moralności większość z nas bazuje na tym, co wyrywkowo przekazali nam rodzice/otoczenie. Dodajemy do tego bardzo intuicyjne własne poczucie sprawiedliwości i domyślnie uznajemy, że mamy pełny i stabilny system wartości oraz idących za nim zachowań. Nie mówiąc już o tym, jak wiele zależy od samych genów i fizycznej budowy mózgu, czyli elementów poza naszym wpływem. To poczucie posiadania pełnego i stabilnego systemu wartości (plus wspomniane zachowania) jest bardzo złudne. W takich samych sytuacjach potrafimy się zachowywać bardzo odmiennie i podejmować równie odmienne decyzje.

Czy istnieje z kolei coś takiego, jak „etyka biznesu”? W moim pojęciu… raczej nie. Mam na myśli, że nie ma potrzeby wydzielać nowego bytu o wymienionej w poprzednim zdaniu nazwie. Etyka odnosi się do całokształtu aktywności ludzkiej. Przejście z aktywności rodzinnej do społecznej, czy biznesowej nie unieważnia jakichś zasad, ani nie tworzy nowych. Dochodzą tylko nowe sytuacje, w których trzeba przełożyć własne wartości na konkretne zachowania. Tylko tyle. Stąd tytuł tego cyklu artykułów traktuję oczywiście umownie, wręcz przewrotnie. Celowo zamieniam „Etyka biznesu” (jakaś niby inna?) na „Etykę w biznesie” (wciąż ta sama, tyle że w nowych zastosowaniach).

A teraz mam propozycję idącą znacznie dalej, wręcz dosyć radykalną. Wyjdźmy z kręgu nierozstrzygalnej, toczącej się od tysięcy lat wspomnianej debaty „jak powinno być i dlaczego bywa inaczej, niż powinno”. Spójrzmy na to chłodnym okiem. A cóż może być chłodniejsze i bardziej rozstrzygające w swoim pięknie, niż… matematyka [dodam subiektywnie, że królową nauk jest fizyka, ale jej tu nie będziemy mieszać]. Powtórzę ważne zdanie z początku: sprawdźmy, czy i na ile matematyka wspiera lub obala postulaty etyczne. Jeżeli wspiera, to otrzymamy wspaniały dowodliwy argument wyższości i preferencji stosowania tychże postulatów. Ale jeżeli obala, to mamy problem. Bo jeżeli jakikolwiek scenariusz jest wygrywający, to w długiej perspektywie ewolucyjnej… wygra. Niezależnie od tego, czy nam się to podoba i od nadawanych mu arbitralnie ocen etycznych.

Zacznijmy od fundamentalnego pytania dotyczącego zachowań biznesowych. Pisząc „fundamentalnego” mam na myśli takie, które warto zadać na początku. Udzielona odpowiedź będzie gruntem do dalszych rozważań. Kolokwializując: by zacząć właśnie od początku, nie od środka. Pytanie jest jak najbardziej godne rozpatrywania (i jest rozpatrywane) w kategoriach etycznych. Za to my rozpatrzymy je właśnie matematycznie.

To pytanie brzmi:

czy nieustająca maksymalizacja własnej wygranej w każdym kroku jest skuteczna?

To bardzo pragmatyczne pytanie. Udzielona na nie odpowiedź warunkuje już codzienne zachowania. Ten wątek rozwinę w części 2. Poza rozstrzygającą matematyką posłużę się m.in. gangsterami z przeszłości, czyli piratami oraz tymi zupełnie współczesnymi. Dostojewski też się przyda.

PS zdjęcie ilustrujące ten tekst jak najbardziej nieprzypadkowe.

Previous Top 10 "Głosów LinkedIn PL" - jestem :-)
Next Etyka w biznesie - rachunek prawdopodobieństwa

Powiązane wpisy

Autorefleksja

Mit nr 3: rób, co kochasz, a dnia w pracy nie będziesz

Tytułu Pogromcy Mitów sobie (jeszcze) nie przyznam. Przypomnę jedynie, że przynajmniej dwa z tych mocno pokutujących już nadkruszyłem. Mam na myśli cudowny lek na wszystko, czyli „Bądź sobą!” (LINK) oraz

Autorefleksja

Dobre życie i szczęście, część trzecia i ostatnia

Wśród wielu zagadnień cząstkowych autorefleksji widnieje także szczęście. Poświęciłem mu wcześniej dwa artykuły (linki na dole). Jeden z wątków wzbudził ostatnio ciekawą dyskusję w LinkedIn. Jest nim pytanie, czy szczęście

Autorefleksja

Idealny ja – kwestia egzystencjalna

Czy na zdjęciu jest piękny kwiat? Tak! Czy jest doskonały? Nie! Nie jest idealnie symetryczny, trochę pomarszczony na krawędziach, trochę spalony słońcem… Czy mu to odbiera piękna? Wręcz przeciwnie. Właśnie